Wyobraźcie sobie klub z miasta, miasteczka w zasadzie, przyklejonego do dużej metropolii. Niech to będzie Dolcan Ząbki. I ten Dolcan, grając w najwyższej klasie rozgrywkowej przyciąga na mecze nie więcej niż kilka tysięcy ludzi, a mimo to uznawany jest za klub, który dla lokalnej społeczności robi więcej niż przychodnie i ośrodki wsparcia. I na w sumie trzech boiskach szkoli młodzież na tyle dobrze, że dwóch wychowanych w Ząbkach środkowych pomocników gra w Bundeslidze, lideruje swoim zespołom i swoim kadrom narodowym.
Trudne to wyobrażenia? Bardzo, ale nie w Hamilton, miasteczka w pobliżu Glasgow, gdzie Academical grają w szkockiej Premier League. W tym momencie zajmują w niej czwarte miejsce. Rok temu byli nawet na krótko liderem, gdy pokonali Celtic. Ale nie to jest największym powodem do dumy małego klubu. Tak małego, że ma najmniejszy stadion w lidze – na ledwie sześć tysięcy miejsc, bo taki jest limit. A i tak rzadko się zapełnia.
– Dzieje się tu coś specjalnego, rzeczy, które graniczą z cudami – opowiadał w zeszłym roku “New York Timesowi” Colin McGowan. Tak, “New York Timesowi”, jednemu z najbardziej prestiżowych, największych dzienników na świecie. Co sprowadziło reporterów do Szkocji? Nie historia, bo klub od początku istnienia, czyli od 1874 roku, błąkał się po ligach, stadionach. Nierzadko zaglądał na salę sądową, bo bankructwo było nieuchronne.
Przed dekadą lokalni biznesmeni kupili klub za jednego funta i ustalili, że drużynę budować będą w oparciu o wychowanków, zawodników z jednego fyrtla. Dziś w pierwszym zespole gra dziewięciu piłkarzy wychowanych w klubie. Na jednym pełnowymiarowym boisku. Są jeszcze dwa inne – do gierek po dziewięciu i po pięciu zawodników. Daleko to od największych szkółek, może nawet od niektórych w Polsce. Mimo to, udało się wypromować z Hamilton piłkarzy, którzy zadebiutowali w pierwszym zespole jeszcze w trakcie mutacji – James McArthur miał lat siedemnaście (rozegrał 200 meczów w drużynie zanim przeszedł do Wigan), James McCarthy pierwszy raz zagrał zanim skończył szesnaście lat.
Z obydwoma Polacy zmierzą się jeszcze w tym tygodniu. Z pierwszym w czwartek, z drugim – w niedzielę. Obaj to środkowi pomocnicy, chwaleni za małą grę, niezłą technikę i przede wszystkim stereotypową dla wychowanych w szkockim futbolu zadziorność. Wzory dla wszystkich młodych w Hamilton. Nie przyszło im to samo. – Chcemy grać jak Barcelona, ale wiemy, że w naszym kraju musimy by silni. Gdy przenosimy zawodnika do wyższej kategorii wiekowej, to patrzymy przede wszystkim na to czy wytrzyma fizycznie – mówi Frankie McAvoy, dyrektor akademii Academical.
Poza tym – pełna Barcelona. Wszystkie drużyny młodzieżowe grają w ustawieniu 4-3-3 i przed wszystkim mają utrzymywać się przy piłce. Wszystko przez to, że szkocka piłka, jeśli chodzi o szkolenie, mocno podupadła. Nie produkuje się już takich piłkarzy jak kiedyś. – Dzięki większej elastyczności możemy się rozwinąć – podsumowuje dyrektor. Niby klub społeczności, ale jednak mowa korporacyjna. A wystarczyło powiedzieć, że chodzi o rozwijanie pojedynczych piłkarzy. Po to, żeby zadebiutowali i zostali szybko sprzedani.
Świat piłki bywa jednak okrutny – młodych piłkarzy kaperują już bogatsze kluby. Niedawno trzynastoletni Joshua Rae przeszedł do Celticu, a był jednym z najzdolniejszych piłkarzy w klubie, bo w drużynie U-20 zdążył już zadebiutować. Czyli szkolenie, mimo przeciwności, działa. Ale to nie wciąż to, co przykuło uwagę reportera “NYT”.
– Jestem współwłaścicielem klubu piłkarskiego, ale jestem też alkoholikiem i narkomanem – powiedział McGowan, który na odwyku jest od 31 lat. Amerykański dziennik powołuje się na badania ONZ, które mówią, że w Szkocji na głowę spożywa się najwięcej kokainy. I Academical, oprócz piłki nożnej, prowadzi przychodnię dla narkomanów, rozdaje bilety dla rodzin uzależnionych, posiłki dla bezdomnych. – Niektórzy wracają do nałogu, niektórzy umierają, inni wracają do żywych – podsumowuje. Życie.
Można mieć wrażenie, że główna działalność każdego klubu piłkarskiego, czyli wyniki pierwszej drużyny, schodzi na dalszy plan. I tak rzeczywiście jest. – Jeśli ktoś zagwarantowałby nam, ze wygramy ligę, jeśli zrezygnujemy z pracy z nałogowcami, to powiedziałbym, że wolę spaść o jedną klasę rozgrywkową, bo wtedy zdradzimy społeczność. Czasem trzeba się poddać by wygrać – kończy.
I w Szkocji pewnie jest mnóstwo klubów, które chciałoby być na czwartym miejscu w Premier League skupiając się przede wszystkim i rozwijaniu młodzieży i walce z narkomanią.
JS