“To jest czysty talent” – mówił dwadzieścia lat temu trener Romy, Carlo Mazzone. Dwadzieścia sezonów, prawie siedemset pięćdziesiąt meczów i trzysta bramek. Pierwsza? Czwarty września 1994, czyli ponad dwadzieścia lat temu. Tydzień temu ustrzelił tego numer trzysta. Wszystkiego najlepszego legendo. Dziś trzydzieste dziewiąte urodziny obchodzi piłkarski relikt, jeden z ostatnich przedstawicieli ginącego gatunku. Po prostu Francesco Totti.
Można go nie lubić. Oczywiście, że można, ale nie ma opcji, żeby go nie szanować. Prywatnie prosty chłop. Z nieśmiałego, dość cichego dziecka wyrósł na jednego z największych piłkarzy w historii futbolu. Nie tylko na boisku. Może właśnie przede wszystkim poza nim. Babcia, teściowie i szwagier to kibice Lazio. A on, kiedy kiedyś pewien dziennikarz powiedział, by zanucił hymn rywala, po pierwszej strofie parsknął śmiechem. We Włoszech to w pewnym sensie celebryta. Jeśli ktoś jakimś cudem nie zna go jako piłkarza, to na pewno kojarzy z reklam popularnej sieci komórkowej.
Nie jest przesadnie wygadany. Jego słownik spokojnie objęłyby rozmówki polsko-włoskie. Kiedy miał dziesięć lat, zgłosiło się po niego Lazio. Oni wyszukali go jako pierwsi i do ostatecznych przenosin brakowało wyłącznie papierkowej roboty. Był mały, wątły. Skaut Romy nie był przekonany, ale dziś wiadomo, że z Tottiego wyrósł prawdziwy rzymski centurion.
Prawdziwą legendą został ponad dziesięć lat temu. To był swoisty przełom. W 2004 roku Real i Roma były dogadane. Roma nie mogła spełnić jego ambicji, a on marzył o trofeach. O Lidze Mistrzów, o krajowych mistrzostwach i innych superpucharach. W ostatniej chwili zdecydował się zostać. Stał się bezcenny. Poświęcił się. Porzucił marzenia dla miłości, jedynej, największej. – Serce zwyciężyło i zostałem. Na szczęście. Gdybym poszedł do Realu, to pewnie zdobyłbym dwie Złote Piłki i trzy puchary Ligi Mistrzów. Wolę jednak to, co osiągnąłem w Rzymie. Szkoda, że wygraliśmy tylko jedno mistrzostwo.
A ostatnio powiedział, że…
– Jeśli cofnąłbym czas o dziesięć lat, mógł zmienić klub, wygrać Złotą Piłkę i podbić piłkarski świat, to i tak wybrałbym Romę, bo to moja jedyna, wielka miłość.
Auguri, capitano!