Nigeryjczycy, dawniej zwani “Canarinhos” Afryki. Dawniej, czyli w czasach, gdy i Brazylia słynęła z taśmowej produkcji bajecznie uzdolnionych ofensywnych grajków. To nigeryjskie pokolenie z Okochą i Kanu na czele, to, któremu prorokowano nawet pierwszy afrykański złoty medal mistrzostw świata, skończyło się i wraz z nimi skończyła się magia. Symbolem zmiany warty może być fakt, że najbardziej znanym nigeryjskim piłkarzem ostatnich lat był John Obi Mikel, a więc specjalista od destrukcji, który gdy wreszcie strzelił gola, uznano to niemal za święto…
Tę tendencję ma przełamać Kelechi Iheanacho. Nie mylić z byłym Wiślakiem, który miał swoje pięć minut z Realem Saragossa, a potem grał w KSZO i niższych ligach polskich. “Nasz” nazywał się Kelechi Iheanacho Zeal, podczas gdy ten z City to Kelechi Promise Iheanacho. Póki co imię jak najbardziej trafne – “promise” to po angielsku obietnica, a on jest – tylko i aż – obietnicą wielkiej gry.
Wszyscy usłyszeli o nim wczoraj, gdy po mniej niż minucie na boisku strzelił debiutanckiego gola, który zapewnił City zwycięstwo z Crystal Palace. Zwycięstwo, która sprawia, że “The Citizens” wciąż są bezbłędni w tym sezonie Premier League, a nad zeszłorocznymi mistrzami mają już – bagatela – jedenaście punktów przewagi. W tym roku Kelechi skończy dziewiętnaście lat.
Pochodzi z Owerri, miasta wielkości Łodzi nad Otamiri River. To dawna stolica samozwańczej republiki Biafra, która w latach sześćdziesiątych oderwała się od Nigerii na kilka lat, dopiero siłą i po trupach kilku milionów osób wróciła w nigeryjskie granice. Z Owerri pochodzi też Nwankwo Kanu i dlatego porównań do tego dawnego snajpera Arsenalu młody nie uniknie. Pod względem charakterystyki to jednak zupełnie inny gracz, bardziej wszechstronny, mogący grać na praktycznie wszystkich pozycjach w ofensywie, bazujący też przede wszystkim na błyskotliwości i technice, a nie szybkości czy też sile fizycznej.
W Nigerii znają jego talent od dawna, gra w kadrach młodzieżowych od trzynastego roku życia. Pierwszy raz błysnął w 2013, najpierw podczas swoistego Pucharu Narodów Afryki dla reprezentacji U17, gdzie Nigeria doszła do finału, a on był drugim najlepszym strzelcem turnieju. Szersza publika usłyszała o nim jednak dopiero po mundialu dla siedemnastolatków. Tutaj na dzień dobry Nigeria puknęła 6:1 Meksyk, a Iheanacho strzelił cztery gole! Nigeryjczycy zdobyli złoto, a w finale… znowu zbili Meksyk! 3:0, Iheanacho znowu z golem, którym przypieczętował MVP imprezy.
To spore wyróżnienie, ale pamiętajmy, że wielu, którzy błysnęli w tak młodym wieku, potrafiło potem zaginąć. By nie szukać daleko wystarczy wspomnieć O Soleymane Coulibalym, który 9 razy trafił na mundialu siedemnastolatków w 2011, był absolutną rewelacją i jednoosobową boiskową armią, a tymczasem nie przebił się w Tottenhamie, ostatnio grał w trzeciej lidze włoskiej i dziś gra w Peterborough (League One). Iheanacho póki co idzie inną drogą, można śmiało powiedzieć, że tym jednym golem w Premier League już osiągnął więcej, niż jego poprzednik z Wybrzeża Kości Słoniowej.
Historii w City na pewno nie ma jednak bajkowej. “The Citizens” wygrało walkę o niego z wieloma klubami Europy, w tym choćby z Arsenalem, Porto i Sportingiem, podpisując wstępny kontrakt jeszcze nim Kelechi skończył osiemnaście lat. Rok trenował więc w Owerri, nim wreszcie w październiku zeszłego roku przyjechał do Anglii. Pierwszy sezon jednak był wyjątkowo ciężki: trapiły go kontuzje, łącznie przeszedł aż trzy. W debiucie w UEFA Youth League U19 z Schalke wytrzymał tylko 11 minut. W takim klubie jak City, gdzie jest wielka konkurencja nie tylko w pierwszym składzie, nie tylko w rezerwach ale nawet drużynach juniorskich, przezwyciężyć takie zdrowotne problemy i trafić do pierwszej drużyny to najlepszy dowód talentu.
Tego lata kilku młodych dostało szansę gry w sparingach, ale Kelechi wykorzystał ją najlepiej. Gole z Milanem i Kansas, popis z Romą, gdzie asystował Sterlingowi, a potem strzelił sam. W szatni już się przyjął, od Raheema i Davida Silvy dostał ksywę “Wujo Kelechi”, jest też trzecim najmłodszym strzelcem gola dla City w Premier League, tylko po Micahu Richardsie i Sturridge’u.
Najwymowniejsze są jednak słowa Pellegriniego. Oczywiście, że trener po takim występie młodego (naprawdę młodego, badano go niezwykle wnikliwie – nie ma przebitych blach) musi rzucić kilka ciepłych słów, wykonać popis kurtuazji, pochwalić. To wszystko zostało wykonane, ale już schemat przełamują słowa, że City po sprzedaży Dżeko specjalnie nie sprowadzało kolejnego napastnika, wiedząc, że w blokach czeka Kelechi. W tego człowieka naprawdę wierzą.