Reklama

Stopery, krzyże, motory bez tłumików. Zabrakło tylko piłki.

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2015, 19:17 • 3 min czytania 0 komentarzy

– Powiedz chłopakom, żeby wyłączyli klimatyzację na dzień. To po pierwsze. Po drugie – niech koniecznie przygotują sobie stroje na zmianę w przerwie. Zobaczycie, szybko przekonacie się, jak bardzo jest to potrzebne. Ta temperatura tylko pozornie może być niższa i przyjemna do gry. Kiedy wyjdziecie na boisko, odczucie jest zupełnie inne – Łukasz Sosin w lobby hotelu Semeli wczuwa się niemal w rolę przewodnika. Przed momentem zapoznał się z władzami Jagiellonii, a teraz w rozmowie z Grzegorzem Kurdzielem i Krzysztofem Brede próbuje przewidywać, co wydarzy się w czwartek wieczorem. Do meczu pozostały ledwie dwa dni, ale po wyjściu z hotelu da się wyczuć, że Nikozja to piłkarskie piekło. – Poland? – pyta dwóch cypryjskich „karków” z efektownego Cayenne’a, „patrolującego” okolice hotelu.

Stopery, krzyże, motory bez tłumików. Zabrakło tylko piłki.

– Mogę powiedzieć: witamy w piekle – tak starcie w Białymstoku anonsował Michał Probierz. Nierozważnie? Być może. Już na konferencji przed pierwszym meczem zaczynał delikatnie wycofywać się z tych słów, widząc, jakim echem odbiły się na Cyprze. Społeczność Omonii odebrała to tak: wy zgotujecie nam piekło? To my wam pokażemy, czym tak naprawdę jet piekło. I się zaczęło. Chcecie trening dwa dni przed meczem? Nie ma opcji. Zostaje wam jedynie oficjalny przedmeczowy. A że organizujecie go sobie na własną rękę, to mamy gdzieś, że na boisko poleciały kamienie i musiała interweniować policja. Jagiellonia podjęła ryzyko, ale zajęcia musiały się odbyć. Kolejne nienawistne sygnały docierały drogą albo internetową (krzyż z nazwą klubu), albo – że tak to ujmiemy – lądową. Czyli ciągłe trąbienie pod oknami hotelu. – Wykupiłam chyba wszystkie stopery w Białymstoku – tłumaczyła dyrektor klubu, Agnieszka Syczewska, ale gdy wieczór później pod hotel podjechały dwa motocykle ze ściągniętymi tłumikami, nie pomogłyby nawet zatkane uszy. Nocnych wilków spłoszyła dopiero policja.

Mówiąc wprost – śmierdziało wpierdolem. Zakończyło się eurowpierdolem.

CKm4cYpUAAAEea5

Probierz mógł mieć pomysł na ten mecz, ale wszystko brało w łeb, gdy… W zasadzie przy każdej sytuacji. Dwa wymowne obrazki z pierwszej połowy. Pierwsza przerwa na wodopój, Jagiellonia – co w sumie naturalne – zbiega najszybciej, jak się da. Omonia na luziku. Dziesięć minut później, w okolicy 35. minuty, tuż po faulu Sheridana na Maderze, trzech z „Jagi” znów przy ławce. Z Omonii nikogo. Trudno mieć do nich o to pretensje – w dwa dni się na Cyprze nie zaaklimatyzujesz – ale te obrazki dobitnie pokazały, kto jak znosi grę w upale. A jeśli chcesz jakkolwiek zaznaczyć się w Europie, to listopadowe mecze z Niecieczą cię do tego nie przygotują i czasem trzeba grać w warunkach spartańskich. Kiedy jeszcze jesteś otoczony przez Cristovao Ramosa, Nuno Assisa czy Luciano Bebe – może nawet zdołasz zamaskować te braki. Najlepszym przykładem Goulon – porusza się w tempie wakacyjnym, ale gra tak inteligentnie, że nie musi jak dzik zasuwać wte i wewte.

Reklama

CKnFyvGUAAAvktDSkandaliczna oprawa Omonii

W drugiej połowie Cypryjczycy włączyli slow-mo i dostosowali się pod tym względem do Jagiellonii. W pewnym momencie ekipa Probierza miała na boisku dwóch typowych napastników (Tuszyński i Sekulski) i dwóch, którzy na tej pozycji mogą zagrać (Grzelczak i Świderski), ale zabrakło jakiegokolwiek pomysłu na połączenie ataku z resztą świata i kończyło się – jak ktoś to pięknie ujął – „Lagellonią”. Gajos biegał dziś po boisku z worem piasku na plecach i kettlebellami przy nogach, a tuż po wejściu Sekulskiego świadomość swojej pozycji stracił na tyle, że Probierz niemal wyszedł z siebie. Probierz, który i tak był bohaterem najdziwniejszej akcji dzisiejszego meczu – w 35. minucie zdecydował się bowiem na założenie marynarki, co – uwierzcie na słowo – było dziś w Nikozji naprawdę nie do wykonania.

Jagiellonia szybko kończy przygodę z pucharami w wyjątkowo przewidywalny sposób. 0:0, 1:0. Bez wstydu, bez kompromitacji. Kilku piłkarzy „Jagi” przywaliło dziś jednak głową w mur. To, że są kozakami na swoim podwórku, nie ma ŻADNEGO przełożenia na Europę. I całe szczęście, że większość dostaje takiego wake-up calla akurat na początku kariery.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...