Reklama

Jesteśmy dumni. Normalnie, zwyczajnie, po ludzku. Dumni.

redakcja

Autor:redakcja

04 września 2015, 21:50 • 3 min czytania 0 komentarzy

Duma. Po prostu duma. Niby różnica jednej litery z tym, co reprezentacja serwowała nam w ostatnich latach, a jaka kolosalna zmiana. Dziś, nawet jeśli Niemcy wykorzystaliby wszystkie swoje sytuacje, nawet jeśli ostatecznie powieźliby nas trzema czy czterema golami – bylibyśmy dumni. Mistrzowie świata. Ich teren. Pod względem wartości zawodników, pod względem jakości klubów w których grają, pod wszystkimi innymi “policzalnymi względami – przepaść. A my, Glik, Krychowiak, Lewandowski, nawet ten nieco nieogarnięty Grosicki – walczyliśmy z nimi momentami (i to dłuższymi!) jak równy z równym.

Jesteśmy dumni. Normalnie, zwyczajnie, po ludzku. Dumni.

Już sam początek, sposób, w jaki zaatakowaliśmy Niemców. Ostry, wysoki pressing, kombinacyjna piłka, piętki Rybusa, bezwzględna gra Krychowiaka. Było w tym wszystkim trochę ujmującej, tak wyczekiwanej przez kibiców bezczelności. Nie ma srania po krzakach i chowania się za drzewem. Zamiast tego otwarta przyłbica i naparzanie się, wymiana ciosów z mistrzami świata. Kiedyś skończyło się to 0:6 z Hiszpanią, dziś z każdą minutą rozdziawialiśmy coraz szerzej szczęki. Dwa sztychy mimo całkiem ładnej wizualnie gry? Zazwyczaj zaczynalibyśmy już w tym momencie tekst pomeczowy z głównym hasłem: “walczyli jak zawsze, przegrali jak zawsze”.

A oni się podnieśli. Nie ustąpili z pressingiem, nie wymiękli, nie zaczęli się cofać, by “przeżyć operację, choć pacjent zmarł”. Postanowili walczyć o remis, postanowili zaatakować. Zaatakować Niemców we Frankfurcie! Tych Niemców! Ci Polacy!

Końcówka pierwszej połowy, ta bajeczna akcja bramkowa z wyśmienitym przerzutem, z fantastyczną asystą i świetnym wykończeniem, po chwili dociśnięcie Niemców do muru dwoma kolejnymi znakomitymi sytuacjami Lewandowskiego. Zazwyczaj my wierzyliśmy, piłkarze pozbawiali nas złudzeń. Tym razem to my straciliśmy już wszelką nadzieję, a oni stwierdzili, że nie tacy Niemcy straszni.

W drugiej połowie nadal graliśmy swoje, nadal potrafiliśmy tworzyć sytuacje, choć coraz częściej nacinaliśmy się na ostre kontrataki Niemiec. To było jednak kompletnie nieważne, gdy kolejny świetny przechwyt notował Krychowiak, gdy kolejny atak mistrzów świata rozbijali Glik czy Rybus. Ba, po 90 minutach mieliśmy więcej celnych strzałów! Posiadanie piłki to oczywiście 66/34 dla Niemców, ale ta imponująca walka, werwa, brak jakiegokolwiek respektu do tak silnej drużyny… Ciężko było się nie unieść, ciężko było nie wpaść w patos.

Reklama

Zabrakło szczęścia, może i umiejętności, może wykończenia. Może po prostu jesteśmy o tyle słabsi, że nawet tak – nie wahamy się użyć tego słowa – dobry mecz to zdecydowanie za mało by choćby zremisować z Niemcami na ich terenie. Może ten Piszczek… Teraz jednak nie ma sensu dłuższe rozkminianie, ważniejsze jest podtrzymanie tej fantastycznej atmosfery wokół kadry. Nienawidzimy usprawiedliwiania porażek, nie znosimy stwierdzenia “przegraliśmy, ale wstydu nie ma”. Nie znosimy uznawania klęsk za “moralne zwycięstwa”, jesteśmy przeciwnikami podniecania się “przegraniem tylko dwiema bramkami”.

Ale dziś jest inaczej. Nie liczyliśmy tu na punkt. Nie liczyliśmy tu na równą grę. Liczyliśmy, że może nas nie zjedzą. Ba, logika mówiła: nie ma szans, by nas nie zjedli. Może chociaż nie zdążą nas przetrawić, ale pożarcie jest pewne.

Zamiast tego dostaliśmy 90 minut naparzanki i kilka momentów, gdy Niemcom po prostu musiało zrobić się cieplej. Wszystko podlane finezją, kreatywnością oraz całymi tonami zaciekłej walki. No i – nie oszukujmy się – to zasługa posiadania trzech graczy naprawdę wysokiej klasy, tworzących trzon i kręgosłup zespołu. Jeśli dojdą do nich skrzydła w lepszej formie, szczególnie zaś więcej uwagi na bokach obrony i w miejscach w środku pola, w których akurat nie ma Krychowiaka – powinniśmy wciągnąć pozostałych grupowych rywali nosem.

Dziś nie ma chyba wielu, którzy wątpią w awans na francuskie mistrzostwa. Patrząc na to, jakim produktem jest dziś kadra, na jakim etapie zgrywania są jej poszczególne elementy, jak pewni swoich umiejętności są jej zawodnicy i wreszcie jakimi umiejętnościami oni naprawdę dysponują…

Dobra, zanim zakręcimy się za bardzo. Jesteśmy dumni. Nie spieprzcie tego, panowie.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...