50. minuta wczorajszego meczu Jagiellonii z Pogonią, prawym skrzydłem urywa się Piotr Grzelczak, wbiega w pole karne, na dużym spokoju ogrywa Jarosława Fojuta i wykłada piłkę Przemysławowi Frankowskiemu, który ładnym strzałem daje gospodarzom prowadzenie i, jak się później okazuje, awans do kolejnej rundy. Tak właśnie gra Lechia Gdańsk w barwach Jagiellonii Białystok. Ręce same składają się do oklasków.
Kiedy wiosną 2014 roku Michał Probierz został zwolniony z Lechii, w jego drużynie znajdowało się aż pięciu piłkarzy, którzy po jakimś czasie trafili do Białegostoku. Rzecz jasna trener nie mógł sobie dowolnie wybierać zawodników, bo w tamtym czasie zamienił drużynę silniejszą na teoretycznie słabszą. Mógł zapomnieć o Janickim, Dawidowiczu, Makuszewskim czy Sadajewie, ale szybko się okazało, że może przebierać w licznej grupie piłkarzy, których w Gdańsku nie chciano. Wiadomo, swego czasu Lechia sprowadzała kogo popadnie, więc dla wielu zawodników prędzej czy później musiało zabraknąć miejsca. A po prawie roku spędzonym w Gdańsku Probierz doskonale wiedział, kogo warto stamtąd wyciągnąć. I tylko czekał na okazje.
Pierwsze nadarzyły się już kilka tygodni po rozpoczęciu pracy w Jagiellonii, czyli w lipcu 2014 roku, kiedy to do Białegostoku trafili Sebastian Madera i Patryk Tuszyński. Miesiąc później dołączył Przemysław Frankowski, a w zimowym okienku transferowym Kacper Rosa. Natomiast ostatni jak dotąd piłkarz sprowadzony z Gdańska, Piotr Grzelczak zasilił klub dopiero przed tym sezonem. Jak przypuszczamy, Probierz już zastawia sidła na kolejnego gracza albo – co bardziej prawdopodobne – już wyciągnął z Lechii wszystkich, których chciał.
Madera, Grzelczak i Razack Traore dziękują kibicom Lechii
Z finansowego punktu widzenia koszt wszystkich transakcji z ogromną nawiązką pokrył transfer Patryka Tuszyńskiego do Rizesporu, przy którym Jagiellonia zainkasowała milion euro. A do tego należałoby doliczyć to, co na przestrzeni ostatniego roku klub zarobił na jego dwudziestu golach. Zdecydowanie spłaca się też Sebastian Madera, który po odejściu Pazdana został liderem formacji defensywnej i jest zarazem jej najpewniejszym punktem. Można więc powiedzieć, że dwa pierwsze strzały Probierza okazały się najcelniejsze.
W poprzednim sezonie nie udało się odpalić Przemysławowi Frankowskiemu, ale w tej rundzie 20-latek udowadnia, że drzemią w nim naprawdę spore umiejętności. Dość napisać, że w sześciu dotychczasowych meczach na boisku spędził 400 minut i strzelił w tym czasie cztery gole. Jasne, jego dorobek wyglądałby zdecydowanie gorzej, gdyby nie hattrick z Kruoją, ale – patrząc z drugiej strony – jak wielu jego rówieśników może się pochwalić podobnym wyczynem w europejskich pucharach?
Jak dotąd najmniej – a właściwie nic – wiemy o Kacprze Rosie, czyli 21-letnim trzecim bramkarzu Jagi. Ze słów Karola Świderskiego wnioskujemy, że dobrze gotuje i nadaje się do wyjścia na podryw. O tym jak radzi sobie między słupkami wiele napisać się nie da, ale przy Bartłomieju Drągowskim dorobek wielu polskich golkiperów wyglądałby podobnie. Niewykluczone, że po odejściu największej gwiazdy Jagiellonii – które właściwie może nastąpić w każdej chwili – Rosa dostanie swoją szansę.
Z obozu byłych lechistów obecnie najmocniej błyszczy ten sprowadzony najpóźniej, czyli Piotr Grzelczak. Jak dotąd rozegrał siedem spotkań w nowych barwach, w których zdobył dwa gole i zaliczył trzy asysty. Najlepiej wyglądał w dwóch ostatnich spotkaniach, w których Probierz wystawiał go w roli środkowego napastnika. Kto wie, być może po transferze do Jagiellonii i odejściu Patryka Tuszyńskiego wreszcie dostanie prawdziwą szansę na szpicy.
Gdańska kolonia w Białymstoku jest naprawdę spora i każdy udowadnia – no może z wyjątkiem Rosy, któremu dajemy jeszcze czas – że warto było na niego postawić. Tak naprawdę sama sprzedaż Tuszyńskiego sprawia, że opłacałoby się wziąć zawodników z Lechii, nawet jeśli pozostała czwórka miałaby się nie sprawdzić. A przecież gołym okiem widać, że sprzedany do Rizesporu napastnik nie będzie ostatnim dobrym interesem, jaki Jagiellonia zrobiła ostatnio na Lechii.
Fot. FotoPyk