Dokładnie dwadzieścia lat temu Anglia bezbramkowo zremisowała z Kolumbią. Nic szczególnego i absolutnie nikt nie wspominałby tej daty, gdyby nie delikatnie świrnięty facet z burzą loków na głowie, czyli Rene Higuita. Facet zrobił coś, z czego został zapamiętany przez cały piłkarski świat, czyli scorpion kick.
Higuita już wcześniej znany był z ekscentryczności i nietypowych zachowań, ale przy tym był świetnym fachowcem. Zdobył mnóstwo tytułów w ojczyźnie, a w momencie, kiedy po raz pierwszy zaprezentował światu swoje nowatorskie zagrane, był piłkarzem Realu Valladolid. Strzelał Jamie Redknapp, a Higuita tylko na to czekał. Niezbyt mocno, celnie. Idealnie, żeby popisać się przed całym światem.
– Nigdy nie widziałem czegoś podobnego, ale jestem pewien, że nie będziemy uczyć tego naszych bramkarzy. Nawet jeśli to bardzo widowiskowe – powiedział po meczu selekcjoner Anglików, Terry Venables.
Higuita był bramkarzem podobnym do Jose Chilaverta. Też lubił ustawić piłkę przy stałym fragmencie gry i zalutować. W reprezentacji trafił trzy razy. W Europie nie zaistniał. Grał tu tylko jeden sezon. Nic więc dziwnego, że pamiętamy go wyłącznie z powodu tego dziwnego zagrania. – Na taką piłkę jak wtedy, na Wembley, czekałem całymi latami. Zawsze inspirowały mnie dzieci. Podglądałem je w parkach. To, jak się bawią piłką, ile mają z tego frajdy. Szczególnie podobały mi się przewrotki, więc postanowiłem, że kiedyś zrobię ją… odwrotnie – mówił.
Pocieszny Kolumbijczyk ma też gorszą stronę. Siedział w więzieniu, gdyż policja uznała, że pośredniczył w porwaniu. Odsiedział kilka miesięcy, przez co jego kariera przyhamowała, a on sam nie pojechał na mundial w 1994 roku. Dziesięć lat później, już jako piłkarski staruszek, znowu został zawieszony. Tym razem za branie kokainy. Niezłe ziółko.