Reklama

Puchar Polski. Jeszcze dykta czy już obiekt pożądania?

redakcja

Autor:redakcja

11 sierpnia 2015, 10:43 • 4 min czytania 0 komentarzy

Ile było już tekstów o wszystkich patologiach towarzyszących „Pucharowi Tysiąca Drużyn”… Co roku przypominane są historie o IV-ligowcach, którzy grają w pucharze rezerwami z B-klasy, o I-ligowcach, którzy grają rezerwami z IV ligi i ekstraklasowcach, którzy grają juniorami. Co roku ta sama śpiewka o lekceważeniu, o tym, że liga ważniejsza i że ranga wciąż za niska. A potem trafia się finał Legia – Lech i jesteśmy w szoku, że nasz rodzimy puchar wygląda wcale nie gorzej niż finały w Niemczech czy Francji.

Puchar Polski. Jeszcze dykta czy już obiekt pożądania?

Jaka jest prawda o rozgrywkach Pucharu Polski? To naprawdę bolączka trenerów, którzy najchętniej oddaliby te rozgrywki walkowerem? A może wręcz przeciwnie, coraz więcej klubów docenia możliwości, jakie daje dojście do dalszych faz tych rozgrywek?

Z jednej strony mamy Smudę, który – jak zauważyliśmy jakiś czas temu – odpuszczonym meczem Pucharu Polski zapoczątkował tragiczny zjazd całej Wisły. Wyniki nie kłamią, szerzej pisaliśmy o tym W TYM MIEJSCU. W skrócie – przed pucharową hucpą Smuda był w tabeli tuż za Legią, zdobywając osiemnaście punktów w dziewięciu meczach. Po niej – w kolejnych czternastu spotkaniach ugrał tych „oczek” zaledwie piętnaście. Naciągane? Niekoniecznie, przywołajmy tu wypowiedź jednego z ligowych trenerów: – Wiecie, co zgubiło Smudę? Minimalizm. To, że to już nie jest dawny Smuda. On teraz chce przetrwać, a nie wygrać. Przegrał w momencie, gdy drużyna to zrozumiała. Posypało się to, gdy wystawił rezerwy w meczu o Puchar Polski. To był jasny sygnał: o nic nie walczymy, tylko dryfujemy. To już nie jest ten trener z błyskiem w oku, nienażarty – przekonywał.

Czyli co? Piłkarze chcą, a trenerzy niekoniecznie?

Leszek Ojrzyński w rozmowie z nami sprzed paru dni:

Reklama

W Podbeskidziu miałem najstarszą drużynę. Często musiałem kombinować. Zarzucano mi, że w pucharze wystawiałem dublerów…

Odpuścił pan ten mecz z Legią.
Na pewno nie grali najlepsi, tylko ci, którzy zaszli w pucharze tak daleko. Od początku stawiałem tam na dublerów, ale zagrać w półfinale z Legią to przecież frajda. Niektórzy mogli mieć o to żal, ale usłyszałem o tym dopiero od działaczy. Kiedy pytałem o to chłopaków, nikt nie powiedział, że to prawda.

Tyle że ulica swoje wie – lokalni dziennikarze zajmujący się na co dzień Podbeskidziem sugerowali, że właśnie meczem z Legią Ojrzyński przegrał szatnię.

Ale to przecież tylko wierzchołek góry lodowej.

Dalej pojawią się bowiem kolejne pytania. Na przykład – jak zachęcić ludzi do szczelnego zapełnienia stadionu we wtorek, często bez jakiegokolwiek wsparcia klubowego marketingu? Jak sięgamy pamięcią – jedynie fanatyczni kibice zawsze traktowali Puchar w miarę poważnie, choć i wśród nich ciężko jest o zapełnienie sektora gości w Świeciu czy innych Ząbkach we wtorkowe popołudnie. Oczywiście, to dopiero pierwsze rundy, z czasem te mecze będą atrakcyjniejsze, ale… No właśnie. Czy mają szansę rywalizować z ligą, jeśli gra się je w środku tygodnia?

To, co na pewno cieszy, to fakt coraz lepszego opakowywania pucharu przez media, szczególnie pezetpeenowski kanał „Łączy nas piłka”. To między innymi dzięki nim udało się doskonale sprzedać ludziom historię Błękitnych Stargard Szczeciński, to dzięki nim udało się kreatywnie zapowiedzieć choćby mecz Znicza Pruszków, odwołując się do lat 90-tych w tym mieście. Finał był samograjem, to fakt, ale tak szerokie rozpropagowanie historii mniejszych klubów dochodzących do dalszych faz to już z pewnością spory sukces osób odpowiedzialnych za marketing tych rozgrywek.

Reklama

Tyle że i tutaj nie ma na razie co otwierać szampana i świętować, że reputacja Pucharu Polski prześcignęła już podobne turnieje w innych miejscach kontynentu. Nadal bowiem mamy wrażenie, że wszystko jest bardzo słabo skoordynowane. To raczej pojedyncze zrywy – reakcje na wyniki w Pucharze, niż rzetelna, ciężka praca u podstaw na rzecz podniesienia rangi rozgrywek. Tanie bilety na finał na Stadionie Narodowym to fajny gest, ale przecież to Puchar Tysiąca Drużyn, kilkanaście rund, włączając w to wszystkie przedwstępne. Wyzwaniem nie jest zapełnić Narodowy przy meczu Lecha z Legią, ale sprawić, by w starciu GKS-u Katowice z Cracovią w 1/8 finału piłkarze zabijali się o każdą piłkę przy wsparciu szczelnie zapełnionych trybun.

Na plus trzeba policzyć próby zmiany na lepsze – a to drabinka, a to losowanie organizowane z pompą. Na minus… Rzeczywistość. Może piłkarzom i kibicom uda się nas zaskoczyć, ale na ten moment: dziś przewidujemy raczej niezbyt emocjonujące kopaniny rozgrywane w dość sparingowych warunkach na pustawych obiektach.

Jeszcze sporo meczów na Stadionie Narodowym minie, nim ujrzymy to wyśnione i wymarzone gryzienie gleby już w pierwszych fazach turnieju. Optymistycznie można jednak założyć, że powoli zmienia się podejście do Pucharu wśród piłkarzy, działaczy a nawet trenerów. Oby w przyszłości zaowocowało to wielkimi widowiskami od pierwszej rundy, aż do hucznego meczu o trofeum rozgrywanego na najpiękniejszym polskim stadionie. A na razie odpalamy Lecha i liczymy, że nie będzie tragedii.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...