Reklama

Żałosne obrazki. Krzysztof Janus uczy Lecha futbolu.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

14 sierpnia 2015, 22:06 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jeśli mistrz Polski za parę dni zamierza ograć Węgrów z Videotonu w pucharach, to właśnie zademonstrował wszystko, absolutnie pełną paletę boiskowych zachowań, jakich… musi unikać. Zagłębie, które tydzień temu z Niecieczą zagrało naprawdę dosyć żałośnie niemrawo, nagle zaczęło uczyć Lecha futbolu. Jeśli wówczas Stokowiec narzekał i złościł się na całkowicie przespaną pierwszą połowę, to teraz dostał zdecydowanie najlepszą, jaką jego drużyna zagrała dotąd w sezonie.

Żałosne obrazki. Krzysztof Janus uczy Lecha futbolu.

Przez dwanaście minut Lech realizował pierwszą część planu, czyli przetrwanie tego meczu byle jak, ale w pełnym zdrowiu i bez ubytków kadrowych. Oczywiście, nic z tego – do pierdyliarda nieobecnych dołączył Lovrencsics, co postawiło kolejny znak zapytania przy ofensywnej grze Lecha. Bez Linettego, który w środku jest wprost niezastąpiony, z dosyć topornym Tettehem czy bez wspomnianego Węgra, jednego z najbardziej mobilnych piłkarzy na placu, nie zwiastowało to niczego dobrego – co więcej efekt przekroczył wszelkie nasze wyobrażenia. Dramat zupełny. Druga część planu posypała się Lechowi niedługo później za sprawą Janusa, który w Ekstraklasie nie strzelał goli od czasów, kiedy grał w jednym zespole z Edwardem Cecotem (rok 2009), ale dziś był w naprawdę konkretnej formie. Zagłębie miało w pierwszej połowie pięć dobrych akcji, z czego w trzech odegrał kluczową rolę.

Jeśli Węgrzy z Videotonu oglądali ten mecz, to strach ich nie obleciał – nie będą siedzieć do rana, żeby analizować błyskotliwą grę Lecha, mieli raczej ubaw po pachy. Niestety, niemal każdy ruch piłkarzy z Poznania tego dnia pozostawiał tylko jeden dylemat: albo się tak zajebiście kamuflują, albo są słabi. Kto chce, niech to bagatelizuje, mówi o oszczędzaniu sił na występ w pucharach, o problemach kadrowych – Lech (oby tylko dziś) wyglądał na zespół, który Videotonu nie przejdzie i nieobecność nawet kilku czołowych graczy, mistrza Polski nie usprawiedliwiała tak dramatycznej postawy.

Pierwsza konkretna, bramkowa akcja „Kolejorza” to chyba dopiero w 65. minucie – ta, kiedy płaski strzał Linettego (wprowadzonego po przerwie razem z Thomallą) obronił Forenc. Tylko że była to zarazem ostatnia z dobrych okazji. Co więcej, po chwili sędzia mógł jeszcze śmiało podyktować Zagłębiu karnego – po rasowej „paradzie obronnej” Robaka, którą ten niestety wykonał z ręką wyciągniętą przy wślizgu tak bardzo, jak siatkarz w bloku przy siatce. Dla losów meczu nie miało to już najmniejszego znaczenia – dokładnie tak samo jak gol Robaka strzelony w samej końcówce. Nie zamanifestował po nim jakiejkolwiek radości, bo to trafienie z serii tych, które nawet nie zaciemnia obrazu. Piłka wpadła do siatki i dosłownie dwie sekundy później mieliśmy ostatni gwizdek. W rozciągłości całego spotkania nawet najwięksi optymiści, najwięksi fani rozkładania zespołów na części pierwsze, nie znaleźliby w grze Lecha czegokolwiek pozytywnego, może poza kilkoma przyzwoitymi wrzutkami Formelli.

Strasznie smutny obraz, jak na tak krótki odstęp czasu od dwóch najważniejszych meczów na tym etapie sezonu.

Reklama

11894831_10203652140263011_982867527_o

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
1
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...