Wielowymiarowe znaczenie ma najbliższa kolejka Ligue 1. Wyniki schodzą na dalszy, jeśli nie ostatni plan. Skoro gole są kwestią trzeciorzędną, to co jest najistotniejsze? Pytanie retoryczne – wiadomo, sukcesem jest to, że piłkarze w ogóle wybiegną na boisko, a najważniejsze, żeby obyło się – cóż, takie czasy – bez ofiar.
Gdy minister sportu Patrick Kanner ogłosił, że mecze będą normalnie rozgrywane, trudno było znaleźć szczególnie natarczywe głosy krytyczne. Jak celnie powiedział Philip Lahm: “nie powinniśmy pozwolić, by strach wpływał na nasze życie“, innymi słowy nie można, za wszelką cenę nie można, pozwolić dać się zastraszyć. Zniszczyć nasz styl życia, to jest celem terrorystów, a gdy ulegajamy presji strachu odnoszą sukces. W tym kontekście decyzja broni się: – Możesz powiedzieć, że w obliczu takiej tragedii, której doświadczyliśmy, gra w piłkę to nonsens. Ale tak nie jest, bo futbol, tak samo jak pójście do kina, teatru, do restauracji, to życie. A życie musi toczyć się dalej.
Trochę ten przekaz, że Francja nie daje się zastraszyć, zaburzyła decyzja władz Ligue 1. Te bowiem postanowiły, że kibice gości nie wejdą na stadiony, oglądać będą tylko gospodarze. Co kibice winni? Otóż winni są tego, że tak czy inaczej, choćby przyjechali z jak najlepszymi intencjami, trzeba ich zabezpieczać: – Nie mamy dość funkcjonariuszy, żeby zagwarantować bezpieczeństwo kibicom przyjezdnym. Trzeba skupić się na ogólnym zabezpieczeniu stadionu, z naciskiem na działania antyterrorystyczne.
Kibice są, rzecz jasna, niezadowoleni. Wielu z nich chciałoby pojechać, zaśpiewać marsyliankę, zamanifestować swoją obecnością na arenie, że Francja jest silna. Niektórzy zapłacili za bilety z wyprzedzeniem, a teraz są one nieważne. Oczywiście, trudno się spodziewać, by między kibicami miało dochodzić w obliczu takich wydarzeń do ekscesów, ale cóż – regulamin jest regulaminem.
Ciężko zakwalifikować te ruchy. Z jednej strony trzeba skupić się na bezpieczeństwie. Z drugiej ryzyko, że będą kibicowskie spięcia jest niskie jak nigdy, policji i tak będzie więcej, a można by pokazać terrorystom, że ich działania nie przynoszą skutków. Może jednak jest to zdrowy kompromis – gramy dalej, ale spokojnie, najpierw wybadajmy teren.