Piłkarze zrywający z łatką typowego ligowca, spędzającego popołudnia w galerii, a wieczory przy PlayStation. Mają swoją pasję, odskocznię od rytuału meczów, treningów, zgrupowań. Jedni mówią, że zawodnik w trakcie kariery powinien w stu procentach poświęcić się piłce. Drudzy podkreślają, jak ważne jest zapewnienie sobie lepszego startu na nowej drodze zawodowej. Szczerze, nam bliżej jest do poparcia tej drugiej tezy. Zresztą, czy nasi ligowcy są aż tak zarobieni, by nie znaleźć czasu na cokolwiek innego? Bez przesady, zresztą sprawdźcie sami.
Flavio Paixao
Piłkarze pytani o biznes z reguły odpowiadają, że pomyślą o tym dopiero po zakończeniu kariery. Flavio nie chciał czekać w nieskończoność i od wiosny prowadzi z bratem sklep internetowy z akcesoriami do garniturów. Kapelusze, spinki do krawatów, fikuśne skarpetki. Burza mózgów nad wyborem nowego fasonu odbywa się z udziałem bliźniaków oraz narzeczonej Marco, Melanii. Rzecz jasna, to kobieta ma tutaj decydujące zdanie. Flavio z bratem z kolei wykorzystują swoją popularność do promowania marki. Tym bardziej, że zanim ruszyli w świat, studiowali marketing. O odpowiednią reklamę już sobie zadbali. Chwilę po wypuszczeniu pierwszej kolekcji, Marco został zaproszony do redakcji „Recordu”, by co nieco poopowiadać o pasji bliźniaków.
Marcin Budziński
Człowiek orkiestra. Pytany przez oficjalną stronę klubową o to, co robi w wolnym czasie, odpowiada: „Piszę muzykę, gram na instrumentach, montuję filmy, nagrywam filmy. Różne rzeczy, ciężko wymienić wszystkie„. Piłkarz, który oprócz podstawowych obowiązków, śmiało mógłby pełnić rolę dyrektora klubowego działu marketingu. Cracovia rusza ze sprzedażą karnetów? No to „Budzik” o tym zarapuje. Medialna posucha w klubie? „Budzik” kończy montować film z udziałem kolegów z szatni. W rolach głównych Jaroszyński, Rakels, Wdowiak, Kapustka, Kita, no i reżyser Marcin Budziński.
Szkołę muzyczną skończył na trąbce, później tworzył głównie beaty hip-hopowe i muzykę do swoich filmów. Wykształcony gość, który bardziej ceni swoje alter ego niż prawdziwą naturę. Bądź, co bądź, sportowca.
Krzysztof Ostrowski
Jeszcze w trakcie występów w Widzewie, postanowił realizować się także w innej dziedzinie. Wraz ze znajomym założył klinikę leczenia uzależnień. Gdy wrócił z Łodzi do Wrocławia, niemalże całe dnie spędzał w „Mandali”. – Jak oglądam mecze, to czuję się jakbym zerwał z dziewczyną i następnego dnia musiał na nią patrzeć – mówił nam „Ostry”. Zimą jednak odezwali się działacze Śląska i postanowili go namówić, by jeszcze raz spróbował sił w ekstraklasie. Testy u Stanislava Levego zdał bez większych kłopotów i dwa lata łączył profesjonalną grę w piłkę z pracą w klinice. Po zakończeniu kariery sportowca, rusza na maksa ze studiami.
Kamil Sylwestrzak
Na początku kariery mocno przejechał się na jednym z menedżerów. Obiecano mu testy w HSV, a jednym z warunków była znajomość niemieckiego. Sylwestrzak siadł do nauki, wkuł język, po czym z wyjazdu wyszły nici. Ale kapitał wyniesiony z korepetycji poskutkował tym, że sam zawodnik jeszcze w niższych ligach znalazł sposób na dorabianie. Postanowił sam udzielać korków z niemieckiego. W Ilance Rzepin uczył dzieciaków, z kolei w Chrobrym Głogów na oficjalnej stronie znalazł się nawet komunikat promujący korepetytora w piłkarskich butach.
Mało tego, po transferze do Kielc znalazł jeszcze czas, by przez pierwsze pół roku regularnie ćwiczyć muay thai. Dopiero, gdy wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie Korony, musiał ograniczyć treningi.
Grzegorz Kuświk
Członek Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych. W Ostrowie Wielkopolskim posiada prawie 150 gołębi, którymi na co dzień zajmuje się jego dziadek. Kuświk cały urlop praktycznie spędza przy hodowli, gdzie przygotowuje swoje ptaki do zawodów. Polega to na tym, że gołębie są wypuszczane kilkaset kilometrów od domu i wygrywa ten hodowca, którego ptaki najszybciej zameldują się z powrotem. O zwycięstwach Kuświk jeszcze nie opowiadał, ale kilka razy jego hodowla znalazła się w czołówce krajowych zawodów.
W rodzinie Kuświków gołębie to pasja przenoszona z pokolenia na pokolenie. Piłkarz Lechii już powoli oswaja z tą myślą także swojego syna.
Wilde-Donald Guerrier
Może sprawiać wrażenie gościa, któremu brakuje piątej klepki, ale już mamusia potrafiła zadbać o wizerunek syna. Dziki Donald na maksa wykorzystuje popularność w swojej ojczyźnie. – Stworzyłem własną kolekcję – „D77G”. Kurtki, koszulki, różne części stroju. Skierowana głównie do ludzi z Haiti, ale jeśli w Polsce ktoś będzie zainteresowany, to również. To był pomysł mojej mamy. Ona na Haiti stała się już „mamą D77G” – Donalda „77” Guerriera – opowiadał nam skrzydłowy Wisły.
Nie ma co, wykorzystuje swoje pięć minut. Jako jeden z nielicznych wyrwał się z ojczyzny i dziś zarabia na życie w Europie. Zresztą jak mówił Sarki, Guerrier jest odbierany na Haiti niczym Lewandowski w Polsce. „Popstar”, więc o ciuchy pytają już nawet koledzy z kadry.
Marcel Gecov
Po krótkiej przygodzie z Wielką Brytanią i Belgią, wrócił do Pragi, by rozkręcić z kumplem biznes. Gecov jest projektantem wnętrz. Skąd zamiłowanie do aranżacji? – Od dawna się tym interesuję. Zwracam uwagę na otaczające nas rzeczy. Zastanawiam się, dlaczego coś wygląda tak, a nie inaczej i czy mogłoby prezentować się lepiej – mówił w rozmowie z „Mladą Frontą Dnes”. Na co dzień całe przedsięwzięcie ogarnia jego kumpel, profesjonalny projektant, który fachu uczył się w Australii i Nowej Zelandii.
źródło: www.delicode.cz
Hernani
W tym sezonie jeszcze nie oglądaliśmy go na boisku. Po rozstaniu z Pogonią poszukuje klubu, ale i ma czas, by oddać się zajęciom dość nietypowym dla piłkarza. – Od 16. roku życia nie miałem takiej przerwy w piłce. Nie dogadałem się z Pogonią w kwestiach finansowych, ale myślę, że w ciągu najbliższych kilku dni wyjaśni się moja przyszłość. Przynajmniej miałem teraz dużo czasu dla rodziny i do przypilnowania mojego biznesu – opowiada nam Hernani, który w Brazylii ma swój sklep z zabawkami. Oprócz tego, Brazylijczyk z polskim paszportem to prawdziwy artysta. – Swoje pierwsze dzieło narysowałem na ostatniej stronie aktu notarialnego, miałem wtedy sześć lat. Ojciec był zły, ale przynajmniej zobaczył, jaki mam talent do tego. Narysowałem samochód. Teraz wśród kolegów z piłki jest duże zainteresowanie na moje obrazy. Głównie rysuję portrety. Ostatnio na życzenie Marcina Robaka narysowałem jego żonę. Zaplanował jej taki prezent z okazji urodzin.
Mało tego, Hernani mimo drżących rąk całkiem nieźle spisał się w Lidze+ Extra. – Poproszono mnie o stworzenie portretu pana Sławka. Było mało czasu, ale myślę, że wyszło nie najgorzej – śmieje się 31-letni piłkarz.
Damian Zbozień
Człowiek od robienia atmosfery w zespole. Wygląda na to, że idealnie wpasuje się w klimat panujący obecnie w Lubinie. Konrad Forenc motywatorem, a Damian Zbozień… Oddajmy mu głos: – Lubię grać na gitarze. Jak byłem w Bełchatowie, to siadaliśmy u mnie banda młodych i razem śpiewaliśmy. Czasem nawet Kamil Kosowski wpadł na mecz. Nie musieliśmy pić alkoholu, żeby mieć świetne relacje…
Wolne chwile w Permie spędzał z gitarą, a jeszcze kilka lat wcześniej grywał na skrzypcach w kapeli góralskiej „Ciupaga”. Jednak do muzycznej przygody podchodzi z dystansem. – Przy Marcinie Budzińskim to ja jestem wiejskim grajkiem z zamiłowaniem do muzykowania. Marcin jest wykształcony, skończył szkołę muzyczną, a ja mam słuch i chęć. Gra na instrumentach to dla mnie przyjemność – mówił niedawno w rozmowie z Zaglebie.com.
Sprawdźcie, jak Zbozień radził sobie w trakcie koncertów:
MICHAŁ WYRWA