Krótkie urlopy piłkarzy Legii to już historia, jednak nie wszystkim udało się odpowiednio schłodzić głowy w którymś z morskich akwenów. A szkoda, bo liczyliśmy na chwilę refleksji, solidny rachunek sumienia i porządne uderzenie się w pierś. Tymczasem po powrocie z wakacji z warszawskiej szatni wciąż dobiega ta sama śpiewka: jesteśmy najlepsi, zabrakło tylko punktu, do końca byliśmy w grze.
Dziś “Przegląd Sportowy” zamieścił rozmowę z Michałem Żyro, zatytułowaną „Legia wciąż jest najlepsza”. Według legionisty przegrany sezon był tylko wypadkiem przy pracy, a swoją wyższość warszawianie wykażą już w najbliższym meczu o Superpuchar. Sympatyczny skrzydłowy zdaje się nie rozumieć, że do oceny tego, kto był najlepszy, służą właśnie rozgrywki ligowe, a nie słowne deklaracje w prasie. Co więcej, wypadkiem przy pracy może być porażka w jednym meczu – takim jak zbliżający się Superpuchar – a nie rozstrzygnięcie po 37 kolejkach. Jest więc dokładnie odwrotnie, niż mówi Michał. Najlepszy był Lech, a potencjalne pokonanie go w jednym meczu absolutnie niczego tu nie dowiedzie.
Dalej Żyro wypowiada się następująco:
Pięciu bramek w jednym sezonie jeszcze nie zdobyłem. Statystyki są niezłe, ale patrzę na swoją grę szerzej: jak pomagałem w obronie, jak zaczynałem akcje, ile miałem podań, po których powinien paść gol, ale strzał był niecelny. Oceniam siebie na 4+, bo wiem, jak bolała kostka.
Michał, serio? W nomenklaturze szkolnej cztery plus oznacza więcej niż dobry. A jak bardzo byśmy chcieli, nie jesteśmy w stanie połączyć słowa „dobry” z wiosenną dyspozycją Żyry. Więcej niż chujowy – być może, ale więcej niż dobry – żadną miarą. No chyba że to nie skalę szkolną Michał miał tu na myśli, a przedział 1-10 lub, co byłoby uczciwszym postawieniem sprawy, 1-100.
Niezmiennie dziwi nas dobre samopoczucie piłkarzy zupełnie nie idące w parze z ich boiskowymi dokonaniami. Wiosną Legii naprawdę nie dało się oglądać, a najgorszym zawodnikami byli Saganowski, Masłowski i właśnie Żyro. Skoro za swoją grę – od patrzenia na którą pękały oczy – Michał dał sobie 4+, to zastanawiamy co musiałoby się stać, by ocenił się na jedynkę. Mając na uwadze jego liberalne zasady obstawiamy, że musiałby zaliczyć sezon bez goli i asyst, z trzynastoma czerwonymi kartkami, piętnastoma sprokurowanymi karnymi i dwudziestoma samobójami. Natomiast jakikolwiek gol czy asysta skutkowałoby podniesieniem oceny do 2-. No wiecie, tak na zachętę.
Dziś zakończenie roku, dzieciaki odbierają świadectwa. Michał niejako dał przykład, bo dostał cztery plus i otarł się o czerwony pasek. Do piątki naprawdę niewiele zabrakło. A wy co znajdziecie w swoich cenzurkach? Nie wstyd wam?
Fot. FotoPyK