“Super Express” spotkał Kazimierza Grenia w piątek, gdy z uroczą panią bawił na Festiwalu Kultury Romskiej. Choć często rozmawiał przez telefon, to nie szczędził też atencji swojej towarzyszce. A to poprosił do tańca, a to przytulił… Widać, że Ciechocinek służył jego skołatanym nerwom. Bo nie dość, że przez zajście w Dublinie wyhamowała jego kariera w PZPN, to jeszcze, na wniosek Jana Tomaszewskiego, prokuratura wszczęła postępowanie w tej sprawie – czytamy dzisiaj w prasie. Zapraszamy na nasz przegląd najciekawszych materiałów.
FAKT
Poniedziałkowe wydanie Faktu niemal w całości poświęcone wydarzeniom w lidze. Lech stracił punkty i Kownackiego.
We wtorkowym spotkaniu z FK Sarajewo młody napastnik Lecha zderzył się w powietrzu z obrońcą mistrza Bośni Milanem Stepanovem. Podczas starcia doznał silnego wstrząśnienia mózgu. Początkowo jego przerwa w treningach miała potrwać tydzień, a szkoleniowiec Kolejorza liczył, że Kownacki będzie mógł zagrać w spotkaniu z Lechią. Okazało się jednak, że to nie jedyny uraz, którego piłkarz doznał w Sarajewie. Podczas upadku ucierpiał także staw skokowy piłkarza. Konieczna jest operacja i tę piłkarz przejdzie w najbliższy czwartek. – To dla nas czarny dzień – mówił już w sobotę trener Maciej Skorża. Wtedy jednak klub czekał na potwierdzenie wstępnej diagnozy. Na mecz z Pogonią Szczecin (1:2) piłkarz przyszedł o kulach i w ortezie. W ten sposób będzie poruszał się do czwartku, kiedy przejdzie operację.
Dariusz Kubicki chudnie z nerwów? Między wierszami lekka szpileczka wbita prezesowi Wojciechowi Boreckiemu.
Trener Podbeskidzia po meczu w Lubinie wyglądał tak, jakby sam w nim grał. – Straciłem chyba z 2,5 kilograma. Żadnych remisów, interesują mnie tylko zwycięstwa – mówił później (…) Kubicki wie, że działacze Podbeskidzia nie tolerują słabych wyników. Poprzednik wyleciał z pracy trzy miesiące temu za brak awansu do grupy mistrzowskiej, bo ponoć miał skład na górną ósemkę. Biorąc pod uwagę, że latem bielszczanie wymienili pół drużyny, zapewne na graczy jeszcze lepszych, strach pomyśleć jak wysoko teraz sięgają aspiracje prezesa Bereckiego.
W ramkach:
– Beniaminek z Niecieczy czeka na debiut
– Iwańskiemu zabrakło sił na inaugurację
– Kielczanie nie będą chłopcami do bicia
– Rivaldo zagrał z synem w jednej drużynie
Nie ma tu naprawdę wiele ciekawego. Można zacytować tekst o przebudzeniu Legii. Kolejna dość typowa relacja ligowa.
Trener gości Henning Berg (46 l.) wystawił w pierwszym składzie we Wrocławiu Michała Masłowskiego (26 l.) i Aleksandara Prijovicia (25 l.). „Masło” kompletnie zawiódł, za to legijny „Ibra” zagrał solidne spotkanie. Bohaterami byli jednak inni zawodnicy. Znakomicie spisywał się Dominik Furman (23 l.), który poza efektownym golem z rzutu wolnego zaliczył jeszcze dwie asysty. Tomasz Jodłowiec (30 l.) strzelił za to trzeciego gola Śląskowi na stadionie we Wrocławiu, wykorzystując bierność defensywy Śląska. Dwie bramki zdobył ściągnięty latem z węgierskiego Videotonu Nemanja Nikolić (28 l.). Śląsku po dobrym początku gra się załamała. Zawodnicy Tadeusza Pawłowskiego (62 l.) biegali po boisku jak dzieci we mgle.
Skupmy się na Lewandowskim, który w Chinach złapał formę.
– Mam w domu jeszcze sporo miejsca na kolejna trofea, dlatego w kolejnym sezonie chcą wywalczyć tytuł króla strzelców – powiedział Lewandowski w rozmowie z dziennikiem „Die Welt”. Szanse na poprawienie dorobku z poprzednich rozgrywek (17 goli) nasz napastnik ma spore, bo tym razem od początku przygotowań ma obok siebie wszystkich najważniejszych graczy Bayernu. Rok temu było inaczej, bo największe gwiazdy zespołu Pepa Gurdioli wznowiły treningi ze znacznym opóźnieniem po wywalczeniu mistrzostwa świata w Brazylii. Teraz absencji w kadrze Hiszpana jest znaczne mniej. Poza tym Polak zna już znacznie lepiej filozofię i system hiszpańskiego szkoleniowca. – Zawsze potrzeba dwóch czy trzech miesięcy, zanim piłkarz wszystko zrozumie – twierdzi Lewandowski.
GAZETA WYBORCZA
W poniedziałek na łamach GW prawie cztery strony piłki. Połowę zajmuje wywiad z Jerzym Dudkiem. Taki trochę… o wszystkim.
Czy ekstraklasa ma gwiazdy?
– Kiedyś zapytał mnie o to magazyn “World Soccer” i nagle poczułem konsternację. Miałem kłopot z podaniem nazwisk, a gdy już je wymyśliłem, dziennikarz zadawał dodatkowe pytanie: “A kto to?”. W Liverpoolu Didi Hamann tłumaczył mi przyczyny kryzysu w Bundeslidze. Mówił, że zanikł w niej status gwiazd, z którymi identyfikowali się kibice. W niemieckich klubach było wielu graczy przeciętnych, solidnych, ale brakowało takich, którzy wynoszą drużynę na wyższy poziom i są magnesem dla fanów. Dziś to się zmieniło i Bundesliga kwitnie. Ekstraklasa też musi mieć takich piłkarzy, na swoją miarę. Choćby takich jak legioniści czy widzewiacy w latach 90.
Przez dekady powtarzamy, że nie ma w Polsce piłkarzy, bo szkolenie leży, trenerzy są słabi i nie ma gdzie ćwiczyć. Dziś moda na szkółki piłkarskie jest wszechobecna.
– Potrzebny jest czas. Sam prowadzę szkółkę w Krakowie, ćwiczy w niej 400 dzieciaków, wierzę, że to jest właściwa droga. Ale bez przesady, to nie rozwiąże wszystkich problemów. Kiedyś to nasze wielkie kluby wyznaczały standardy szkolenia, później wiele z tego zrezygnowało. A każda szkółka szkoli, jak chce, trzeba by nadać temu jakiś kierunek.
W Ekstraklasie niespodzianka pogania niespodziankę.
Ekstraklasa trzeci raz z rzędu jest rozgrywana w obecnym formacie. Pozwala on na rotację w składzie trenerom uczestników eliminacji Ligi Mistrzów i Ligi Europy, bo na nadrabianie strat jeszcze będzie czas – po 30 kolejkach sezonu zasadniczego punkty zostaną podzielone na pół, po czym nastąpi siedem dodatkowych meczów, już wycenianych normalnie. Jak bardzo wpływa to na ligę, widzieliśmy w weekend, gdy niektóre boiska zapełniły się zupełnie nieznanymi piłkarzami.
Najwięcej namieszał trener trzeciej drużyny poprzedniego sezonu. Michał Probierz pozwolił sobie aż na 11 zmian w składzie Jagiellonii w porównaniu z czwartkowym meczem eliminacji Ligi Europy z Omonią Nikozja (0:0 w Białymstoku). Zupełnie inny zespół zagra też w rewanżu na Cyprze za 4 dni. Trudno się białostoczanom dziwić – awans do III rundy zapewniłby klubowi 220 tys. euro premii z UEFA plus wpływy z kolejnego domowego meczu z (najpewniej) Broendby Kopenhaga. Pozwoliłby zebrać doświadczenie i zaprezentować utalentowanych piłkarzy. Szykowani na starcie w Nikozji gracze siedzieli głównie na trybunach. W składzie Jagiellonii biegali m.in. 17-letni Przemysław Mystkowski, 18-latek Karol Świderski, 20-latek Michał Pawlik oraz dwaj sprowadzeni latem gracze, którzy wyróżniali się na boiskach I ligi. Rezerwowa Jagiellonia przegrała 2:3 z najbardziej zdezorganizowanym zespołem ekstraklasy. Z powodu kłopotów finansowych latem w Koronie doszło do wymiany zawodników. Dwa gole dla kielczan w kuriozalny sposób strzelił 21-letni Marcin Przybyła, który w poprzednim sezonie kopał w trzecioligowych rezerwach.
Na koniec Rafał Stec przybliża sylwetkę FC Basel.
Na początku był stadion. Wtopiony w miasto, zlany z luksusowym apartamentowcem, kilkudziesięcioma sklepami i restauracjami. Efektowny, na który będzie po prostu wypadało chodzić, więc przyciągnie nawet obojętnych na futbol snobów. Dopiero wokół niego szefowie FC Basel postanowili wznieść potęgę sportową – potęgę niezbyt potężną, na miarę szwajcarskich możliwości. Powiodło się fantastycznie, po 14 latach od oddania do użytku St. Jakob-Park zazdroszczą Szwajcarom niemal wszystkie kluby spoza najbogatszych piłkarskich metropolii w Europie. Gdyby ów związek przyczynowo-skutkowy (dziś piękne stadiony, jutro piękne mecze) obowiązywał wszędzie, polski futbol rozwijałby się od kilku lat w tempie, w jakim od ubóstwa uciekały niedawno gospodarcze azjatyckie tygrysy. Rozbudowuje się wszak jak nawiedzony – po pałacach niezbędnych do zorganizowania Euro 2012 w mniejszych ośrodkach zaczęły wyrastać pałacyki, właśnie otwarto lśniące cacko za 129 mln złotych w trzecioligowych (!) Tychach, a wkrótce na stadiony dla obu swoich upadłych klubów wykosztuje się Łódź, przecież wyludniająca się i zbiedniała. Boję się te wszystkie inwestycje sumować, bo zasypałbym czytelników wielomiliardowymi hałdami, w każdym razie nastały czasy, w których każda szanująca się gmina musi mieć nie tylko pomnik papieża czy Chrystusa, ale także stadion. I pod względem architektury futbolowej dogoniliśmy najzamożniejsze kraje w Europie.
SUPER EXPRESS
Superak wykręca dziś typowo tabloidową akcję. Są zdjęcia, jest kawałek tekstu, ale ciekawsze to pierwsze – Greń bawi w Ciechocinku.
“Choć głośno o mnie w Warszawie, pozwólcie, że się przedstawię, Kazik mi na imię dali, w skrócie Kaz. W Ciechocinku mam mieszkanie, tu przyjezdne bawię panie, umilając im sanatoryjny czas” – słowa tej piosenki pan Kazimierz wziął sobie do serca. Wprawdzie Greń nie ma tam mieszkania, a zatrzymał się na trzy dni w hotelu, ale fragment o zabawianiu pasuje idealnie, bo prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej lwią część czasu spędził w towarzystwie pięknej blondynki. “Super Express” spotkał go w piątek, gdy z uroczą panią bawił na Festiwalu Kultury Romskiej. Choć często rozmawiał przez telefon, to nie szczędził też atencji swojej towarzyszce. A to poprosił do tańca, a to przytulił… Widać, że Ciechocinek służył jego skołatanym nerwom. Bo nie dość, że przez zajście w Dublinie wyhamowała jego kariera w PZPN, to jeszcze, na wniosek Jana Tomaszewskiego, prokuratura wszczęła postępowanie w tej sprawie. W takiej sytuacji trzy dni w kurorcie musiały być dla niego zbawienne.
Dalej kilka drobiazgów, których nie warto cytować:
– Legia rzuciła Śląsk na kolana
– Lewy zachwycił w sparingu z Valencią.
– Inny Lewandowski pogrążył Lecha
– Mieliśmy też strzelaninę w Kielcach.
Tak naprawdę, ciekawa jest tylko historyjka z Greniem, reszta to zdawkowe relacje z Ekstraklasy. Dla tych, którzy przespali weekend.
Przykład, o Pogoni:
Lewandowski to nowy nabytek Pogoni. Wrócił do Szczecina po nieudanej próbie przebicia się we Włoszech, gdzie nie poradził sobie w drugiej lidze. Przez ostatnie pół roku nie grał w ogóle i na koniec włoskiej przygody spadł do trzeciej ligi. Trener Pogoni Czesław Michniewicz zmienił mu pozycję: z lewej obrony przesunął go na skrzydło. Opłaciło się, bo to właśnie Lewandowski był jednym z bohaterów w starciu z Lechem. Wykorzystał gapiostwo obrońców Kabby Ceesaya i Marcina Kamińskiego i po uderzeniu piłki głową pokonał bramkarza Lecha. Pięknie wprowadził się rezerwowy Patryk Małecki, który kilka chwil po wejściu popisał się superpodaniem do Łukasza Zwolińskiego. A “Zwolak” jego genialną asystę zamienił na bramkę. – Powiedziałem w szatni: pokora, pokora i jeszcze raz pokora – Michniewicz tonuje humory po sukcesie. – Zimny prysznic w sparingu z Kaiserslautern przydał się wszystkim. Czasami los robi najlepsze zmiany. Wszedł Małecki i udźwignął presję, bo miał udział przy dwóch bramkach. Szacunek dla Patryka. Wrócił z przytupem po kontuzji.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka PS. Z Nikoliciem.
Legioniści pokazali moc we Wrocławiu.
Wicemistrzowie Polski podnoszą się z kolan. W czwartek wygrali z Rumunami, a wczoraj udzielili lekcji skutecznego futbolu Śląskowi. Kapitalny mecz rozegrał Dominik Furman, który miał wielki udział przy trzech golach. Zagrał tak jak za swoich najlepszych czasów przy Łazienkowskiej. Gdy prowadzony przez Tadeusza Pawłowskiego Śląsk gra z Legią Henninga Berga, musi być ciekawie i tym razem tradycji stało się zadość, choć przez spotkaniem byliśmy pełni obaw o poziom spotkania przebiegającego pod modnym hasłem: „Rotujemy!” Nie ma co czarować, że dla obu drużyn taki mecz to niesłychanie prestiżowa potyczka o bezcenne ligowe punkty. Nie tym razem. Było to przede wszystkim istotne przetarcie przed czwartkowymi rewanżami w kwalifikacjach Ligi Europy. Za mistrza rotowania składem (choć mając na uwadze ligowe losy Legii z poprzedniego sezonu jest to cokolwiek złośliwe określenie) uchodzi Berg, ale i Pawłowski uznał, że trzeba dać odpocząć paru ważnym piłkarzom.
Dominik Furman, jeden z bohaterów tego meczu, ma nadzieję tak samo zagrać w Rumunii. Wczoraj strzelił gola z wolnego, co wcześniej udało mu się jeszcze w Młodej Ekstraklasie. Nic więcej ciekawego nie mówi.
Policzek dla mistrza? Pogoń odbiera punkty Lechowi.
Trener Lecha zdecydował się na dokonanie kilku zmian w składzie. – Zawodnicy różnie reagują na zmęczenie i niektórzy są obecnie na innym etapie przygotowań niż reszta drużyny – mówił wczoraj Maciej Skorża. Dlatego zmiany podyktowane były nie tylko kontuzjami Kownackiego i Linettego. Ich w wyjściowym składzie zastąpili Tetteh i Holman. Na prawej obronie Kędziorę zmienił Ceesay, a z przodu zamiast pary Hamalainen – Thomalla zagrali Jevtić – Robak. Rotacja w składzie nie wyszła mistrzowi na dobre. Już na początku meczu po błędzie Tetteha, gola mógł zdobyć Zwoliński, który po dośrodkowaniu Nunesa z rzutu rożnego trafił w poprzeczkę. Po kilku niepewnych zagraniach Ghańczyk zaczął grać lepiej. W pamięć zapadł też Akahosiemu, który po starciu z tym zawodnikiem musiał opuścić boisko.
Ok, czas poszukać czegoś, co nie jest tylko relacją. Oczywiście, możecie kupić dzisiaj Przegląd i dostać w nim sprawozdania i rozmówki po każdym meczu. My jeszcze raz powitamy w Ekstraklasie Niecieczę.
Marcin Baszczyński, jeden z najlepszych obrońców ostatniej dekady, miał dwie i pół godziny, by podczas drogi do Niecieczy zastanowić się, czy położona 100 km od Krakowa wieś na pewno jest miejscem, w którym się odnajdzie. – Myślałem o tym, co w życiu już za mną. Wielkie miasta: Chorzów, Warszawa, kraków, Ateny. Jechałem jak w pustą przestrzeń. Podobne myśli kumulowały się w mojej głowie, ale górowała nad nimi ogromna ciekawość, co tam zastanę – opowiada nowy General Manager ds. Sportu i Public Relations w klubie państwa Witkowskich (…) Wszystko jest dla niego nowe, i obowiązki, i reakcje widzów. Gdy zaraz po przyjeździe wybrał się na trening pierwszej drużyny, podszedł do niego miejscowy kibic i zapytał: „a ty skąd jesteś? Będziesz tu grał?”. Podłapałem temat, zacząłem go wypuszczać. Podejrzewam, że do tej pory nie wie z kim rozmawiał – wspomina były reprezentant Polski.
Mamy też wywiad z Jackiem Magierą, który myślał, że w Legii będzie pracował do końca życia. Rozstanie trwało mniej niż minutę.
Biurko przy Łazienkowskiej pan sprzątnął?
Jacek Magiera: Tak.
Żal było odchodzić?
Jacek Magiera: Każdej osobie, która pracuje w Legii, mogę spojrzeć prosto w oczy. Kiedyś myślałem, że będę pracował w tym klubie do końca życia. Jest inaczej. Michał Probierz zaprosił mnie na czwartkowy mecz Jagiellonii z Omonią. Chciał, żebym spojrzał z góry i podzielił się wnioskami. Kibice z Białegostoku pytali, kogo obserwuję dla Legii. Musiałem tłumaczyć, że już dla niej nie pracuję. Nie wierzyli.
Jak wyglądało rozstanie?
Jacek Magiera: Na początku czerwca dyrektor sportowy Jacek Mazurek zaprosił mnie na rozmowę. Usłyszałem, że nie przedłużą ze mną kontraktu. Przyjąłem do wiadomości, zapytałem, czy to wszystko, wstałem, podziękowałem i wyszedłem.
Tyle?
Jacek Magiera: Tyle. Rozstanie trwało mniej niż minutę.
Na koniec jeszcze kawałek nt. Sławomira Peszki. W FC Koeln grozi mu ławka, ale nie chce wracać do Lecha Poznań.
– Nowi zawodnicy mogą grać na mojej pozycji, ale nie muszą. Jest szansa, że znajdzie się miejsce w składzie i dla mnie, i dla nich – liczy skrzydłowy, który w sobotę spotkał się z Adamem Nawałką.– Porozmawialiśmy w bardzo miłej atmosferze. Trener podkreślał, że mam walczyć o miejsce w składzie, by być powoływanym do reprezentacji. Wyjeżdżamy teraz na drugi obóz i muszę mocno popracować. Przychodzą nowi gracze, a młodzi zasuwają i naciskają coraz mocniej. Skończyłem już 30 lat, więc nie będę grał w każdym meczu – przyznaje Peszko.W Kolonii skrzydłowemu został jeszcze rok kontraktu. – To taki czas, w którym w Niemczech już mogą się pojawiać sygnały o przedłużeniu umowy. To nie Polska, gdzie załatwia się podobne sprawy w ostatniej chwili. Ja jednak na razie takich sygnałów nie otrzymałem. Muszę walczyć o nowy kontrakt – zaznacza.