Reklama

Jak Lech wywalczył otwarty stadion? Wywiad z tym, który tego dokonał

redakcja

Autor:redakcja

03 listopada 2015, 00:04 • 9 min czytania 0 komentarzy

W polskich mediach i wśród polskich kibiców panuje przeświadczenie o tym, że w starciach z UEFA nasze kluby stoją na z góry straconej pozycji. To przeświadczenie jest jak najbardziej uzasadnione, bo w ostatnich latach UEFA traktowała naszych przedstawicieli w europejskich pucharach bez taryfy ulgowej. Ale w minionym tygodniu przedstawiciele Lecha Poznań, na czele z mecenasem Pawłem Kokotem – szefem departamentu sportu w Kancelarii Masiota i Wspólnicy, a także prawnikiem Lecha – wywalczyli w starciu z urzędnikami i regulaminem dyscyplinarnym UEFA korzystne dla poznańskiego klubu rozstrzygnięcie, czyli grę z Fiorentiną przy pełnych trybunach…

Jak Lech wywalczył otwarty stadion? Wywiad z tym, który tego dokonał

Niektóre media zdążyły już nazwać Ciebie i Radosława Sołtysa „czarnoksiężnikami z Poznania”. Czy rzeczywiście Wasza misja ocierała się o rzeczy niemożliwe?

Na pewno z takim przekonaniem lecieliśmy do Szwajcarii. Może nie tyle, że to co chcemy osiągnąć jest niemożliwe, ale że będzie to bardzo, bardzo trudne zadanie. To była druga sprawa w tym roku, do tego inna była też optyka UEFA. No i oczywiście liczyliśmy się z tym, że trzeba będzie użyć niezwykle zróżnicowanej argumentacji, żeby stamtąd „coś wywieźć”. Lecieliśmy tam zatem w przekonaniu, że wygranie czegoś w tej sprawie będzie niesamowicie trudne, jeśli w ogóle możliwe.

Wszystkie polskie kluby w ostatnich latach w starciu z UEFA były bezsilne. Biorąc pod uwagę chociażby sprawy Legii, która odbijała się od ściany zarówno w Nyonie i w Lozannie przed Trybunałem Arbitrażowym, trudno było o optymizm…

Nie znam szczegółowo spraw Legii i nie chcę się odnosić do ich postępowań. Nie wiem też jak toczyły się szczegółowe procedury w tamtych przypadkach i nie chcę oceniać działań Legii. Na pewno jestem przekonany, że to co zrobił mój zespół wspólnie z klubem, to coś naprawdę dużego i niewątpliwie jest to ogromny sukces.

Reklama

Wasza argumentacja opierała się na działaniach klubu. Odwoływaliście się do akcji klubu skierowanej przeciw rasizmowi. To był rdzeń całego odwołania?

Oczywiście sformułowaliśmy swoją apelację, którą skierowaliśmy do Appeals Body. Składała się ona z określonych wniosków apelacyjnych i spełniała wymogi formalne stawiane przez Appeals Body. Mieliśmy swoje stanowisko odnośnie tych okrzyków, bo podstawowym zarzutem ze strony UEFA były okrzyki „Piła, Piła, biała siła”. To była od samego początku maksymalnie poważnie traktowana sprawa, zarówno przez pracowników kancelarii, jak i zarząd i pracowników klubu, zwłaszcza pion bezpieczeństwa.

Skąd pomysł by złożyć wniosek o zawieszenie kary zamknięcia stadionu? Takie rozwiązanie nie wynika wprost z regulaminu dyscyplinarnego.

Wniosek o zawieszenie był moim pomysłem, który opracowywałem właściwie w ostatnich dniach przed posiedzeniem. Wydawało mi się to takim wyjściem, które Appeals Body mogłoby spróbować zastosować, oczywiście przy uwzględnieniu naszej argumentacji.

Zapewnie szukaliście jakiegoś wcześniejszego precedensu?

Tak, oczywiście. Natomiast jest to bardzo trudne, ponieważ przepisy UEFA dotyczące artykułu 14. zatytułowanego „racism, other discriminatory conduct and propaganda” nie dają zbyt dużego pola do obrony. W grę wchodziły tylko zdarzenia z meczu z Bazyleą na wyjeździe, jeszcze w III rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Mieliśmy gotową argumentację, na której opierała się apelacja. Oczywiście nie mogę zdradzić jej szczegółów. Ponadto chcieliśmy zaprezentować przed UEFA, że Klub podejmuje szereg działań, które są zgodne z polityką i wartościami, które UEFA wyznaje. Udało się nam wykazać, że polityka Lecha wpisuje się w politykę walki z rasizmem, którą UEFA promuje. Warto przypomnieć, że zorganizowaliśmy świetną i rzadko spotykaną akcję. Zawodnicy wystąpili w koszulkach z logo „Respect” na piersiach w meczu fazy grupowej LE w Bazylei. Był to dowód na to, że Klub jest przeciwny jakimkolwiek przejawom rasizmu na stadionach.

Reklama

W razie podtrzymania decyzji ostatecznym środkiem odwoławczym byłaby walka przed Trybunałem Arbitrażowym ds. sportu w Lozannie?

Tak, w przypadku podtrzymania decyzji przez Appeals Body wówczas moglibyśmy jedynie apelować do Lozanny, ale to byłoby nie do końca sensowne, bo zapewne byłoby już po fakcie, czyli pustych trybunach w czasie spotkania z Fiorentiną. Uruchomiliśmy wszystkie nasze możliwości i tak naprawdę do „hearingu” doprowadziliśmy w dwa tygodnie.

Sama procedura by do „hearingu” w ogóle doprowadzić do najprostszych nie należy.

Oczywiście. Złożyliśmy w ekspresowym tempie apelację i uzasadnienie apelacji, bo cała procedura odwoławcza składa się z dwóch etapów. Najpierw security officer klubu otrzymuje raport delegata. Raport delegata jest dokumentem zawierającym wykaz wszystkich zdarzeń, które miały miejsce podczas meczu, ocenę meczu dokonaną przez delegata itd. Następnie klub otrzymuje lub nie otrzymuje, jeśli wszystko jest ok, zawiadomienie, że wszczęto postępowanie dyscyplinarne, które dotyczy określonych przewinień. W naszym przypadku wskazano, że chodzi o okrzyki rasistowskie i tym samym podstawą postępowania był art. 14. regulaminu dyscyplinarnego. Klub dopiero wtedy może złożyć pierwszy „standpoint”, czyli pierwsze stanowisko w sprawie i odniesienie się klubu do konkretnych zarzutów. Po wyrażeniu stanowiska przez klub, The Control, Ethics and Disciplinary Body wydaje decyzję i tak kończy się postępowanie w pierwszej instancji.

Decyzja dociera do klubu wraz z uzasadnieniem?

Nie, decyzja dociera bez uzasadnienia i zawiera tylko zwięzłe określenie nałożonej kary, jest to tzw. „operative part”. Po otrzymaniu decyzji klub ma 5 dni na złożenie wniosku o jej uzasadnienie. Złożyliśmy oczywiście ten wniosek, ale UEFA nie ma ściśle określonego terminu, w którym ma sporządzić uzasadnienie. Na szczęście w naszym przypadku uzasadnienie zostało sporządzone bez zbędnej zwłoki. Po otrzymaniu uzasadnienia klub ma 3 dni na złożenie deklaracji zamiaru złożenia apelacji (z ang. declaration of the intention to appeal) i po tej deklaracji mamy 5 dni roboczych na sporządzenie uzasadnienia apelacji.

Działaliście pod niesamowitą presją czasu, ale w zasadzie opinia publiczna, a w szczególności kibice pogodzili się z zamknięciem stadionu?

Rzeczywiście presja czasu była niesamowita. Cały czas pracowaliśmy nad sprawą, ale trzeba być realistą. Trzeba brać wszystkie możliwości pod rozwagę i liczyć się z oddaleniem apelacji. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, przeanalizowaliśmy wszystkie dostępne opcje. Doprecyzowaliśmy naszą argumentację i rzeczywiście to poskutkowało.

W starciu z urzędnikami UEFA nie odczuliście zbytnio wrogiego nastawienia?

Absolutnie nie. Postępowanie było jak najbardziej obiektywne i profesjonalne. Urzędnicy UEFA, w tym członkowie Appeals Body, analizują wszystkie fakty bardzo dokładnie, pozwalają stronom na szczegółowe przedstawienie swoich argumentów. Nasze wysłuchanie odbyło się w ubiegłą środę w Nyonie, czyli siedzibie UEFA. W Nyonie swoje posiedzenia odbywają organy jurysdykcyjne UEFA. Na salę posiedzeń weszliśmy około godziny 10:00, a chwilę po godzinie 11:00 było już po wszystkim. Szliśmy z przekonaniem, że trzeba pokazać swoje racje i jak najlepiej się zaprezentować. Wychodziliśmy z myślą, że było bardzo dobrze. Warto tam jeździć i warto walczyć o swoje interesy, co pokazał nasz przypadek.

Jak wygląda samo wysłuchanie?

Appeals Body proceduje w trzyosobowym składzie i jest organem orzekającym. Naszą sprawę rozpatrywał przewodniczący całego Appeals Body, czyli Pedro Tomas z Hiszpanii oraz Björn Ahlberg ze Szwecji i Michael Joseph Maessen z Holandii. Drugą stroną postępowania jest tzw. inspektor, który oskarża w imieniu UEFA. Chairman udziela głosu stronom. Najpierw przemówienie miałem ja. Na moje przemówienie odpowiadał inspektor. Później znów mogłem się odnieść do sprawy, a zakończyć miał wszystko inspektor. Tak się akurat złożyło, że udało mi się przemawiać jako ostatniemu.

Ciebie akurat ciężko przegadać.

No bez przesady! (śmiech)

Reasumując kampania „Respect” okazała się kluczem do sukcesu. A co z kwestią 1 euro z każdego biletu, które kluby mają przeznaczać na pomoc uchodźcom?

Nie chcę mówić o szczegółach argumentacji w tej kwestii. Umówmy się, że „kuchnia” i to jak przekonywaliśmy UEFA to nasza sprawa. Na pewno włączenie się do kampanii społecznych prowadzonych przez UEFA okazało się jednym z kluczowych argumentem.

W razie odwieszenia kary nie będzie już „zmiłuj się” ze strony UEFA.

Oczywiście. Kara orzeczona w pierwszej instancji została zawieszona na okres próby, a w razie kolejnych przewinień o podobnym charakterze zostanie odwieszona. W takiej sytuacji możliwe jest nałożenie bardzo surowej sankcji.

Można zatem powiedzieć, że UEFA wybacza, ale nie zapomina?

Nie zapomina, ale to po prostu wynika z przepisów UEFA, w szczególności z przepisów Regulaminu Dyscyplinarnego. Wszystko jest ściśle określone w regulaminie, zwłaszcza kwestie recydywy i te kary nie biorą się znikąd.

Będziesz miał już na przyszłość sporo materiału do stworzenia komentarza do regulaminu dyscyplinarnego UEFA. Wasz sukces bez zwątpienia zasługuje na najwyższe uznanie. Klub zapewne odwdzięczy się kilkoma biletami na mecz z Fiorentiną?

Mam nadzieję!

Mam jeszcze pytanie ogólne odnośnie Twojej pracy w Lechu. Jesteś przede wszystkim prawnikiem KKS-u?

Tak, obsługuję Lecha na co dzień. Oprócz tego kieruję departamentem sportu w Kancelarii Masiota i Wspólnicy, której szefem jest doktor Jacek Masiota. W departamencie współpracuję ze mną mecenas Jan Łukomski, z którym tworzymy bardzo zgrany i – jak widać – efektywny zespół. Obsługa prawna Lecha to główne zadanie, które mam przydzielone w Kancelarii. W sprawach „międzynarodowych” działamy zespołowo. To są tak trudne sprawy, że nie wyobrażam sobie innego procedowania. Działamy zespołowo wszyscy: zarząd klubu, dział bezpieczeństwa klubu oraz grono prawników z naszej kancelarii.

Lech nie chciał korzystać z zagranicznego wsparcia prawnego?

Nie. Ma nas – zbyt dobrą kancelarię, by posiłkować się kimkolwiek zza granicy. Wszyscy mówimy biegle po angielsku, co w tego typu postępowaniach jest atutem. Oczywiście w trakcie wysłuchania można korzystać z tłumaczenia symultanicznego itd., ale to naszym zdaniem wypada gorzej.

Oprócz Lecha obsługujecie także inne podmioty związane ze sportem?

Głównym obszarem naszego działania jest piłka nożna, ale obsługujemy mnóstwo podmiotów z innych dyscyplin. Zgłaszają się do nas klienci indywidualni, ale również związki sportowe czy inne organizacje działające w sporcie – obsługujemy chociażby Polski Związek Tenisowy. Dominuje jednak piłka nożna. Zresztą Pan Mecenas Masiota był członkiem zarządu PZPN i przewodniczącym rady nadzorczej spółki Ekstraklasa S.A., a więc posiada bardzo bogate doświadczenie i kwalifikacje w tym zakresie.

W dotychczasowej karierze to Twój największy sukces?

Na pewno jest to bardzo duży sukces. Nie chcę tworzyć gradacji, bo o wielu innych sukcesach się nie mówi. One zostają gdzieś przy biurku, przy którym pracujesz i wie o nich garstka osób, a też są to ważne sprawy. W tym przypadku jestem zaskoczony siłą mediów społecznościowych, bo wiadomość o zawieszeniu kary szybko się rozeszła. Sam nie mam twittera czy facebooka, ale zawsze bardzo miło przeczytać dobre słowa o swojej pracy.

Pozostaje życzyć powodzenia w dalszej karierze, no i żebyście już nie musieli używać tych swoich „czarnoksięskich” mocy w starciach z UEFA.

(śmiech) No cóż, to bardzo miłe i chcemy dawać swoją pracą powody ku temu, by nas tak nazywano.

rozmawiał Mikołaj ZAJĄCZKOWSKI

Paweł*Mec. Paweł Kokot, prawnik, kierownik departamentu sportu kancelarii Masiota i Wspólnicy, doktorant w Katedrze Teorii i Filozofii prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...