Szczerze? Uwielbiamy zaglądać do niższych lig. Im głębiej kopiemy, tym mniej ci, którzy są w różne historie zamieszani, tam się nas spodziewają. Bo tych historii nie brakowało, nie brakuje i pewnie jeszcze długo nie zabraknie. Niestety…
Czwarta liga, grupa: małopolska wschód. Barciczanka Barcice ma duże aspiracje, bo już rok temu była bliska awansu, a teraz mogłaby to uczynić z okazji 70-lecia istnienia. Nie zamierzamy zgrywać ekspertów, kto jeszcze powalczy o czołowe lokaty, ale po szóstej kolejce liderem był Lubań Maniowy, tuż za nim – rezerwy Sandecji Nowy Sącz i właśnie Barciczanka. Ta dwójka grała w miniony weekend ze sobą. Łączy ich jednak znacznie więcej.
W kadrze Barciczanki znajduje się bowiem kilku zawodników, którzy wcześniej grali w Nowym Sączu, m.in. Wojciech Kalisz, Dawid Janczarzyk czy Bartosz Kozak. To młodzi chłopcy, mają po 19-20 lat, w poprzednim sezonie wiele razy siadali na ławce rezerwowych, a dwóch z nich wystąpiło nawet na zapleczu Ekstraklasy (Kalisz – 124 minuty, Janczarzyk – 32). Zamiast napierania na pierwszy skład, przyszło wypożyczenie do klubu czwartoligowego. A przecież Sandecja na tym samym poziomie rozgrywkowym ma rezerwy: to tutaj młodzi mają się ogrywać, na co dzień pozostając przy pierwszym zespole, w zasięgu wzroku pierwszego trenera. Tym bardziej, że w kadrze meczowej na pierwszą ligę mieści się dwóch młodzieżowców – trzeci z czwartym już są potrzebni, gdy któryś jedzie na zgrupowanie reprezentacji.
Co więc autor tego pomysłu miał na myśli? Oczywiście własny interes. Paweł Cieślicki, który jest dyrektorem sportowym Sandecji, na co dzień pełni funkcję prezesa i sponsora Barciczanki. Jako trenera zatrudnia z kolei Tomasza Szczepańskiego, który przy okazji szkoli juniorów Sandecji.
Ciekawie zaczęło się więc robić, gdy zbliżał się mecz Barciczanki z rezerwami pierwszoligowca. Robert Kasperczyk, trener pierwszoligowej Sandecji, grając z GKS-em Katowice już w piątek, planował, że tych, którzy nie pojawią się na boisku, odeśle do rezerw. Czwartą ligę zazwyczaj rozgrywa się w niedzielę, ten mecz początkowo też zaplanowany był na niedzielę, a w tej kolejce tylko jeden mecz zorganizowano w sobotę. W Barcicach wymyślono więc, że spotkanie trzeba przełożyć na inny dzień (do tego potrzebna była też zgoda przeciwnika). Konkretnie: na czwartek, by Kasperczykowi związać ręce. Dzień przed ligowym meczem potrzebnych jest przynajmniej osiemnastu zawodników, trzeba być ubezpieczonym na różne scenariusze.
Dlatego drugą drużynę wyjątkowo lepiono na kolanie. Między słupkami dopiero czwarty w klubowej hierarchii bramkarz – pierwszy ma kontuzję, drugi gra, trzeci siedzi na ławce. Oprócz niego, zdolnych do gry tylko jedenastu chłopaków. Do przerwy skromne 1:0 dla Barciczanki, ale w Sandecji jeden wylatuje za czerwoną kartkę, drugi łapie kontuzję, trzeci z powodu urazu tylko truchta. W skrócie: obraz nędzy i rozpaczy.
Barciczanka wygrywa więc 4:0, Barciczanka bliżej trzeciej ligi. Innym zespołom, które to wszystko obserwują z boku, puszczają nerwy. I trudno się dziwić.
A Barciczance składamy gratulacje!
Fot.FotoPyk