Reklama

Nowe granice absurdu wyznaczone przez piłkarzy Anderlechtu

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

05 października 2015, 11:13 • 1 min czytania 0 komentarzy

Za nami chyba najbardziej absurdalny mecz roku. Owszem, widzieliśmy w tym sezonie wiele – pewnie kilka spraw, które wywróciły piłkarski świat do góry nogami, już nam uciekło z pamięci – ale wczorajsze wydarzenia naprawdę szokują. Przenieśmy się na chwilę do Belgii.

Nowe granice absurdu wyznaczone przez piłkarzy Anderlechtu

Anderlecht gra z KV Mechelen, na ławce Rafał Wolski. Teoretycznie, gdyby wyciągnąć tylko najważniejsze informacje, wyglądało to tak: gospodarze strzelają gola na początku drugiej połowy, a przeciwnik – gdy Polak zameldował się już na boisku – doprowadza do wyrównania w ostatniej minucie. Czyli mecz jak mecz, z odrobiną dramaturgii i ciekawym finałem.

Rzecz jednak w tym, że po drodze sporo się wydarzyło i taki finał nie powinien w ogóle mieć miejsca. Oto Anderlecht jeszcze w 7. minucie podchodził do rzutu karnego. Podchodził też w 14. minucie, no i w 89. Nie wykorzystał ani jednego! Jean-Francois Gillet, bramkarz Mechelen, obronił wszystkie trzy jedenastki. Nie miało znaczenia, że do każdej z nich podchodził kto inny – Gillet zatrzymał i Praeta, i Okakę, i Tielemansa.

Anderlecht, marnując nawet trzecią jedenastkę, nie musiał przesadnie rozpaczać. Gospodarze prowadzili 1:0, wystarczyło w spokoju rozegrać doliczony czas gry. Ale jak się wali, to się wali. W ostatnich sekundach spotkania piłka ląduje w siatce – autorem gola Kara Mbodji, piłkarz Anderlechtu, który pokonuje własnego bramkarza.

Reklama

Kibicom Anderlechtu najzwyczajniej w świecie współczujemy.

 

 

 

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...