Gianni Infantino wchodzący na scenę zawsze wywoływał dreszczyk emocji u wszystkich obecnych na sali. Niezależnie czy przyjechałeś tu jako szkoleniowiec, prezes federacji czy gość na bankiecie Rodziny UEFA – charakterystyczna łysa głowa zwiastowała gigantyczne emocje. Polska delegacja z Adamem Nawałką i Zbigniewem Bońkiem na czele spokojnie obserwowała wydarzenia na scenie. Ostatnie sukcesy reprezentacji – zakwalifikowanie się do dwóch kolejnych turniejów z rzędu – dawały spory spokój przed kolejnymi eliminacjami.
– San Marino – spokojnie przemawiał Infantino, rozdzielając kolejne zespoły do poszczególnych grup. Kolejny turniej miał być wyjątkowy – bez jednego gospodarza, zamiast tego w trzynastu miastach, na trzynastu stadionach. Dwadzieścia cztery zespoły miały się zmierzyć o tytuł najlepszej reprezentacji Europy w ramach gigantycznego turnieju granego od Baku po Wembley.
– Czasem nie doceniamy roli losowania – słychać było wśród członków polskiej delegacji. – Przecież czasami to być albo nie być. Gdyby Legia trafiła w ubiegłym roku na – przyjmijmy – albańskie Skenderbeu, a nie bardzo mocny zespół z Astany, może wreszcie po dwudziestu trzech latach mielibyśmy ten swój zespół w fazie grupowej Ligi Mistrzów? – przypominali dziennikarze, którzy również w napięciu obserwowali ruchy Gianniego. – Poland – w ustach Gianniego to słowo brzmiało niczym muzyka. Został nam do wylosowania tylko jeden rywal, ten w teorii najsilniejszy. Anglia? Niemcy?
– Netherlands! – niemal krzyknął “Łysy z UEFA”. Na twarzach Polaków pojawiły się uśmiechy. – Uff! – sapnął Adam Nawałka i rozluźnił się na fotelu. Wylosowaliśmy najlepiej jak się dało.
*
Patrick Kluivert siedział załamany w swoim gabinecie. Obrazy na ścianach przypominały mu cudowne lata. Zwycięstwo z Ajaksem w Lidze Mistrzów. Wielkie mecze wielkiej reprezentacji Holandii. Zdjęcie z Ruudem Gullitem, Marco van Bastenem. Poniżej jego własne pamiątki, plakat zespołu z Edgarem Davidsem, Clarencem Seedorfem. Zmęczone oczy selekcjonera reprezentacji Holandii przemykały po kolejnych postaciach patrzących ze ścian. Wydawały się być zdegustowane, rozczarowane. Patrzyły z wyrzutem. “Coście uczynili z tą drużyną?” – krzyczał uśmiechnięty Gullit wznoszący w górę trofeum za Mistrzostwo Europy. “Kogo ty, u licha, powołujesz?” – zdawał się pytać gigantyczny Bergkamp nad potężnym biurkiem.
– A kogo innego mam powołać, Dennis? – powiedział do siebie Patrick pochylając się raz jeszcze nad zabazgraną kartką. Arjen Robben, lat 35. Kluivert dopisał go kilka minut temu, mając nadzieję, że uda mu się przekonać doświadczonego zawodnika do powrotu do kadry. Niestety, nie zdążył nawet zadzwonić. Okazało się, że Robben złapał kolejną kontuzję na treningu i do gry już prawdopodobnie nie wróci. – Może Wesley? – przemknęło przez myśl Kluivertowi, ale po chwili przypomniał sobie, że Sneijder był potężnie krytykowany przez chińską prasę za serię słabych występów w barwach Guangzhou Evergande. Ostatnia deska ratunku, Robin, odmówił tydzień temu. Chce skupić się na szkoleniu młodzieży w Katarze, gdzie zakończył piłkarską karierę.
Na kartce zostało osiemnaście nazwisk, głównie wiecznie młode talenty z Ajaksu. – Cillessen. “Czeka na transfer życia”. Utalentowany, młody czterdziestoletni – ironizował pod nosem Kluivert. Jeśli bramkarz to połowa sukcesu… Cóż, wziąłby z pocałowaniem ręki i Drągowskiego, i Szczęsnego. Gra defensywna oparta na Blindzie jeszcze jakoś wyglądała, ale boki? Skrzydła? Atak? Kishna, 24-latek z Udinese, co ostatni dobry mecz zagrał chyba debiutując w Lazio cztery lata temu. Wijnaldum, eksplozja jego talentu ma nastąpić “tuż, tuż, za chwilę, dwa momenty” mniej więcej od 2012 roku. Zdążył zwiedzić połowę Anglii, obecnie kopie w Leicester. El Ghazi? Dajcie spokój, to już lepiej ściągnąć z emerytury van Bastena, dopóki jeszcze chodzi bez laski. Jednym Depayem szturmować obronę złożoną z takich asów jak Glik czy Kędziora? Ach, jest jeszcze Strootman, leczy się przecież dopiero od dziesięciu miesięcy…
Pogięta kartka wylądowała w koszu. Szklankę z grubego szkła zapełnił rudy płyn. – To będzie długa noc – westchnął Kluivert.
*
– Mati, ale zwróć uwagę na postać selekcjonera Holendrów. Patrick Kluivert to nie tylko legenda holenderskiej piłki, fantastyczny snajper, ale i obiecujący trener. Jeśli osiągał sukcesy – oczywiście na miarę możliwości – z reprezentacją Curacao, to i z Holandią może osiągać zaskakujące wyniki – przekonywał na antenie Polsatu jeden z dziennikarzy tej stacji. Trwało przedmeczowe studio, Polska, lider grupy F, właśnie wjeżdżała do Amsterdamu by tam zmierzyć się z Holandią. Kiedyś powiedziano by pewnie: “wielką Holandią”.
– Warto zwrócić uwagę na lukę w środku pola. Johan Cruyff, można powiedzieć guru holenderskiej piłki, już kilka ładnych lat temu ostrzegał, że Holandia gra coraz bardziej wulgarnie, coraz bardziej prymitywnie, sprzeniewierzając się ideałom zaszczepionym “Pomarańczowym” przez Rinusa Michelsa i samego Cruyffa – przekonywał obecny w studiu ekspert, Arkadiusz Głowacki. – Dziś apostołami dobrej nowiny czyli holenderskiego futbolu są zawodnicy Barcelony i ich naśladowcy z różnych stron świata. Sama Holandia już od przegranego półfinału mundialu 2014 stanowiła antytezę futbolu swoich przodków – punktowali barwnie publicyści w piłkarskich portalach.
Wszyscy mieli rację. Sneijder był jak “Ostatni Mohikanin”, ani Clasie, ani Klaassen, ani żaden inny członek młodego pokolenia nie potrafił grać w taki sposób jak generacja 1983-1984, o wcześniejszych asach nie wspominając. W obecnej reprezentacji brakowało wirtuozów, brakowało pianistów. – Jedyny cokolwiek warty w tym składzie to Blind – krzyczał z nagłówków Johan Cruyff w… 2015 roku. Cztery lata temu doskonale przewidział, że podawanie piłki wszerz zamiast wgłąb i stawianie na szybkich skrzydłowych ze szkła skończy się dla Holandii fatalnie. Tamte eliminacje, które zmusiły Holendrów do gry w barażach o finałowy turniej miały być przełomowym punktem. Odchodzące pokolenie Robbenów, Sneijderów i van Persiech miało zakończyć reprezentacyjną karierę na zdobyciu brązowego medalu w Brazylii. Większe sukcesy mieli osiągnąć ci, którzy przyszli po nich.
Problem polegał na tym, że Patrick Kluivert rozglądając się po szatni nie widział nikogo, kto mógłby przebić kontuzjowanego, 35-letniego Robbena. Obrzydzeniem napawała go myśl o zestawieniu swoich kumpli z kadry, Seedorfa czy Davidsa z obecnymi asami. – Johan miał rację, psia jego mać, od samego początku miał rację – przebiegało mu przez głowę, gdy przypominał sobie setki felietonów o tym, że “nie można grać wbrew naszej filozofii”. Kim miał rozbić tercet Glik-Linetty-Krychowiak? Tym wiecznie “perspektywicznym” Wijnaldumem?
*
Po skrzydle pomknął Rybus, skrzydłowy Monchengladbach, który po wyjeździe z Rosji wreszcie pokazał pełnię swoich umiejętności. W polu karnym czekali już na jego dośrodkowanie 31-letni weteran z Bayernu, Robert Lewandowski oraz 25-letni napastnik Newcastle United, Arek Milik.
Cillessen przeżegnał się w myślach.
W Holandii po porażce z Polską na czołówkę “De Telegraaf” trafił felieton Cruyffa. Oprócz standardowych narzekań na prymitywną grę kadry i gromów na Kluiverta pojawiła się propozycja narodowej debaty na temat szkolenia.
Tytuł brzmiał: pięć lat upokorzeń, ani chwili dłużej.
Fot. FotoPyK