Reklama

„Messi pokonywał dystans najlepszej polskiej piłkarki”

redakcja

Autor:redakcja

11 lipca 2015, 17:22 • 12 min czytania 0 komentarzy

Talent do uprawiania wyczynowego sportu odkrył dopiero po sześćdziesiątce. Dziś realizuje swoje marzenia, przygotowując się do startów w największych maratonach. Jako 66-latek ustanowił niesamowity rekord życiowy – 3:22,57. Jednak profesor Jan Chmura to przede wszystkim największy spec od fizjologii i przygotowania motorycznego. W rozmowie z Weszło opowiada o problemach polskiego i światowego futbolu, współpracy z Jurgenem Kloppem, tytule mistrza Polski i sportowych planach na najbliższe lata.

„Messi pokonywał dystans najlepszej polskiej piłkarki”

Kilku piłkarzy Legii zostało zwolnionych z meczu reprezentacji z Grecją. Łukasz Broź rozegrał wiosną piętnaście spotkań, ale musiał udać się na wcześniejszy urlop. Pana zdaniem jeden mecz więcej naprawdę był tutaj tak kluczowy, że mógł zaszkodzić piłkarzowi?

Absolutnie nie. Jeśli zawodnik nie rozegrał wszystkich meczów w sezonie, takie zwolnienie nie jest konieczne. Gdyby był to piłkarz, który ma za sobą pierwszą pełną rundę w ekstraklasie, to każda godzina regeneracji jest tu bardzo ważna. Co do Łukasza Brozia sprawa jest dla mnie bezdyskusyjna.

Przed EURO 2012 został pan zaproszony na spotkanie z selekcjonerem Smudą i ligowymi trenerami.

Przedstawiłem formułę ewentualnej współpracy, jednak zainteresowanie ze strony pana Smudy było zerowe. Kolejne podejście do tego tematu mijało się z celem. Ważne, aby w takich sytuacjach obydwie strony były zainteresowane współpracą. Jedna strona to za mało.

Reklama

Smuda wytłumaczył, dlaczego nie chce pomocy?

Nie było żadnego uzasadnienia. Stwierdził tylko, że jak będzie zainteresowany, to się odezwie. Z góry wiedziałem, że to się zakończy w taki sposób.

Podczas EURO 2012 Polakom ewidentnie brakowało dynamiki w grze.

Ależ to sprawa bezdyskusyjna. Wystarczy tylko porozmawiać z piłkarzami. Oni jednoznacznie odpowiadają na to pytanie. Dziwię się, bo każdy trener – bez względu na poziom wiedzy – powinien się otaczać mądrymi doradcami. To nie polega na tym, aby obnażyć niewiedzę, lecz na budowaniu nowych rozwiązań treningowych, a także na budowaniu właściwych relacji i wzajemnego poszanowania. Tym bardziej dziwią mnie trenerzy, którzy chowają się za podwójną gardą, tylko po to by nie ujawnić swojej niewiedzy. To jest totalne nieporozumienie w kontekście budowania nowej jakości gry, a także lepszego wyniku sportowego.

Konieczna jest ścisła specjalizacja sztabu szkoleniowego.

Technologia tak się rozwinęła, że jeden człowiek nie jest w stanie zapanować nad wszystkimi aspektami. Rozsądny prezes, który chce optymalnie wykorzystać złotówkę, powinien otoczyć zespół szerokim sztabem szkoleniowym. Każdy zawodnik jest niepowtarzalną jednostką i muszą mu pomóc osoby, które mają określoną wiedzę. Sztab ma być narzędziem w ręku trenera. Proszę zauważyć, że jeszcze niedawno między liczebnością kadry piłkarskiej a sztabu szkoleniowego była ogromna przepaść. Dzisiaj w klubach, które mają coś do powiedzenia w piłce, ta różnica coraz bardziej się zaciera. W Polsce wiemy, że na tak szeroki sztab mogłyby sobie pozwolić tylko Legia i Lech. Jednak dalej są w ekstraklasie drużyny, które nie mają dietetyka, psychologa, fizjologa. Zwłaszcza, że fizjolog to jedna z najważniejszych osób w sztabie, nie mówię tu o sobie, tylko generalnie o problemie. Proszę zwrócić uwagę, jak ważne jest dostosowanie obciążenia do konkretnej osoby, konkretnego poziomu wytrenowania. Tacy ludzie są niezbędni do codziennej weryfikacji zdolności wysiłkowych zawodnika.

Reklama

Często te obowiązki są powierzane trenerowi od motoryki.

Specjalista od przygotowania motorycznego nie rozwiązuje sprawy. On zajmuje się motoryką, a fizjolog reakcją organizmu na zastosowane obciążenie. Reakcją na poziomie kardiologicznym, metabolicznym, hormonalnym, gospodarki wodno-elektrolitowej i tak dalej. To są niezwykle ważne informacje dla trenera przed ostatecznym ustaleniem składu wyjściowego.

Polscy trenerzy są dziś bardziej świadomi i skłonni do rozwoju?

Myślę, że przychodzi w Polsce czas zatrudniania coraz lepiej przygotowanych trenerów młodego pokolenia. We współczesnym futbolu duża wiedza i talent to za mało. Brakuje im jeszcze doświadczenia, dlatego trzeba dać szansę do pracy na różnych szczeblach rozgrywek. To kiedyś będą brylanty polskiej piłki nożnej. Powtarzam, brylanty!

Jest część trenerów, która permanentnie dokształca się i szuka najnowszych technologii szkoleniowych. Natomiast mamy też takich, którzy bazują na swoim doświadczeniu i w ich mniemaniu jest to wystarczające. Moim zdaniem ten czas już minął. Jest coraz większa konkurencja i dopiero połączenie wiedzy z doświadczeniem może przynieść dobry efekt końcowy.

Zastanawia się pan, co w polskiej lidze robią piłkarze, u których ewidentnie widać problemy z wagą, jak Rafał Murawski, czy Dariusz Pietrasiak?

Owszem, ale to nie jedyne przykłady w polskiej ekstraklasie. Zawodnik z nadwagą jest mniej dynamiczny, wolniej reaguje, szybciej się męczy. Tacy piłkarze nadrabiają swoje mankamenty doświadczeniem. To za mało w coraz szybszej grze. W polskiej ekstraklasie mogą sobie jeszcze na to pozwolić, ale w najmocniejszych ligach na świecie jest to nie do przyjęcia. Jednak jest to kwestia tylko najbliższego czasu. Wiek przydatności zawodnika będzie się skracał.

Jednak zgodzi się pan, że polska piłka w ostatnich latach staje się coraz bardziej profesjonalna?

Pracowałem z kadrą Antoniego Piechniczka i widzę, jak dziś parametry motoryczne i fizjologiczne zawodników wzrastają. Jest większa świadomość młodego pokolenia. Świetna sprawa, ale w porównaniu z Zachodem, to wciąż jest za mało.

Tylko, czy te rezerwy są do wydobycia, biorąc pod uwagę mentalność młodego Polaka?

Mamy bardzo wielu utalentowanych młodych piłkarzy, lecz nie są przygotowani mentalnie do udźwignięcia roli profesjonalisty. Niejednokrotnie ich podejście do treningu i styl życia nie pozwalają na wydobywanie z organizmu ogromnego potencjału motorycznego i piłkarskiego. U siebie na uczelni nie wyobrażam sobie pracownika, którego wątroba jeszcze w godzinach pracy trawi alkohol. W nauce jest to nie do przyjęcia, ale w polskiej piłce często tolerowane. O jakim profesjonalizmie mówimy, gdy podczas treningu wątroba trawi alkohol? Absolutnie nie chciałbym uogólniać, jednak zdarzają się takie przypadki. Pan ma się prawo z tym nie zgodzić, ale widzę – przepraszam za trywializm – absolutne przegięcie w płacach zawodników naszej ligi.

Pewnie, że się zgadzam.

Od profesjonalisty musimy wymagać zdecydowanie więcej. Są ogromne rezerwy w przygotowaniu wydolnościowym zawodnika. Proszę zobaczyć, ilu piłkarzy na Zachodzie ma swoich indywidualnych trenerów, z którymi po godzinach spędzonych w klubie pracuje nad mankamentami. To jest dramat polskich piłkarzy, trenerów i działaczy. Mentalność. Dotyczy to wielu dyscyplin sportu, ale najbardziej widoczne jest wśród piłkarzy.

Bo zarabiają najwięcej w stosunku do tego, co reprezentują.

Jakiś czas temu rozmawiałem z trenerem-selekcjonerem Wojciechem Łazarkiem i on pyta mnie: – Panie profesorze, co ten młody człowiek ma zrobić z pieniędzmi, jakich nawet trenerzy nie zarabiają? Co zostaje? Alkohol, dziewczyny, kasyna. Piłkarzom należy się duża gaża, ale nie za te umiejętności i nie za taką etykę pracy. Dla mnie szokujący jest brak zaangażowania u niektórych piłkarzy. To są przykre problemy. Absolutny brak szacunku do swojego zawodu i własnego nazwiska. System płacowy w polskiej piłce jest z gruntu chory. Zarobki są niewspółmiernie wysokie w stosunku do umiejętności. Moim zdaniem piłkarz powinien otrzymywać niewielką podstawę wynagrodzenia, a resztę zarobków powinien podnosić z murawy. System motywacyjny powinien mieć zasadniczy wpływ na kreowanie gry.

Rozmawiałem z Richardem Grootscholtenem, który podkreślał, jak ważne w rozwoju młodego zawodnika jest zagospodarowanie wolnego czasu. Aby w dużym mieście nie czuł się osamotniony i miał wsparcie ze strony klubu.

Jeśli mamy prowadzić chłopaka za rękę w okresie dojrzewania, to nie ma innej drogi. Trzeba pomóc, o czym na Zachodzie już wiedzą. My też o tym niby wiemy, ale tego nie robimy. Dlaczego? Bo polski futbol na etapie szkolenia dzieci i młodzieży jest totalnie niedofinansowany. Wyłowienie perełki z małej miejscowości i jej dalszy rozwój muszą być w pełni zabezpieczone. Ilu z nich ginie? Przychodzi okres dojrzewania, są poza domem, bez rodziców i myślą, że mogą sobie pozwolić na wiele. Trenerzy, ludzie z klubu powinni wówczas prowadzić takiego zawodnika za rękę. To jest najbardziej burzliwy okres w rozwoju piłkarza. Na Zachodzie tak się to robi. Do pewnego momentu prowadzimy za rękę, a później – proszę bardzo – jesteś w pełni ukształtowany i pokaż co potrafisz.

Przykład dość abstrakcyjny, ale jak się uczyć, to od najlepszych. Ronaldo robi codziennie trzy tysiące brzuszków.

Ja robię 900. Rano i wieczorem, suma summarum. Ale do tego wrócimy później.

Pana zdaniem nawet najlepiej wytrenowani zawodnicy są w stanie wytrzymać trudy tak długiego sezonu? Po wyczerpujących rozgrywkach ligowych, wystartują mistrzostwa Europy we Francji.

Zgodnie ze światowym trendem, drużyna powinna pokonywać w meczu około 120 kilometrów. Oczywiście, bez bramkarza. Powiem teraz coś szokującego. Messi w niektórych spotkaniach mundialu w Brazylii pokonywał dystans naszej najlepszej piłkarki. W pierwszym meczu z Bośnią i Hercegowiną pokonał 8618 metrów, w kolejnym z Iranem jeszcze mniej, 7772 metry. Na piłkarza tej rangi jest to nie do zaakceptowania. Z czego to wynika? Był przemęczony. 65 meczów w sezonie to ogromne obciążenie organizmu. W profesjonalnym futbolu ośmiokilometrowy dystans jest niedopuszczalny. Żywej komórki nie można oszukać, ona musi się zregenerować. Messi to pierwszoplanowy aktor, gra wszystkie mecze i po prostu tego nie wytrzymuje. Stąd na każdym mundialu lub mistrzostwach Europy kreują się nowe gwiazdy. Każdy zawodnik musi dziś przebiec 12 km. Jeśli Messi biega osiem, to dwóch jego kolegów z kadry musi przebiec po czternaście!

https://oi57.tinypic.com/i528o1.jpg
Profesor Jan Chmura na przełomie lat 80. i 90. współpracował ze sztabem szkoleniowym FSV Mainz.

Skupiając się na pana osobie, dość niespodziewanie pierwszą pracę z piłkarzami musiał rozpocząć pan za granicą. Już w latach 80. współpracował pan z FSV Mainz.

Byłem wówczas w trakcie stażu naukowego na uniwersytecie w Mainz. Zapytałem profesorów, czy byłaby możliwość przeprowadzić badania na miejscowym zespole piłkarzy. Usłyszałem: „Jasiu, od 20 lat nie ściągnięto żadnej drużyny na ten uniwersytet”. Dlaczego? Bo trenerzy są niezainteresowani. Poszedłem zatem w ciemno, nie znając szkoleniowca Mainz Roberta Junga:

– Dzień dobry, jestem z Polski, przyjechałem na staż naukowy. Co by pan powiedział na możliwość nawiązania współpracy?

– Dobrze, wyślę do pana trzech moich najlepszych zawodników i później porozmawiamy dalej.

Rzeczywiście, wysłał do mnie trzech, z których tylko jeden był godny zainteresowania. Zbadałem ich i spotkałem się z trenerem, żeby omówić moje wnioski. Mówię: „To nie jest prawda. Nie przysłał mi pan trzech najlepszych graczy. Wśród nich mógłbym ewentualnie wyróżnić tylko jednego zawodnika”. Trener Mainz wstał, podał mi rękę i odpowiedział, że od dziś zaczynamy współpracę. Tak byłem weryfikowany. W Polsce z kolei nie mogłem się przebić przez żaden klub. Mieliśmy tak hermetyczny krąg trenerów, że nie dopuszczano nikogo z zewnątrz. Po kilku publikacjach i pracy z Mainz, otworzyła się furtka do pracy z polskimi ligowcami. Kuriozalna sytuacja, że musiałem się przebijać na Zachodzie, aby umożliwić sobie pracę na polskim rynku. Później byłem fizjologiem w kadrze Antoniego Piechniczka i w kilku naszych klubach. Odrze Wodzisław, Cracovii, Koronie, Zagłębiu, Łęcznej, Bełchatowie, Podbeskidziu. Oprócz tego, badałem też koszykarzy, biatlonistów, narciarzy, saneczkarzy, czy piłkarzy ręcznych.

W Mainz pracował pan z dobrze rokującym napastnikiem, Jurgenem Kloppem.

Bardzo charyzmatyczny trener, ale w tamtych czasach nie przejawiał takich zdolności. Był bardzo lubianym piłkarzem, miał duży autorytet, niesamowite zdolności koncentracji i mobilizacji uwagi, postrzegania sytuacji. Wyróżniał się także pod względem szybkości podejmowania decyzji. Jurgen w młodym wieku miał jednak cechy przywódcze. Dobry syndrom do działania z grupą.

https://oi61.tinypic.com/2lard40.jpg
Rok 1991. Frank Muller i Jurgen Klopp podczas badań przeprowadzanych przez prof. Chmurę.

Dziewięć lat mija od podjęcia przez pana pracy w Zagłębiu.

Był to okres, kiedy Szymon Pawłowski trafił do Lubina z ogromnym stanem przeciążeniowym. Przez długi czas miał z tym problem, ale w końcu sobie poradziliśmy. Za moich czasów wypłynął głównie Łukasz Piszczek. Dostosowałem obciążenia do jego możliwości. Co dalej? Skończył mu się kontrakt w Zagłębiu, poszedł do Herthy i został całkowicie zajechany. Dlaczego? Piszczek ma niepowtarzalną strukturę mięśniową, która na wejściu zapewnia mu niesamowity potencjał wytrzymałościowo-szybkościowy. Rzadko spotykane w futbolu! W Hercie nastąpiła absolutna zmiana obciążeń, która przekraczała jego możliwości. Jego szczęście, że pan Bóg nad nim czuwał i Łukasz trafił do Jurgena, który pracuje dokładnie w taki sam sposób, jak ja to aktualnie robię. Dopiero u Kloppa Piszczek stał się wielkim piłkarzem. Kiedy mówiłem mu o jego potencjale, sam w to nie dowierzał. Łukasz to świetny przykład, jak ważny jest monitoring obciążeń i odpowiednie dostosowanie go do organizmu. Aby tak się stało, musi być permanentna kontrola fizjologiczna.

Nie da się ukryć, że w mistrzowskim Zagłębiu większość zawodników była w życiowej formie.

Na przykład Chałbiński.

Iwański, Stasiak, Łobodziński.

Czy chociażby Arboleda, ale my naprawdę ostro pracowaliśmy. Niestety jak to życiu, co jest piękne szybko się kończy. Przyszła nowa ekipa, wszystko zostało rozbite i już nie dało się tego odbudować.

Został pan w klubie po odejściu Czesława Michniewicza?

Tak i to był błąd z mojej strony. Czesiek powiedział, żebyśmy spokojnie pracowali dalej, ale dziś już bym tego nie zrobił i odszedł z klubu razem z nim.

Personalnie Zagłębie było jednym z najsłabszych mistrzów ostatnich lat, jednak byliście blisko wyeliminowania Steauy Bukreszt.

W Lubinie gwiazdy dopiero zostały wypromowane, grali tam głównie przeciętniacy. Jednak to ewidentny przykład, co oznacza dostosowanie obciążenia do możliwości każdego organizmu. Nie mieliśmy prawa przegrać rewanżu ze Steauą. Brutalna prawda jest jednak taka, że szczęście też odgrywa w piłce bardzo ważną rolę. Popatrzmy na ostatni finał Copa America. Szczęście decyduje o tym, kto wygra finał, choć nie ma co ukrywać, że Chile było kapitalnie przygotowane wydolnościowo.

https://oi60.tinypic.com/2j34291.jpg
W 2007 roku profesor Jan Chmura zdobył z piłkarzami Zagłębia mistrzostwo Polski.

Oprócz pracy na Akademii Wychowania Fizycznego, odkrył pan nową życiową pasję. Ma pan na swoim koncie już kilka pokonanych maratonów. Formy można tylko pozazdrościć.

Trudno pracować na Akademii Wychowania Fizycznego i chodzić z brzuszkiem. Bardzo intensywnie trenuję. W Hannoverze byłem drugi w swojej kategorii wiekowej. Skończyłem maraton z wynikiem 3:22,57. Drugi też byłem w Jerozolimie, gdy zdobywałem kontynent azjatycki. To, co dziś osiągam w sporcie nie mogę nawet nazwać drugą młodością. To nie są wyniki na tym poziomie, tylko na zdecydowanie wyższym. W biegu maratońskim pokonuję tysiące ludzi. W Nowym Jorku byłem lepszy od ponad 44 tysięcy zawodników, w tym zdecydowanej większości młodzieży. Zdobyłem już koronę polski i wyznaczyłem przed sobą kolejny cel. Chcę zdobyć Koronę Ziemi, czyli pokonać maratony na każdym kontynencie. Na razie udało mi się w Europie, Azji i Ameryce Północnej. 26 lipca startuję z kolei w Rio de Janeiro, a w marcu chciałbym spróbować sił na Antarktydzie. Wielu studentów nie wierzy, że w tym wieku można jeszcze reprezentować taki poziom sportowy. Maratony udowadniają moją wielkość na tle całej populacji po sześćdziesiątce. Nigdy żaden trener nie zainteresował się tym, aby odkryć moje zdolności wydolnościowe. Sam to zrobiłem jako fizjolog. Dziś wciąż szukam optymalnych rozwiązań.

Wraz z upływającym wiekiem faktycznie jest coraz trudniej?

W klasycznych podręcznikach na całym świecie mówi się, że zdolność wysiłkowa wraz z wiekiem idzie w dół i większości parametrów nie można zmienić. Ja muszę powiedzieć coś zupełnie innego i poprawię moich znakomitych profesorów światowej rangi. Do tej pory badania na 60-latkach były sporadycznymi przykładami. Dziś monitoruję każdy mój trening i ta krzywa wiekowa w moim przypadku nie ma nic wspólnego z wiekiem. Mam 66 lat i forma nie idzie w dół, a wręcz przeciwnie. To jest totalne zaprzeczenie tego, co zostało zapisane w wielu klasycznych podręcznikach. Opracowywali je znakomici profesorowie, ale badań na zawodnikach w moim wieku wówczas nie prowadzono. Monitoruję każdy mój trening i to pozwala mi cały czas się rozwijać. Przełóżmy teraz tę sytuację na polską piłkę? Jak zawodnik ma iść do przodu, skoro nie wiadomo, jakie obciążenia są dla niego idealne.

Franciszek Smuda ponoć rozpoznaje dobrego piłkarza po tym, jak wchodzi po schodach.

Zatem wszystko się zgadza.

Rozmawiał MICHAŁ WYRWA

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...