Reklama

Ulatowski wraca do żywych. Jak się nie uda teraz, to już chyba nigdy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 czerwca 2015, 12:45 • 3 min czytania 0 komentarzy

GKS Bełchatów kontynuuje swoją nietypową politykę, momentami przypominającą misję niesienia pomocy, w kwestii zatrudniania trenerów. Klub albo bierze tych, o których nikt nigdy wcześniej nie słyszał, albo tych, którzy więcej przegrać już właściwie nie mogą.

Ulatowski wraca do żywych. Jak się nie uda teraz, to już chyba nigdy

Popatrzcie na nazwiska od 2010 roku. Wyłączając z tego grona Pawła Janasa i Michała Probierza, którzy już wcześniej byli w obiegu i w Bełchatowie zbyt długo nie popracowali, GKS zatrudniał:

– Macieja Bartoszka
– Kamila Kieresia
– Jana Złomańczuka
– Marka Zuba.

Bartoszek, powiedzmy sobie szczerze, został wyciągnięty z kapelusza. Przed Bełchatowem jako trener był kompletnym anonimem, po Bełchatowie – mimo przyzwoitego przecież wyniku – również. Przez ostatnie cztery lata, kiedy nie prowadził żadnej drużyny i realizował się w innych branżach, piłkarsko kojarzymy go tylko stąd, że w przedostatnim meczu tego sezonu o życie próbował z trybun dyrygować zespołem GKS-u. Kiereś, wiadomo, wieczny ratownik, który w Bełchatowie otrzymał pierwszą w życiu poważną szansę. Złomańczuk dostał półtora miesiąca, ale na poważnym poziomie nigdzie indziej nie dostałby nawet dnia. Trafił się jeszcze Zub, po siedmiu latach bez klubu w Polsce – trener z umową śmieciową, na skromnych dwanaście tygodni, których nawet nie przetrwał.

I teraz bum: Rafał Ulatowski wychodzi spod ziemi. Drzwi otwierają, a jakżeby inaczej, w Bełchatowie. Nie wyciągnęli wniosków z zatrudnienia Zuba, który w znacznym stopniu przyłożył rękę do spadku GKS-u. Ba, nie wyciągnęli również z wniosków z kolejnych rozstań z Kamilem Kieresiem. Nieważne, że ten już rok temu przywrócił w Bełchatowie Ekstraklasę. Postawili na zupełnie inną, mocno ostatnio zakurzoną kartę.

Reklama

Ulatowski to równie duża zagadka, co Zub. I – będziemy brutalni – równie zniszczone w kraju nazwisko. Zub, pracując w Polsce na poważnym poziomie, dwukrotnie spadał z ligi (teraz już trzykrotnie), ale przynajmniej odnosił sukcesy na Litwie. Jeśli zaś wyciągnąć wyniki Ulatowskiego z trzech ostatnich klubów, wygląda to tak:

Cracovia – 10 meczów, 4 punkty. Średnio: 0,4 pkt. na mecz
Lechia Gdańsk – 4 mecze, 3 punkty. Średnio: 0,75 pkt. na mecz
Miedź Legnica – 7 meczów, 3 punkty. Średnio 0,43 pkt. na mecz

– W kościele nie muszę wyciszać telefonu. Wiem, że nikt nie zadzwoni – mówił ostatnio Ulatowski w Przeglądzie Sportowym z okazji… 600 dni na bezrobociu. Telefon w końcu zadzwonił. Z Bełchatowa, gdzie trenera dobrze znają. To tam, zanim rozpoczęła się ta fatalna passa, zajął wysokie piąte miejsce w sezonie 2009/10 (średnia punktów: 1,6). Wcześniej, prowadząc Zagłębie, te liczby miał jeszcze lepsze (1,95).

Jeśli jednak kierować się zasadą „jesteś tak dobry, jak wyniki w ostatnim klubie”, Ulatowski nie ma się czym chwalić. I to ani w ostatnim miejscu pracy (Miedź), ani w przedostatnim (Lechia), ani w jeszcze wcześniejszym (Cracovia). Jeśli teraz znów powinie mu się noga, może to być jego zawodowy koniec. GKS, rezygnując z Kieresia i biorąc trenerską zagadkę, ryzykuje wiele, sam Ulatowski – stracić nie może już chyba nic. Prawdopodobnie to jego ostatnia szansa.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Komentarze

0 komentarzy

Loading...