Nie wiemy, jaka najlepsza reakcja po porażce na własnym boisku w stosunku 1:4. Skrucha, pokora, mocne postanowienie poprawy, a może wszystko na raz? Wiemy natomiast, czego robić nie należy. Jak się okazuje, nie dla wszystkich jest to oczywiste, więc napiszemy wprost – nie należy kompromitować się tanimi wymówkami. Przegrywać z klasą też trzeba umieć, a we Wrocławiu mają z tym ewidentny problem.
Wątek Tadeusza Pawłowskiego poruszaliśmy już w niedzielę, tuż po jego pomeczowej konferencji, na której powiedział, że przy golu Furmana mur był ustawiony jedenaście metrów od piłki, i że w ogóle sędziowanie było pod Legię. To była jednak wypowiedź na gorąco, więc takie zachowanie idzie jeszcze zrozumieć. Gorzej, że z czasem głowa Pawłowskiego wcale nie stygła, bo dwa dni później dalej brnął w swoje karkołomne teorie. Co więcej, on je nawet podrasował.
Oddajmy Pawłowskiemu, że nie kontynuował już wątku muru oddalonego o jedenaście metrów – zawsze coś. Facet trochę zmodyfikował swoją argumentację, co widać w cytacie z portalu wroclaw.sport.pl:
Już na początku meczu sędziowie nie przyznali nam trzech wyrzutów z autu, które nam się należały. Podobnie było z rzutem rożnym. Poza tym Pich był faulowany w akcji, po której straciliśmy bramkę z kontrataku. Rywala w ogóle nie interesowała piłka.
Rany, Śląsk nie dostał trzech autów… Nawet przy założeniu, że z tym autami jest inaczej niż z murem oddalonym o jedenaście metrów, to i tak zostaliśmy całkowicie zbici z tropu. Chcieliśmy błysnąć kreatywnością, pokusić się o złośliwy komentarz, ale chyba nie potrafimy. Strzelanie do Pawłowskiego za te trzy auty byłoby jak znęcanie się nad bezbronnym. Albo jak kopnięcie szczeniaczka na ulicy.
Legia strzeliła trzy gole więcej, ale Śląsk nie dostał trzech autów – sprawa śmierdzi nam remisem. No i nie zapominajmy o rzucie rożnym. Poza tym Pawłowski wspomina o wątpliwym faulu na Pichu, a nawet nie zająknął się na temat ewidentnego rzutu karnego na Żyrze. Skłamalibyśmy jednak, gdybyśmy napisali, że się tego nie spodziewaliśmy.
Zaciekawił nas też inny fragment tekstu z wroclaw.sport.pl:
Przedstawiciele Śląska doszukiwali się też spisku w innej sytuacji. Analizowali fakt, że w meczowym protokole sędzia Krzysztof Jakubik nie wpisał, że pochodzi z Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej, czyli z tego samego, z którego pochodzi Legia. Arbiter wpisał tylko miejscowość, z której pochodzi, czyli Siedlce. W ten sposób przedstawiciele Śląska sugerowali, że arbiter zrobił to, aby ukryć fakt, iż reprezentuje Mazowsze.
Czyli mamy piękne dopełnienie teorii trzech autów. Arbiter, jako skryty kibic Legii i człowiek skrajnie przebiegły, ukrył fakt, że reprezentuje Mazowsze. Co więcej, jego miłość do warszawskiego klubu jest tak wielka, że faworyzował go kosztem własnej reputacji i całej swojej kariery. Jak przypuszczamy, dla Jakubika ważniejsze były trzy punkty dla Legii (które później zmienią się w półtora), niż potencjalne odsunięcie go od sędziowania za rażąco błędne decyzje.
Podsumujmy: sędzia, jako kibic Legii, nie odgwizdał Śląskowi trzech autów, a potem ustawił mur jedenaście metrów od piłki. Jakkolwiek patrzeć, Śląskowi należał się przynajmniej remis.
Fot. FotoPyk