Reklama

2015 rok? Śląsk w cieniu całej Polski…

redakcja

Autor:redakcja

29 listopada 2015, 11:02 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dziesięć dni temu Tadeusz Pawłowski podsumował fatalną dyspozycję Śląska stwierdzeniem, że panuje nad sytuacją, a kryzys minie wkrótce. Kolejne dwa ligowe mecze przyniosły jego drużynie zero strzelonych bramek i tylko jeden punkt, więc wczoraj – na konferencji po starciu z Pogonią – orzekł, że kiedy Śląsk w końcu wygra mecz, przyjdzie pewność siebie i drużyna będzie groźniejsza z przodu. A my pytamy, kiedy?! Ile jeszcze można czekać na jakiekolwiek pozytywne symptomy? I czy Pawłowski ma w ogóle na myśli trwającą rundę? Do końca roku pozostały cztery spotkania, a wrocławianie coraz głębiej osiadają w strefie spadkowej…

2015 rok? Śląsk w cieniu całej Polski…

Fatalna gra Śląska to już nie jest wypadek przy pracy, to trwały obraz nędzy i rozpaczy. Dość napisać, że od początku 2015 roku wrocławianie wygrali osiem spotkań, a nie wygrali aż 27. Że mają na koncie tyle samo zwycięstw w Ekstraklasie, co Zawisza, który na początku czerwca z hukiem spadł z ligi. Wreszcie że – nie licząc beniaminków i spadkowiczów – są drugą najgorszą drużyną na przestrzeni ostatnich 35 kolejek. A to już okres będący równowartością prawie pełnego sezonu.

                    90minut.pl

Porażająca jest tu też skuteczność, bo Śląsk – zaraz po Górniku Łęczna i Podbeskidziu, które rozegrało o jeden mecz mniej – jest pod tym względem najgorszy. Wydaje się, że tutaj nie ma przypadku i niczego nie da się naprawić małym kosztem. Kryzys jest naprawdę potężny i trwa już od roku, więc z pewnością nic się samo nie naprawi. Potrzebna jest wnikliwa analiza, uczciwe rozliczenie wykonanej pracy i przygotowanie planu naprawczego. Pytanie tylko, czy od Pawłowskiego można w ogóle jeszcze takich rzeczy oczekiwać?

Wiadomo, Śląsk wymaga wzmocnień, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Nie da się jednak ukryć, że obecną kadrę zespołu z pewnością stać na więcej niż przedostatnie miejsce w tabeli. W drużynie jest dwóch porządnych bramkarzy, są niedawno powoływani przez Nawałkę Celeban i Kokoszka, mamy też wicekróla strzelców poprzednich rozgrywek, Flavio Paixao (18 goli) oraz jednego z najskuteczniejszych pomocników tamtego okresu, Jacka Kiełba (9 goli). Jest też strzelający w zeszłym sezonie w silniejszej lidze rumuńskiej Kamil Biliński (11 goli), są solidni Dudu, Hołota, czy Pawelec. Z pewnością Tadeusz Pawłowski nie może powiedzieć, że nie ma kim grać.

Reklama

Liczebność kadry również nie powinna stanowić tu wielkiego problemu. Jeżeli podliczymy zawodników, którzy w tym sezonie rozegrali w lidze minimum 400 minut, okaże się, że Śląsk ma czternastu takich graczy. To o jednego więcej, niż liderujący Piast i o jednego mniej, niż druga w tabeli Legia. Czyli nie widzimy tu jakiejś wyjątkowej eksploatacji piłkarzy, bo ligowe minuty rozkładają się mniej więcej na taką samą liczbę zawodników, jak w najlepszych drużynach Ekstraklasy. Problem musi leżeć gdzieś indziej.

Drużynie nie pomogła kolejna już dwutygodniowa przerwa na reprezentację w niemal pełnym składzie, nie pomogła też wymiana prawie całego sztabu szkoleniowego. Gra w meczu z Pogonią z pewnością nie pozwala też oczekiwać, że za moment nastąpi jakaś szczególna poprawa. Tym bardziej, że do końca roku Śląsk zagra trzy mecze na wyjeździe i jeden u siebie, a – przy niekorzystnym układzie innych gier – za moment będzie już potrzebował dwóch dobrych kolejek, by wydostać się ze strefy spadkowej.

A jeśli do końca roku nic się we Wrocławiu znacząco nie zmieni – na co się w sumie zanosi – wiosną trzeba będzie zacząć rozpatrywać Śląsk jako mocnego kandydata do pożegnania z ligą.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...