Spośród piłkarzy, którzy grali w pierwszej jedenastce w poprzednim, mistrzowskim dla Lecha, sezonie, większość przez ostatni czas nie trenowała. Poznaniacy wystawiali takiego gagatka jak David Holman czy od dawna nieskuteczny Dariusz Formella. Teraz ci najlepsi powoli wracają, ale klub nie chce mówić, na jakim są etapie.
Trener Maciej Skorża zarzuca sobie, że drużyna nie ma wypracowanych schematów na wypadek, gdy wypadną mu najważniejsi piłkarze. Kiedy nie ma podstawowych zawodników, to gra leży i kwiczy. Mówi się, że wystarczy z drużyny wyjąć Trałkę, Linettego i Hamalainena, by tego zespołu już nie było. Z drużyny, która imponowała pressingiem, szybkością, wymiennością pozycji, zostaje wtedy niestabilny, słaby, nieruchawy kadłub. Taki jak teraz.
Sprawdziliśmy pierwszą jedenastkę z ostatniego meczu poprzedniego sezonu. Zresztą to była żelazna jedenastka końcówki rozgrywek – każdy wiedział, co miał robić, jak się asekurować i walczyć.
Aż sześciu zawodników z tej drużyny ostatnio nawet nie trenowało. Siódmy, Zaur Sadajew, z Lecha już odszedł. Jest jeszcze kwestia bramkarza, ale raczej zmiana Gostomskiego na Buricia nie miała już takiego wpływu na zespół. Do tego kontuzjowany wciąż jest ten, po którym wiele sobie obiecujemy, czyli Darko Jevtić. No i Gergo Lovrencsics, mimo wszystko wciąż lepszy skrzydłowy niż Dariusz Formella.
Teraz większość (z Videotonem nie zagrają na pewno Kownacki, Jevtić i Arajuuri) wróciła już do treningów, więc powinno być ładnie, pięknie i dobrze. Teoretycznie, bo Lech nie chce mówić o tym, jakie kto ma kontuzje i kiedy naprawdę wróci do gry. Wszystko po to, by przypadkiem nie dowiedział się o tym Videoton, któremu łatwiej byłoby wtedy rozpracować Lecha. Argumentacja może słuszna, ale z drugiej strony w takiej Lidze Mistrzów nikt takich rzeczy nie robi – pełna transparentność. Mamy wrażenie, że jest to trochę strzelanie z armaty do muchy.
Inna sprawa, i tutaj wracamy do słów Skorży o schematach, że po Lechu naprawdę widać kto w nim gra. Jeśli nie zagra Hamalainen, albo inaczej: nie będzie w dobrej formie, to rozegranie pod polem karnym rywala istnieje tylko teoretycznie. Jeśli zabraknie Pawłowskiego, nie ma komu szukać miejsca między liniami rywala. A brak Linettego to już w ogóle kaplica.
Powstaje więc pytanie: co jest większym problemem – to, że brak podstawowych zawodników zostawia Lecha w formie beznadziejnej, czy raczej to, że rywal mógłby się dowiedzieć o ich obecności? Wydaje nam się, że raczej ta pierwsza opcja, a druga to tylko pochodna. Grunt, że w Lechu o tym wiedzą, choć wygląda na to, że z trzymaniem kciuków za zdrowie tych najlepszych trzeba będzie przebiedować najbliższe miesiące.