Polska reprezentacja pozostaje konsekwentna, można powiedzieć, że już tylko podkreśla swoje piłkarskie DNA. W tyłach jest radosna jak wiele innych naszych kadr z przeszłości, potrafi sprezentować gola w sposób zaskakujący nawet samego rywala. Ale to jest w niej wyjątkowe, że ma też niesłychaną łatwość strzelania bramek. Dla wielu poprzedników 0:1 było szklaną górą, powodem do załamki, stresu, z czego za chwilę rodziła się panika w grze. Tych chłopaków autentycznie to nie rusza – robią swoje, bo wiedzą, że robienie swojego wystarczy, by gole przyszły. A te posłusznie przychodzą, o czym przekonała się dziś pokonana 4:2 Islandia.
Oj tam oj tam, Weszło, to gole wbite Islandii. Ci kolesie przed chwilą obudzili się, że istnieje taka dyscyplina jak futbol, jeszcze niedawno ich narodowym sportem było pewnie żonglowanie suszonym węgorzem albo coś w tym stylu. Okej, jasne, nikt po wylosowaniu wyspiarzy na Euro nie zaleje się łzami, ale jedna istotna statystyka: przez całe eliminacje Islandia straciła sześć bramek. Sześć bramek grając dwa razy z Turcją, dwa razy z Holandią, dwa razy z Czechami. A my im dzisiaj władowaliśmy cztery. Chcecie to bagatelizujcie, śmiało, można, wasza wola, ale gdzieś tutaj widać wyraźnie pewną kluczową charakterystykę polskiej kadry. I gdzieś tam na północy islandzkie Weszło właśnie publikuje artykuł: Połowowpierdolsson. Polacy sprawili, że nie byliśmy sobą.
Ci Islandczycy pewnie jeszcze nawet nie wiedzą co się dokładnie stało. Przyjechali do Polski, wyszli na mecz, a potem wszystko działo się pod dyktando Polaków. Polacy rozdawali gole, Polacy strzelali, potem znowu rozdawali, znowu strzelali. Scenariusz kontrolował gospodarz, był przy tym kurtuazyjny, ale jednak stanowczy – rolą gości było wyłącznie wypełnianie poleceń. Daliśmy dziwacznego karnego to go wykorzystali. Człapaliśmy całą połówkę, to też do towarzystwa poczłapali. Przyspieszyliśmy, to nie mieli nic do powiedzenia, przyglądali się. Co nie mówić o tych naszych biało-czerwonych, to jedno jest pewne: nie cierpią nudy chyba nawet bardziej od rywali.
Oczywiście nasza kadra jest skonstruowana wielce ryzykownie, bez nie bez przyczyny mówi się, że mocną drużynę buduję się od tyłów, tymczasem u nas jest jasne, że to skuteczny atak ciągnie całość do triumfalnego “przez twe oczy zielone” po ostatnim gwizdku. Obrona potrafi czasem zagrać rzetelnie, ale też rozregulowuje się łatwo jak stary ciągnik. Powiemy tak: bramka dla rywali wisi w powietrzu zawsze, bo nigdy nie wiesz, kiedy komuś coś niewytłumaczalnie odbije. Jednak summa sumarum trzeba się cieszyć, bywało, że nie działało nic i to przez lata. Poza tym to naprawdę całkiem przyjemnie mieć dla odmiany zespół, który nie tyle chełpi się umiejętnością murowania, bycia niewygodnym dla silniejszych, ale który potrafi hurtowo strzelać gole i grać ładną dla oka piłkę.
***
Słowo jeszcze o personaliach. Jaką cenzurkę wystawiamy obronie czytaliście już powyżej. Każdy w tej formacji powinien zastanowić się nad swoim występem, nawet Glik dzisiaj zagrał poniżej poziomu, do którego przyzwyczaił. Taki Szukała niby zrehabilitował się w końcówce, gdy załatał efektownie akcję stworzoną Islandczykom przez błąd Glika, ale druga bramka obciąża go bardzo mocno. Pazdan minuty dziś nie zagrał, a jego akcje poważnie wzrosły.
Bardzo byliśmy ciekawi dyspozycji Zielińskiego, bo znudziło nas ciągłe słuchanie jak się dobrze zapowiada i jak potrafi zagrać w Serie A. Zaczęło się rozczarowująco, Piotrek był schowany, ale po przerwie wyraźnie się rozkręcił. To był to granie, którego zawsze był obietnicą; luz, technika, nieprzewidywalność. Jak dośrodkowanie, to nie na pałę, a mięciutkie i techniczne. Kiwnął potrafił, dograć też – oby ta twarz Ziela była widoczna na murawie jak najczęściej. Paradoksalnie asysta z tego wszystkiego najmniej efektowna, niemniej jednak pomogła się odblokować i oby na dobre.
Odblokowania nie potrzebował natomiast Kapustka, który – na oko – ma w kadrze prawie tyle samo goli, co kontaktów z piłką. Jest w tym chłopaku śmiałość do gry, ale też poparta polotem i umiejętnością. Przyda się, to nie tylko powołania na zbieranie doświadczenia.
O weteranach co tu dużo mówić – Lewandowski, Krychowiak plus aktywny Grosicki ciągnęli ten wózek, ale to nie dziwi, bo przecież mówimy o kręgosłupie reprezentacji. Tyle można powiedzieć, że znowu zobaczyliśmy, iż jest to kręgosłup zdrowy, w dobrym stanie. Szkoda tylko, że nie można tego odwołać do Kuby, który nie dostał szansy dołączenia do powyższych, gdyż szybko doznał urazu.
Fot. FotoPyK