Nie było mowy, by rozłożyć nad nimi jakikolwiek parasol bezpieczeństwa. Zresztą sami na podobny gest na pewno by się wypieli. Choć w przedwojennej i powojennej Warszawie byli ulubieńcami tłumu, tak gdy wybiła godzina uderzenia dostali opaskę i ruszyli bronić swego. Bo nie chcieli dłużej przegrywać, bo nie chcieli wciąż przeżywać upokorzeń, fundowanych im przez niemieckiego okupanta. Nie mieli na twarzy wypisanej porażki, stąd i z granatem w ręce szli po swoje. 71 lat temu byli po pierwszej nocy walk o wolność.
– Kiedy jeździliśmy po Polsce, ludzie domagali się spotkań po meczach, ponieważ chcieli posłuchać opowieści o przeżyciach warszawiaków. Wielu z nas walczyło w powstaniu. Ja miałem 15 lat, kiedy w Szarych Szeregach nadano mi pseudonim „Dante” i postawiono zadanie przygotowania szkiców tzw. domów przechodnich, co przydało się podczas walk powstańczych. Stałem już pod murem na Chłodnej razem z grupą mężczyzn, których mieli rozstrzelać własowcy. Uratował mnie esesman, pytając ile mam lat – mówił w rozmowie z Rzeczpospolitą Edmund Zientara. 40-krotny reprezentant Polski, który z Legią zdobył mistrzostwo Polski, ale zanim miał ku temu okazję, dołożył i swoje serce w obronę ojczyzny. Poniósł największe straty z możliwych. W trakcie powstania zginęli jego rodzice.
Zientara w 1944 roku był jeszcze dzieckiem. Szczyt jego kariery przypadał na drugą połowę lat 50. Piłkarze, którzy przed powstaniem zaczęli już coś znaczyć w warszawskim futbolu, po wojnie trafili głównie do Polonii Warszawa. Jak Jerzy Szularz – człowiek pokolenia Kolumbów – mający wówczas 21 lat. O 63 dniach chwały przypominała mu poparzona twarz i noga, którą po każdym meczu trzeba było trochę rozchodzić, by zredukować ból i zasnąć. Szularz podczas walk oberwał odłamkami. Część z nich została w nodze, co czuło się podczas każdego treningu. Jednak radość z faktu, że po sześciu latach mógł porzucić konspiracyjne rozgrywki, pozwalała zapomnieć o pokiereszowanej nodze. W 1946 roku Szularz poprowadził Polonię Warszawa do mistrzostwa Polski. Drużyna, która powstała na gruzach zniszczonej stolicy sięgnęła po swój pierwszy tytuł w historii. Oparta właśnie na zawodnikach, którzy dwa lata wcześniej bronili miasta. Którzy wartości wyniesione z codziennego życia ukazywali na boisku. Waleczność, determinacja, serce do gry, czyli cechy, których dziś brakuje tak wielu ligowcom.
Medalista mistrzostw Polski, kapitan reprezentacji biorącej udział w Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie. Sportowiec, który przeniósł się do Warszawy skuszony propozycją Legii i na jej stadionie zatrzymał rywali z III Rzeszy. Henryk Martyna, najpopularniejszy polski piłkarz, który brał udział w Powstaniu. Podobnie, jak na boisku, tak i na froncie musiał dowodzić. W tym przypadku jedną z kamienic przy ulicy Mokotowskiej.
Ludzie, o których warto wspominać teraz, gdy modern football staje się po prostu elementem popkultury. Piłkarze, z których czasów kojarzycie nazwisko Ernesta Wilimowskiego i najprawdopodobniej nikogo więcej. A przecież to ledwie wierzchołek. Jak pisze blog „Tropy Historii” – ełkaesiacy, Alojzy Welnitz i Adam Obrubański zginęli w Katyniu, a jednego z nich zidentyfikowano właśnie dzięki klubowej klapie ŁKS-u. Inny człowiek związany z łódzkim klubem, Władysław Załęski, w pożegnalnym liście z obozu na Radogoszczu pisał:
„(…) i wierzę, że uda mi się zobaczyć z Wami. Lecz gdyby nie, to pamiętajcie, że zawsze Was kochałem, że moje myśli były zawsze przy Was, przy naszych przygodach, przy naszym ŁKS-ie (…)”.
źr. Tropy Historii, Futbol w czasie okupacji, Remek Piotrowski
Czołowy piłkarz Polonii Warszawa, Michał Hamburger, działał w Związku Walki Zbrojnej, zginął trochę ponad rok przed wybuchem powstania z rąk gestapowca. Bogdan Tuszyński, badacz dziejów sportu i historyk, w swej „Księdze sportowców – polskich ofiar II wojny światowej” wymienia przeszło półtora tysiąca nazwisk, zaznaczając, że to z pewnością liczba zdecydowanie zbyt niska w stosunku do realnych strat. Blisko trzystu z poległych to piłkarze. Wielu w Powstaniu. Wśród nich między innymi Ludwik Skrzypek ze zgrupowania „Baszta”. Jego pseudonim mówi wszystko.
„Gol”.
Sportowcy, którzy w chwili narodowego zrywu chwycili za broń, by odbić swój dom. Warszawę. Opluwaną i zniewoloną, za której pięć minut wolności każdy z nich oddałby życie.
Cześć i chwała Bohaterom!
MICHAŁ WYRWA, JAKUB OLKIEWICZ
Fot.FotoPyk