Reklama

Zadyszka Piasta? W Warszawie zacierają ręce…

redakcja

Autor:redakcja

05 grudnia 2015, 20:55 • 3 min czytania 0 komentarzy

Gdyby przed pierwszym gwizdkiem ktoś zaczepił nas na ulicy i zapytał, czy grać w tym meczu overowy wynik, odparlibyśmy bez wahania: – Koniecznie! W końcu grały ze sobą dwie ekipy uchodzące za najbardziej ofensywne w całej lidze. No i znalazłyby się jeszcze dwa inne powody: radosna defensywa Piasta i święty Mikołaj Bartosz Rymaniak na środku obrony Cracovii. Wszystko się sprawdziło, gole podczas hitu ekstraklasy dopisały. Przyznamy, że dylemat przed spotkaniem mieliśmy zupełnie inny: kto będzie w tym meczu prowadził grę? Przecież mowa o dwóch ekipach, które – co jest rzadkością w naszej lidze – doskonale wiedzą, jak zagrać w ataku pozycyjnym.

Zadyszka Piasta? W Warszawie zacierają ręce…

O dziwo dominowała Cracovia. Piszemy o dziwo, bo jednak to Piast przystępował do tego meczu jako lider (i jest nim rzecz jasna nadal), to Piast grał u siebie, no i generalnie byliśmy zdania, że może nawet jeśli nie przejmie inicjatywy, to chociaż będzie dotrzymywał kroku. A fragmentami w pierwszej połowie goście dobijali do 70% w statystyce posiadania piłki, gospodarze do przerwy nie oddali żadnego celnego strzału. Gdyby oceniać wówczas ten mecz wyłącznie po statystykach, wniosek byłby prosty – deklasacja.

Gdyby oceniać po wyniku, okazałoby się coś zgoła innego: idą jak równy z równym.

Rakels strzelił takiego gola, że chyba większość widzów w Gliwicach i przed telewizorami przypomniała sobie ostatnią z pięciu bramek, którą Lewy wpakował Wolfsburgowi. Wolej najwyższych lotów. Generalnie – jesteśmy pod wrażeniem ostatniej formy Rakelsa. Obserwowaliśmy go w jego pierwszych sezonach w Zagłębiu Lubin, kiedy kopał się po czole (a przychodził jako król strzelców ligi łotewskiej) i nigdy nie przypuszczalibyśmy, że wyrośnie z niego taki kawał napastnika. Biorąc pod uwagę ostatnie dziesięć meczów, strzelał co najmniej jednego gola aż w OŚMIU z nich. Kosmos. Niesamowita regularność.

Czym odpowiedział Piast? Właściwie niczym. Wystarczyła precyzyjna wrzutka Vacka a Cracovia sama się wykończyła. Z piłką minął się Sandomierski (fatalnie ocenił tor lotu piłki), niepilnowany Korun dograł w pole karne, gdzie już czyhał Rymaniak, który za bardzo wziął sobie do serca całą mikołajkową otoczkę tej kolejki – wiecie, czapki i tak dalej – i sprezentował gola swoim rywalom. Sam wpakował piłkę do siatki.

Reklama

Co się działo dalej? Piast poszedł za ciosem, wyszedł na prowadzenie i wtedy zaczęliśmy pukać głowami w ścianę powtarzając, że kompletnie nie rozumiemy futbolu. Naprawdę: dla sprawiedliwości wyniku dobrze się stało, że Jaroszyński strzelił gola, bo Piast kompletnie nie zasłużył na komplet punktów. Na remis i tak reagujemy lekkim grymasem twarzy, bo trzeba uczciwie ocenić, że gliwiczanie raczej dociułali ten wynik do końca aniżeli na niego zasłużyli. Jendriskowi muszą postawić dobrą kolację, bo w końcówce spartolił dwie sytuacje, których szanujący się napastnik spartolić najzwyczajniej w świecie nie może.

Czy hit kolejki nas zawiódł? Cztery bramki, kompletnie niespodziewany zwrot akcji, klasyczny babol, kilka składnych akcji, gol, który z pewnością znajdzie się w top 10 bramek ekstraklasy… Nie, nie możemy powiedzieć, że hit nas zawiódł. Zawiodła nas natomiast postawa Piasta w ostatnich dwóch meczach. Sądziliśmy, że gliwiczanie (przynajmniej do zimy) będą masakrować wszystko, co stanie im na drodze. To niewiarygodne, ale dopiero drugi raz w tym sezonie lider jest w sytuacji, kiedy po stracie punktów (jakiejkolwiek, remisie bądź porażce) nie wygrywa meczu. Niesamowite.

Zadyszka Piasta? Może i tak, ale coś nam mówi, że gliwiczanie szybko zostaną podłączeni do dodatkowej rezerwy tlenu. A w Warszawie już zacierają ręce…

piast

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...