Reklama

Ashley Cole na skraju piłkarskiej kariery. W Rzymie nie ma dla niego miejsca.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

25 sierpnia 2015, 17:30 • 4 min czytania 0 komentarzy

Mówi się, że jeśli mężczyzna po czterdziestce czuje, że go coś boli, to znaczy, że żyje. Strzykanie w krzyżu, chrupanie w kolanach i pstryknięcia w biodrach to już będzie nieodłączny towarzysz życia. Krótszego lub dłuższego. W piłce zaczyna brakować tchu, wciąż jest się o krok spóźnionym, później o dwa. Coraz częściej siedzi się na ławce, a w klubie jest się już tylko po to, by trzymać atmosferę w szatni.

Ashley Cole na skraju piłkarskiej kariery. W Rzymie nie ma dla niego miejsca.

Zdarzają się tacy, którzy wydają się odporni na upływ czasu. To zwłaszcza ci, którzy z biegiem lat coraz bardziej stronią od bezpośrednich pojedynków, którzy nie lubią uwalać się w błocie. Jak głosi piłkarska urban legend, Sir Alex Ferguson pozbył się z Manchesteru United Jaapa Stama, gdy zauważył, że Holender coraz rzadziej robi wślizgi. Błąd, bo okazało się, że stoper zaczął lepiej się ustawiać i w bezpośrednie pojedynki wchodzić już nie musiał. Polski, podobny przykład – Arkadiusz Głowacki. Od brudnej roboty kapitan Wisły Kraków ma Richarda Guzmicsa. I jest równie, jeśli nie bardziej skuteczny niż za najlepszych czasów.

Są jednak tacy, którzy stylu gry nie zmienią lub nie potrafią. I systematycznie, krok po kroku, żegnają się z najwyższym poziomem. Nie tylko, cytując „Kabaret Starszych Panów”, przestali się dobrze zapowiadać, ale zaczęli już tylko zapowiadać się źle. Zawsze jest jednak TEN moment, gdy trzeba powiedzieć, że jest się po drugiej stronie rzeki. – Jeśli Robben cię objeżdża, to masz wymówkę. Jeśli robi to jednak Raimondi, to masz poważny problem – pisała gazeta „Corriere della Sera”. Pisała o lewym obrońcy Ashleyu Cole’u, do niedawna piłkarzu Romy.

I przez jakiś czas całkiem nieźle sobie w tej Romie poczynającego. Gdy rzymianie pojechali do Manchesteru na mecz z City w Lidze Mistrzów, Anglik zaprezentował się bardzo dobrze – przejmował, wypychał i wykopywał. Jak za najlepszych czasów, jak w najlepszych spotkaniach. Jak w tym na Camp Nou w 2012 roku, gdy Chelsea przejęła, wypchała i wykopała Barcelonę z Ligi Mistrzów i to ona zagrała wówczas w finale. No i Cole zaliczył wtedy asystę – to jego „wyjazd” z pola karnego zakończył się stuprocentową sytuacją Torresa.

Reklama

Ale tego Cole’a już nie ma. Jest tylko ten objechany przez Raimondiego, 34-letniego obrońcy Atalanty Bergamo. Anglik w ostatnim sezonie w pierwszym składzie Romy wystąpił ledwie jedenaście razy, a teraz wiadomo, że w Giallorossich już nie zagra, bo Guardian podaje, że klub zgodził się na przedwczesne rozwiązanie kontraktu, który miał obowiązywać przez rok. Anglika nie zaprezentowano jako członka drużyny, a teraz na lewą obronę przyszedł Lucas Digne z PSG. I Cole musi sobie szukać nowego klubu – w dołach Premier League albo na luksusowym wygnaniu w MLS.

Miało być tak pięknie – Serie A doskonale konserwuje największe defensywne talenty, a przecież Cole zawsze takim był. Nawet pożegnanie z Chelsea miał całkiem niezłe, z nim na boisku londyńczycy nie stracili bramki przez 746 minut w 2014 roku. Wcześniej przecież uchodził za jednego z niewielu angielskich piłkarzy „złotego pokolenia”, który nie pękał w najważniejszych spotkaniach. Był idealny, gdy trzeba było wybronić wynik, powstrzymać skrzydłowego, nie dać mu żyć. Miał to być materiał na jednego z niewielu angielskich piłkarzy, którzy poradziliby sobie za granicą. A jeszcze niedawno był uważany za jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego lewego obrońcę na świecie.

Choć było już kilka sygnałów, że kariera 34-letniego Anglika chyli się już ku końcowi. Jego miejsce w kadrze zajął Leighton Baines, zawodnik bardziej wybiegany, z większym arsenałem ofensywnym, a w klubie zastąpił go Cesar Azpilicueta, nominalnie obrońca prawy. Zresztą w tym ostatnim sezonie w Chelsea Cole zagrał ledwie 15 razy w lidze. A przyzwyczajony do roli rezerwowego Anglik nigdy nie był – w kadrze niemal wszystkie spotkania rozpoczynał w pierwszym składzie, a w klubie dopiero pod koniec musiał przywitać się z ławką. Cole bez meczów tracił siły i przestał już być tak istotny dla trenerów.

Co poszło nie tak? Wydaje się, że Cole mógł tu zrobić niewiele. Tu winnym jest przede wszystkim świat. Gdy patrzymy teraz na bocznych obrońców, są to w większości ludzie młodzi, wybiegani, którzy nie mają jeszcze dużo kilometrów na liczniku. Zresztą co roku wymaga się od niech więcej. Liczba sprintów bocznych defensorów od 2004 roku wzrosła niemal dwukrotnie – z 29.5 do 50 (źródło: Prozone). To nie jest miejsce dla starych ludzi, zwłaszcza tych, którzy specjalizują się przede wszystkim w obronie. Można było na stare lata przenieść się na środek obrony, ale tam z 176 cm zdziałać można niewiele.

W miłym pożegnaniu z poważną piłką Cole’owi przeszkadza jego zła sława. Nawet jeśli do obowiązków sportowca podchodził profesjonalnie, tak życie i innych ludzi traktował lekką ręką – strzelał z wiatrówki do stażysty w obiekcie treningowym Chelsea, przez lata było też głośno o jego rozwodzie z Cheryl Cole.

A teraz jest tylko cisza.

Reklama

JACEK STASZAK

Najnowsze

Hiszpania

Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Patryk Fabisiak
1
Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...