Gdy Brian Clough zwracał się do niego w krótkich, zdecydowanych i nieraz wulgarnych słowach, on w szatni wypowiadał się jak James Joyce, i uchodził za jednego z bardziej inteligentnych piłkarzy. Z trenerem dyskutował o pozycji na boisku – czy powinien grać w środku pola czy na skrzydle. Był to materiał na trenera-teoretyka, który jak Pep Guardiola godzinami opowiadałby o piłce, ustawieniach, pressingu i wpływach tiki-taki na katalońską poezję. Kogoś takiego wyspy nie miały. I nie mają nadal, bo Martin O’Neill jak mało kto poszedł w ślady swojego mentora.
Gdy prowadził Celtic, kibice Rangersów mówili, że The Bhoys grają jak Leicester (poprzedni klub Irlandczyka z północy) z Henrikiem Larssonem. Drużyny O’Neilla wciąż grają tak samo. Ustawiają się w 4-4-1-1, dużo biegają, dają z siebie wszystko. Często rzucają piłki na wysokiego napastnika, któremu towarzyszy mniejszy, ale szybszy. I atakują, przede wszystkim nastawiają się na ofensywę. Taka strategia wywindowała Celtic w 2003 roku do finału Pucharu UEFA, gdzie Szkoci polegli z Porto Jose Mourinho. Później pomagała w krótkich renesansach Aston Villi i Sunderlandu. Scenariusz był niemal identyczny – szybki marsz w górę tabeli, niezłe, widowiskowe mecze, pochwały z zewnątrz, przewidywanie zakończenia sezonu w czubie tabeli. W pewnym momencie wszystko się załamywało, drużyna grała wolno, schematycznie, fatalnie. Relacje trenera z szatnią się wypaliły.
Motywacja – na tym polega filozofia O’Neilla i nie zmienia się od lat. Irlandczyk wie, jak dojść do zawodnika w słabszej formie. Wie, czy na niego ryknąć czy podejść spokojnie. Wie, co powiedzieć, by ten wychodząc na boisko potrafił zrobić rzeczy, które nigdy wcześniej mu nie wychodziły. Dlatego wychodzi mu teraz z Irlandczykami – drużyną złożoną z piłkarzy błąkających się w dolnych rejonach Premier League, niekiedy tylko wychylającymi głowę gdzieś indziej. To ta sama kadra, którą Giovanni Trapattoni ustawiał defensywnie, bo wiedział, że na ofensywę nie ma co liczyć. O’Neill stawia na serce, ducha i kawalerię. Zakłada na mecze dres, a nie garnitur. Wygląda jak kolejny członek zespołu. Dużo gestykuluje, podskakuje i krzyczy. Często opuszcza strefę techniczną. Jego drużyny mają ruszać do przodu, ale rozważne to jednak są szarże, bo z Niemcami Irlandczycy mieli przede wszystkim dobrze się przesuwać. Ale wygrali, a ich selekcjoner ma niebawem podpisać nowy kontrakt, nawet jeśli w niedzielę nie awansuje na Euro. I raczej nastawienia do pracy i swoich piłkarzy nie zmieni.
Nie zmieni, bo u najważniejszego swojego trenera – Briana Clougha – nauczył się, że trener ma autorytet, którego nie można podważyć. – Co się dzieje jeśli piłkarz się ze mną nie zgadza? Rozmawiamy i ustalamy, że mam rację – powtarzał angielski szkoleniowiec. Clough w Nottingham Forest wysyłał O’Neilla do rezerw, to znowuż go przywracał. Odsuwał od drużyny przed finałem Pucharu Europy, by rok później wystawić go w pierwszym składzie. Kłócił się, ale nie potrafił tych kłótni wygrać. – Mówił, że jestem arogancki bez powodu by aroganckim być – opowiada O’Neill. Duncan Hamilton, autor biografii Clougha opowiadał, że podopieczny Anglika zawsze znalazł odpowiednią ripostę i to taką, której trener nie rozumiał. – W dobrej formie potrafił wypowiadać się jak James Joyce. Wtedy Clough przychodził do mnie i pytał się co znaczą te długie słowa – mówił Hamilton.
O’Neill przedwcześnie zakończył karierę piłkarską i niemal od razu rzucił się w trenerkę. Zamiast jednak rozmawiać z zawodnikami tak jak z Cloughem, imituje swojego mentora. – Kiedyś powiedziałem Robbie Savage’owi, że w jego grze brakuje jednego – umiejętności – chwalił się. W ogóle O’Neill w telewizji lubi się chwalić. Rozmawiając z Patrickiem Vieirą i Fabio Cannavaro pogratulował im mistrzostw świata, ale dodał, że zdobył dwa Puchary Europy, a oni ani jednego. A Robbiemu Williamsowi mówił, że martwił się o jego formę po odejściu z ‘Take That’, bo angielski piosenkarz w sumie w żadnym aspekcie muzycznym sobie nie radzi.
Dla O’Neilla praca z reprezentacją Irlandii to szansa na powrót na najwyższą półkę trenerską na Wyspach. Gdy na niej był ostatnio, słychać było głosy, że będzie następcą Sir Aleksa Fergusona w Manchesterze United. Zresztą sam Szkot wychwalał warsztat O’Neilla, a w Aston Villi widział konkurenta w walce o mistrzostwo Anglii. Jak to się skończyło – wiadomo. Jak skończy się praca w Irlandii – tego nikt na razie nie powie, ale skończyć się może tak samo jak wcześniejsze.
Jeśli szukać analogii do Joyce’a, autora dzieł na kilkaset stron to bardziej u Clougha, który w Nottingham pracował 18 lat. Irlandczyk najdłużej wytrzymał na razie w Wycombe Wanderers, Leicester City i Celticu – pięć wiosen. Jego praca nadaje się raczej na nowele niż długie utwory. Tym bardziej, że wiele wydarzeń się powtarza.
JS