Reklama

Piłkarska matura zdana bez wyróżnienia

redakcja

Autor:redakcja

09 grudnia 2015, 22:44 • 2 min czytania 0 komentarzy

Rzadko Luis Enrique ma okazję, żeby porotować. Ostatnio z Villanovense w pucharze mógł co prawda wystawić kucharza, masażystę i asystentkę księgowego, a i tak Barcelona by wygrała, ale to wyjątek. Generalnie im dalej w sezon, tym trudniej o takie okoliczności. Tym bardziej przydatne mogło się okazać dzisiejsze starcie z Bayerem Leverkusen. Awans? Przyklepany już dawna. Pierwsze miejsce? Podobnie. Przy przegranej Blaugrana i tak nic by nie straciła, więc trener mógł się zabawić w Berga i przemeblować jedenastkę.

Piłkarska matura zdana bez wyróżnienia

Zakończyło się 1:1, ale dzieciaki pozostawiły sporo znaków zapytania. Lucho wystawił w jedenastce dwóch absolutnych debiutantów z tego sezonu – Sampera i Kaptouma i obaj zasygnalizowali, że przepraszamy panie trenerze, ale jeszcze nie jesteśmy gotowi. Młody Katalończyk zaliczył kilka pojedynczych przebłysków, ale przy tym raził stratami i brakiem odpowiedzialności, natomiast 19-letni Kameruńczyk raczej był poza grą i sprawiał wrażenie przerażonego tym, gdzie się znalazł. Tragedii nie było, piłkarska matura zdana, ale co najwyżej na „tróję”. Wyglądało to tak, jakby sama komisja egzaminacyjna przestraszyła obu chłopaków, bo umiejętności z pewnością mają niemałe, tylko dziś postanowili ich nie sprzedawać. Czyli zupełnie inaczej niż Gumbau, który zameldował się w drugiej połowie i udowodnił, że potrafi fajnie prowadzić grę na tle czołowej niemieckiej drużyny.

Patrząc globalnie – mecz oglądało się przyjemnie, ale obie drużyny mimo wszystko rozczarowały. Barcelona, bo po pierwsze – przez większą cześć spotkania brakowało jej płynności w rozegraniu, po drugie – za tysiąc błędów w defensywie, po trzecie – bo znów nic nie pokazali ci, którzy bezskutecznie próbują się wpychać jedenastki, czyli Sandro i Munir. Bayer zawiódł natomiast, bo nie potrafił tych pomyłek wykorzystać (doskonale bronił Ter Stegen) a i podopieczni Rogera Schmidta z pewnością oczekiwali czegoś więcej na tle pół rezerwowej Barcelony. Jeden cel Luis Enrique natomiast zrealizował – ten mecz miał służyć temu, by Messi w końcu wrzucił trzeci bieg i na nowo złapał iskrę, o której pisała hiszpańska prasa. Czy się powiodło? Częściowo tak. Argentyńczyk gola strzelił, a potem – widząc, że nie ma za bardzo z kim pograć – znów zredukował na dwójkę. To jednak wystarczyło, by odprawić Leverkusen do Ligi Europy.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...