Reklama

Właśnie takiej Korony spodziewaliśmy się przed sezonem…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 września 2015, 19:49 • 2 min czytania 0 komentarzy

Przed sezonem po Koronie nie spodziewaliśmy się niczego dobrego. Patrząc na to, co działo się w klubie z Kielc, wydawało się, że jest on niemal pewnym kandydatem spadku, tak jak pewne jest spawanie po połączeniu Wiśniowej Beczułki z Błękitem Paryża. Byliśmy przekonani, że w lidze będzie obowiązywała zasada: „kto nie zleje Korony, ten frajer”. Tymczasem drużyna Marcina Brosza zaśmiała się w twarz wszystkim prognozom i ich autorom – tydzień w tydzień grała naprawdę solidnie. Do dziś. Przeciwko Górnikowi Łęczna zobaczyliśmy Koronę, której spodziewaliśmy się kilka tygodni temu.

Właśnie takiej Korony spodziewaliśmy się przed sezonem…

Czyli drużynę bez pomysłu na sforsowanie obrony rywala, powolną, popełniającą głupie błędy w obronie i stwarzającą jakiekolwiek zagrożenie praktycznie jedynie po stałych fragmentach gry. W skrócie: ekipę, której brakuje jakości piłkarskiej. Obrona Górnika Łęczna ostatni raz tak mało pracy miała na inaugurację ligi, grając z Ruchem Chorzów, którego piłkarze jego jeszcze nie wrócili z urlopów.

Gospodarze nie potrafili wygrać u siebie już w czwartym kolejnym meczu. Do tej pory dwa razy więcej punktów przywieźli z obcych boisk, niż wywalczyli w Kielcach. Czyli jest problem. Na dłuższą metę może być naprawdę uciążliwy, bo zakładanie, że Korona w dalszym ciągu będzie tak skuteczna na wojażach po Polsce jest dość ryzykowne.

Już w piątek drużyna Marcina Brosza, jedzie do Krakowa na mecz z Wisłą. Jeśli zagra tak jak dziś, a Brożek i spółka utrzymają formę – może być wesoło.

Górnik? Zagrał to samo co z Wisłą, niemal idealna kalka. Toporny, ale solidny i skuteczny futbol. Wyjście na prowadzenie i pilnowanie wyniku. A że piłkarze Korony zadbali o to, by okazji bramkowych goście mieli znacznie więcej niż przed tygodniem, to ci wykorzystali jeszcze jedną z nich. Trzech harpaganów z przodu wystarczyło, by zdemolować całkiem przyzwoitą do tej pory defensywę.

Reklama

Na koniec słówko o Pawłowskim, bo jego debiut w Koronie zapowiadaliśmy jako wydarzenie meczu. Chęci być może były i duże, szczególnie na początku, ale rzeczywistość okazała się brutalna – wygranie pojedynku z Leandro przerosło możliwości skrzydłowego. No niestety, słabizna.

tmcA9cp

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...