Wiele mieliśmy w polskiej piłce straconych pokoleń. Złota generacja mistrzów Europy U-18 z Milą, Madejem i Grzelakiem opowiada po latach, dlaczego nie wycisnęła karier jak cytryny. Z ekipy kanadyjskiej U-20 z 2007 roku też wielu poginęło, największą jej gwiazdę można było ostatnio spotkać w monopolowym i całe szczęście, że uchowały się takie rodzynki jak Szczęsny czy Krychowiak. Większość wniosków jest podobnych: zabrakło (niepotrzebne skreślić) dobrego menedżera, zaufania trenera lub – to już rzadziej – umiejętności. Czy tak samo będzie z brązowym pokoleniem Dorny? Niestety wiele na to wskazuje.
Przypomnijmy – mówimy o ekipie, która w 2012 roku wyszła z grupy na Mistrzostwach Europy U-17. Potem wystarczył przegrany półfinał, by odebrać medal. Meczu o trzecie miejsce nie grano, ale pompowanie talentów ruszyło. W końcu mieliśmy tam chłopaków z Napoli czy Herthy, a pierwsze kroki w ekstraklasie stawiali Stępiński i Linetty.
Ile zostało z tego pokolenia? Fakty są dość smutne. Ani jeden zawodnik nie przebił się za granicą. Horoszkiewicz (w sumie dość rozsądnie) rzucił Herthę na rzecz Cracovii, po czym przepadł… w Podbeskidziu. Jego berliński kolega, Włodarczyk, nie łapie się nawet w Dolcanie, natomiast Rabiega wyniósł się ze stolicy Niemiec do Lipska, gdzie nie wyściubił nosa poza rezerwy. Najlepiej rokował Łasicki, któremu zdarzało się trenować z Higuainem pod okiem Beniteza, ale dziś raz gra, raz nie gra w niejakim Maceratese. Podpowiadamy – to trzeci poziom rozgrywek we Włoszech. Historii Stępińskiego przypominać nie trzeba.
Sam Stępiński to zresztą jedyne – obok Linettego – światełko w tunelu, bo ten duet akurat bryluje w Ekstraklasie. Łatkę „solidny ligowiec” można z kolei przypiąć Rudolowi. Dość często gra Formella, choć to akurat trudno zrozumieć, bo nie bronią go ani umiejętności, ani liczby. Albo pchają go za wiek, albo ma kwity na trenerów. Do pewnego momentu w miarę rokował drugi ze Stępińskich, Patryk, ale jego Ekstraklasa zdążyła wypluć i dziś chłopak pracuje na pozycję w pierwszej lidze, czyli podobnie jak Cierpka, Budek i Żwir. Pozostali poprzepadali, a najlogiczniej z wszystkich postąpił Wandzel. Widząc, że zdrowie nie pozwala na piłkę, chwycił za podręczniki, a dziś zasiada w… zarządzie koszykarskiej Legii.
Ogólnie wygląda to tak. Po nazwie obecnego klubu liczba występów w Ekstraklasie i reprezentacji.
Oskar Pogorzelec – MKS Kluczbork – 0 / 0
Patryk Stępiński – Wisła Płock – 22 / 0
Konrad Budek – Zagłębie Sosnowiec – 0 / 0
Gracjan Horoszkiewicz – Podbeskidzie Bielsko-Biała – 3 / 0
Igor Łasicki – SS Maceratese (Włochy) – 0 / 0
Karol Linetty – Lech Poznań – 76 / 7
Piotr Azikiewicz – Kotwica Kołobrzeg – 4 / 0
Sebastian Rudol – Pogoń Szczecin – 55 / 0
Mariusz Stępiński – Ruch Chorzów – 70 / 1
Adrian Cierpka – Miedź Legnica – 0 / 0
Vincent Rabiega – RB Lipsk II (Niemcy) – 0 / 0
Aleksander Wandzel – koniec kariery – 0 / 0
Łukasz Żegleń – Stal Mielec – 5 / 0
Sebastian Zieleniecki – bez klubu – 0 / 0
Dariusz Formella – Lech Poznań – 42 / 0
Damian Kugiel – Kotwica Kołobrzeg – 4 / 0
Rafał Włodarczyk – Dolcan Ząbki – 0 / 0
Karol Żwir – Stomil Olsztyn – 0 / 0.
Mizerniutko, co? Za wcześnie oczywiście, by mówić o straconym pokoleniu, bo chłopaki mają po 19-20 lat i jakiś Azikiewicz czy inny Kugiel pewnie jeszcze kiedyś wyskoczy. Ogólnie jednak spodziewaliśmy się ZDECYDOWANIE więcej. Trafnie to zresztą ujął przed rokiem wspomniany Rudol. – Młody zawodnik wracając z mistrzostw Europy, na których zajął trzecie miejsce, myśli: „cztery drużyny po 25 piłkarzy. Jestem wśród 100 najlepszych zawodników w Europie w tej kategorii wiekowej. Świat stoi otworem. Zaraz zadebiutuję, będę grał i wszystko fajnie”. Zderzyłem się z codziennością i przekonałem, że ci, którzy nie grali na młodzieżowych mistrzostwach Europy, ale mają parę meczów w Ekstraklasie, są dużo lepsi – mówił prawy obrońca Pogoni na Weszło. Idealna puenta. Jakkolwiek patrzeć – świat nie stanął przed chłopakami otworem.
Fot. FotoPyK