Reklama

Cyrk w rytmie Bollywood. Hindusi znowu zagonili emerytów na boiska

redakcja

Autor:redakcja

06 października 2015, 10:03 • 5 min czytania 0 komentarzy

Kto zdrowy na umyśle robiłby z ananasa pokroju Anelki szkoleniowca? Kto wyciągałby Roberto Carlosa z zasłużonej emerytury i wsadzał go w korki, olewając fakt, że słynny Brazylijczyk ostatnich parę lat spędził w klubowych gabinetach? Kto wpadłby na pomysł, że rozgrywki drużyn złożonych z lokalnych półamatorów oraz weteranów wielkich aren to najlepszy pomysł na wywołanie emocji? Wspomnijmy jeszcze o wieńczącym dzieło elemencie układanki, jakim jest wszechobecne efekciarstwo oprawy, ocierające się silnie o kicz, a odpowiedź pewnie już znacie.

Cyrk w rytmie Bollywood. Hindusi znowu zagonili emerytów na boiska

Tak, to o nich chodzi. Piłka a’la Bollywood. Hindusi wracają z drugim sezonem piłkarskiego cyrku, przed kilkoma dniami wystartowała Hero Indian Super League. Wystartowała tak:

Opening ceremony of ISL2015Imprezę poprowadził hinduski Maciej Dowbor

Opening ceremony of ISL2015Tak zaszczytna okazja nie mogła obyć się bez selfie sticka

islptiAż dziwne, że gdzieś w tym wszystkim znalazło się miejsce dla piłkarzy. Oni sami wyglądają na zaskoczonych

Reklama

Naprawdę warto poświęcić parę zdań na tę ceremonię, której posmak macie powyżej, bo daje ona istotną perspektywę. Na stadion Jawaharlal przybyły gwiazdy Bollywood, celebryci mniejszego i większego formatu, bogacze grubszego i chudszego portfela, legenda krykieta Sachin Tendulkar, była miss świata. Narodowy hymn oddano w ręce AR Rahmana, czyli gościa, który za muzykę do Slumdoga zgarnął dwa Oscary, do tego śpiewały inne gwiazdy tamtejszej branży. Prezentacja drużyn? Proszę bardzo: show z maskotkami każdej z nich w roli głównej, do tego morze flag i hymn każdej ekipy. Estetyka Bollywood na całego, rozpasana, efekciarska, ale i dopracowana w szczegółach, oddajmy im co ich.

Problem był tylko jeden: w którymś momencie imprezy piłkarze musieli wybiec na boisko. Hinduski Janusz zawsze włączy telewizor na hinduskiego Małysza (Sachina Tendulkara) czy też z braku laku poogląda całą plejadę celebrytów, ale po trwającym blisko godzinę otwarciu niewykluczone, że nas spytał swojej hinduskiej Haliny znad odpowiednika hinduskiego bigosu “na którym siatkarze krykiet?” i przełączył kanał.

Pożartowaliśmy, poszydziliśmy, a teraz przyjrzyjmy się rozgrywkom nieco bliżej, próbując to zrobić w miarę obiektywnym okiem. Choć przyznajemy: ciężko tak potraktować rozgrywki, w których istnieje PRZYMUS posiadania w klubie co najmniej ośmiu obcokrajowców.

Z podstaw, które musicie wiedzieć – gra osiem ekip w systemie rodem z lig amerykańskich, a więc runda zasadnicza, potem play-offy. Niektóre kluby są wspierane przez europejskich gigantów, na przykład Atletico Kalkuta przez Rojiblancos z Madrytu, co zresztą widać po hiszpańskiej kadrze. Goa z kolei pęka od Canarinhos, a w Kerala Blasters ktoś wpadł na pomysł, że najlepiej postawić na Anglików – gratulować odwagi czy jednak zapisać do psychiatry?

 Screen Shot 10-06-15 at 01.12 AMŹródło: Wikipedia

Kogo tym razem Hindusi ściągnęli do siebie? Materazzi będzie trenerem Chennayin, Zico otrzymał stołek w Goa, w Mumbai FC trenerskie szlify zbierze Anelka, a Delhi mają wspomnianego Roberto Carlosa, który do fuchy szkoleniowca dorzucił również sympatyczną robotę najlepiej opłacanego piłkarza drużyny – tzw. marquee player. Po jednym takim ma każdy zespół:

Reklama

Screen Shot 10-06-15 at 02.15 AMAnelka też wszechstronny. 

Parę ciekawych nazwisk jest, to prawda. Dobrze znany nam Kalu Uche jeszcze przed chwilą regularnie strzelał w Turcji i w Levante. Helder Postiga też przyszedł do Indii prosto z La Liga, choć prawda, że w Deportivo nie poszalał. John Arne Riise grał w APOEL-u, a więc też nieprzypadkowej ekipie… No dobra, nie czarujmy się dłużej. To zjazd emerytów. Emerytów, którzy kiedyś liznęli wielkiej piłki, ale gdzieś tak z milion lat temu. W ten schemat wpisują się niemal wszyscy, którzy mają stanowić o sile rozgrywek: Elano, Mutu, Lucio, Josemi, Zokora, Kamara, Malouda i inni. Dokooptowano im zawodników trzeciego sortu, mniej więcej takich, jacy czasem wpadają do Polski na testy, by po dniu stąd wyjechać na taczce, a całość uzupełniono miejscowymi.

I to jest ten element kluczowy. Gdy hinduska odpowiedź na NBA ruszała, mówiono, że dzięki niej cały tamtejszy futbol będzie mógł ruszyć z kopyta. Rozkręci pracę z młodzieżą, da impuls reprezentacji. Ta reprezentacja póki co kuleje na jeszcze większą skalę, bo potrafiła dostać z Guam, a młodych wychowują kluby zasłużone, jak ponad stuletnie Mohun Bagan grające w “zwykłej” lidze, a nie w tym telewizyjnym show.

Przytaczamy fragment zeszłorocznego artykułu, teraz rzeczy równie aktualnego:

Nie można mienić się zbawcą hinduskiej piłki, a przy tym pomijać podmioty piłkarskie o dużym znaczeniu społecznym. Marginalizować kluby, które stanowią o historii tutejszego futbolu. Dlatego trudno nie być cynicznym i nie zakładać, że jakakolwiek przyszłość kopanej w Indiach nie ma znaczenia dla inwestorów Indian Super League, to wszystko czysty skok na kasę. Wykorzystanie sprzyjających okoliczności, a przy okazji eliminacja konkurencji – Mohun Bagan, East Bengal, które nie byłyby nigdy marionetkami IMG-R. Są na to za silne.

Pomyślcie sami. Drugi najludniejszy kraj świata. Ponad miliard ludzi. Ogromna publika. Przyjaźnie nastawiona do piłki.

Nakłady? Przebrzmiałe gwiazdy pozyskane na dwa miesiące. Jaki to koszt?

Do tego marketing, by skusić lokalnych celebrytów i korporacje na wzięcie udziału w projekcie robienia kasy na – pozwólcie mi zaryzykować powiedzenie – demografii.

Brzmi jak kawał potencjalnie bardzo dobrego interesu. Taki przeterminowany produkt, pełen parodystów i emerytów, a który i tak przyciągnie tłumy przed telewizory, choćby ze względu na to jak ludnym krajem są Indie. Bez problemów wszyscy inwestorzy powinni wyjąć z tego projektu znacznie więcej, niż w niego włożą.

A że po trupach? Cóż. Kto by tam czekał ileś lat, aż dojrzeją talenty w szkółkach.

Czy ten projekt ma szansę jednak nie pójść torem powyższego czarnego scenariusza? Napiszemy tak: owszem, ściągnęli w tym roku więcej jakościowych graczy. Nie wszystko od razu zagrało w innych dziś całkiem silnych ligach, które szły drogą sprowadzania przebrzmiałych gwiazd. Ale wszystko ma jednak swoje granice, tutaj wydają się one przekraczane niemal na każdym kroku – najbardziej razi, jak niemal systemowo łamany jest rodzimy futbol i rodzimi piłkarze, choć wciśnięcie Roberto Carlosa w piłkarskie buty po tylu latach bez gry też będzie wysoko na liście absurdów. Hinduskie Weszło pewnie miałoby czym się zajmować przez najbliższe dwa miesiące – tak, tylko tyle trwa sezon.

Ale wiecie co? Może w tym szaleństwie jest metoda. Nawet w nas gdzieś tli się iskierka, by jutro, w tak ogórkowy w futbolu dzień, włączyć mecz ekipy Roberto Carlosa i zobaczyć, jak się chłop trzyma.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...