Reklama

Bazylea pacnęła Lecha jak nieznośnego komara

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

01 października 2015, 20:24 • 3 min czytania 0 komentarzy

Rozleniwiony jak na hamaku szwajcarski zespół długo pozostawał bierny na nieznośnego Lecha, który dużo bzyczał, a nie potrafił nawet się zbliżyć do pola karnego Bazylei. W końcu wystarczyła tak naprawdę jedna szybka akcja, by pokonać Kolejorza, a druga bramka – klepka w powietrzu – była już zabawą z padniętego rywala. Szwajcarzy nie musieli się nawet pocić, by wygrać z Lechem, a to już chyba najboleśniejszy dowód na to, w jak beznadziejnej sytuacji jest Kolejorz, który przegrał w Szwajcarii 0:2.

Bazylea pacnęła Lecha jak nieznośnego komara

Bazylei w grze, jak zauważył Jakub Szymczak z Lech TV, towarzyszyły zwykle gwizdy rozgoryczonych fanów. Szwajcarzy zagrali na stojąco, a Lech starał się uwijać jak w ukropie, a i tak nie potrafił sobie stworzyć ani jednej dobrej okazji. Wydawało się, że gdyby Basel podkręciło tempo choć odrobinę, to wesoła defensywa pod dowództwem Paulusa Arajuuriego schodziłaby z boiska z bagażem kilku bramek.

Arajuuri. Dawno nie zagrał tak słabego meczu. Pamiętacie wyczyny Tamasa Kadara na początku sezonu? No to Fin grał jeszcze gorzej. Potykał się o piłkę, podawał do rywala, ślizgał się we własnym polu karnym, przegrywał pojedynki. Wiecznie spóźniony. Swoją drogą problemy z przyjęciem piłki mieli chyba wszyscy piłkarze Lecha. Cała Europa od maleńkości uczy się tego, żeby piłkę od razu sobie ustawić do podania i strzału, a Kolejorz nie potrafi zrobić podstaw – przyjęcia tak, żeby piłka została w boisku. Mówimy tutaj zwłaszcza o Keebie Ceesayu i Dawidzie Kownackim.

Lechowi zdarzało się podejść wyżej, ale tam dostrzegaliśmy przede wszystkim nieporadność. Każde podanie prostopadłe, poza jednym Macieja Gajosa, było niecelne, kompletnie nie w tempo. Okazji do zagrania dobrej piłki nie widział zwłaszcza Kasper Hamalainen, który wszedł w drugiej połowie.

Lech może i mógł mieć nadzieje na dobry wynik, ale zmalały do minimum (choć jeszcze nie absolutnego), gdy z czerwoną kartką zszedł Karol Linetty. Czy zasłużenie? Powiedzielibyśmy nawet, że druga żółta kartka była zbyt pochopna. Ale może to zejście pomocnika pozwoliło Lechowi zobaczyć jak niewiele trzeba, by strzelić mu bramkę. Kilka minut po czerwonej kartce, gdy Lech już się ogarnął jak powinien się ustawić, Walter Samuel przerzucił przez pół boiska piłkę do Birkira Bjarnasona, który ją sobie po profesorsku zgasił, poczekał aż się odbije i uderzył w długi róg. Lista błędów, którzy popełnili tutaj lechici jest chyba dłuższa niż litania loretańska. Nikt nie doskoczył do Bjarnasona, przez ramię patrzył się na niego Kamiński, na wprost miał go Kadar. Nikt też nie przeszkodził mu za bardzo w oddaniu strzału, a Maciej Gostomski postanowił po prostu usiąść na glebie.

Reklama

Przez cały mecz można było mieć wątpliwości w umiejętności i rozum Gostomskiego. A to wykopywał piłkę do rywala, a to potykał się w polu karnym, a to wybijał piłkę, choć powinien złapać, poza pole karne, leżał przez chwilę patrząc na swe dłonie, by powoli wstać i zorientować się, że akcja jednak trwa.

Jeśli ten zespół nie potrafi zrobić nic, co powinni umieć już dziewięciolatkowie, to na przezwyciężenie kryzysu trzeba wezwać już Kaszpirowskiego.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Oficjalnie: Julian Nagelsmann nie dla Bayernu. Niemiec zostaje w reprezentacji

Damian Popilowski
0
Oficjalnie: Julian Nagelsmann nie dla Bayernu. Niemiec zostaje w reprezentacji

Komentarze

0 komentarzy

Loading...