W dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym” Michał Probierz zapowiada, że w zbliżającym się sezonie liga będzie najsłabsza od dziesięciu lat, a jako główny argument podaje oszczędności, jakie wprowadzono w wielu klubach. Jako że zawsze lubimy doszukiwać się drugiego dna, przewrotnie zapytamy: a jaki ma to związek? Transferów pomiędzy klubami Ekstraklasy i tak nigdy nie było za wiele, natomiast przy naszym poziomie scoutingu nie ma wielkiej różnicy, czy na na sprowadzenie zagranicznego piłkarza ma się 50 czy 150 tysięcy euro. W obydwu przypadkach szansa na ściągnięcie jakiegoś przebierańca wydaje się podobna.
Weźmy Mazana z Podbeskidzia, czyli najwyższy transfer w historii bielskiego klubu. W całej rundzie wiosennej raz zagrał w sposób tragiczny, a raz wszedł na boisko w 89. minucie gry. Jeszcze niedawno był w drużynie czwartym lewym obrońcą, a teraz podskoczył o jedną pozycję, ale tylko dlatego, że Tomasik odszedł do Jagiellonii. Mało? Taki Ojamaa, którego niedawno Legia wydarła Lechowi z gardła płacąc 360 tysięcy euro, właśnie zaliczył rundę bez gola (za to z czerwoną kartką) w przeciętniaku ze słabiutkiej ligi norweskiej. Takich przypadków jest zdecydowanie więcej.
Oczywiście zdarzają się też perełki, ale to raczej wyjątki potwierdzające regułę. Jak mówi Probierz, cele transferowe to może mieć Barcelona czy Bayern, a polski klub musi działać w określonych realiach. Mając do wydania przykładowe 150 tysięcy euro naprawdę ciężko jest pozyskać wartościowego zawodnika, który z miejsca stanie się wzmocnieniem. Ryzyko przy takich transakcjach jest bardzo wysokie i – jak pokazuje historia dotychczasowych transferów – ledwie kilka procent sprowadzonych obcokrajowców wyróżniała się na tle polskich piłkarzy. A reszta to dumni reprezentanci tak zwanego zagranicznego szrotu.
Czyli brak kasy na zagraniczne transfery wcale nie musi wiązać się ze spadkiem jakości. Natomiast pozytywem wspomnianych oszczędności są porządki, jakie robi się w większości klubów Ekstraklasy. Jak dotąd nasi ligowcy podziękowali 41 obcokrajowcom, z których ogromna większość nadawała się wyłącznie do machania pielgrzymom. Kogo mamy na myśli? Weźcie głęboki oddech i przeczytajcie, chociażby dla miłego uczucia, że z większością z nich już nigdy nie będziecie musieli obcować:
Bożok, Josu, Popchadze, Sawickij, Cerniauskas, Leandro, Ouattara, Porcellis, Keita, Djoum, Ubiparip, Bougaidis, Miranda, Malbasić, Pinto, Cifuentes, Izvolt, Nieves, Horvath, Martinez, Cisse, Kolcak, Pesković, Zajac, Kamess, Maslo i Godal.
Naprawdę lubimy takie oszczędności i nie widzimy tu jakichkolwiek minusów. Trochę inaczej wygląda sytuacja z Dejmkiem, Hernanim, Stjepanoviciem, Henriquezem, Steinborsem, Luisem Carlosem, Jurado, Astizem, Stano i Sadajewem. Oni w swoim czasie potrafili coś wnieść do swoich drużyn, ale ich odejście jest absolutnie do przeżycia i z pewnością nie obniży poziomu ligi. Mamy więc 37 gości, którzy zejdą z klubowych budżetów, na czym Ekstraklasa nie straci, a zyskają młodzi Polacy. Pierwsze efekty widać już dziś, bo – przykład pierwszy z brzegu – nie pamiętamy, kiedy ostatnio w obronie Legii nie grał żaden obcokrajowiec:
90minut.pl
Jeśli chodzi o odejścia klasowych obcokrajowców to naliczyliśmy ledwie cztery: Sa, Paixao, Stilić i Dossa. Nie jest jednak powiedziane, że sprowadzeni niejako w ich miejsce Nikolić, Popović czy Tetteh płynnie nie wypełnią tej luki.
Znamienne też, że jak dotąd w miejsce 41 odchodzących obcokrajowców nasze kluby sprowadziły ledwie ośmiu. Mamy świadomość, że okienko transferowe jeszcze się nie otworzyło, ale trudno przypuszczać, by liczba ściągniętych stranierich zbliżyła się do czterdziestki. Póki co ligowe oszczędności nie powinny więc przełożyć się na obniżenie poziomu, a sprawiają, ze rozgrywki będą zdecydowanie bardziej polskie. A jeśli ktoś dalej nie widzi tu plusów, po raz kolejny przypomnimy jakieś 27 pozytywów zaistniałej sytuacji:
Bożok, Josu, Popchadze, Sawickij, Cerniauskas, Leandro, Ouattara, Porcellis, Keita, Djoum, Ubiparip, Bougaidis, Miranda, Malbasić, Pinto, Cifuentes, Izvolt, Nieves, Horvath, Martinez, Cisse, Kolcak, Pesković, Zajac, Kamess, Maslo i Godal.
Fot. FotoPyk