GKS Bełchatów kontynuuje swoją nietypową politykę, momentami przypominającą misję niesienia pomocy, w kwestii zatrudniania trenerów. Klub albo bierze tych, o których nikt nigdy wcześniej nie słyszał, albo tych, którzy więcej przegrać już właściwie nie mogą.
Popatrzcie na nazwiska od 2010 roku. Wyłączając z tego grona Pawła Janasa i Michała Probierza, którzy już wcześniej byli w obiegu i w Bełchatowie zbyt długo nie popracowali, GKS zatrudniał:
– Macieja Bartoszka
– Kamila Kieresia
– Jana Złomańczuka
– Marka Zuba.
Bartoszek, powiedzmy sobie szczerze, został wyciągnięty z kapelusza. Przed Bełchatowem jako trener był kompletnym anonimem, po Bełchatowie – mimo przyzwoitego przecież wyniku – również. Przez ostatnie cztery lata, kiedy nie prowadził żadnej drużyny i realizował się w innych branżach, piłkarsko kojarzymy go tylko stąd, że w przedostatnim meczu tego sezonu o życie próbował z trybun dyrygować zespołem GKS-u. Kiereś, wiadomo, wieczny ratownik, który w Bełchatowie otrzymał pierwszą w życiu poważną szansę. Złomańczuk dostał półtora miesiąca, ale na poważnym poziomie nigdzie indziej nie dostałby nawet dnia. Trafił się jeszcze Zub, po siedmiu latach bez klubu w Polsce – trener z umową śmieciową, na skromnych dwanaście tygodni, których nawet nie przetrwał.
I teraz bum: Rafał Ulatowski wychodzi spod ziemi. Drzwi otwierają, a jakżeby inaczej, w Bełchatowie. Nie wyciągnęli wniosków z zatrudnienia Zuba, który w znacznym stopniu przyłożył rękę do spadku GKS-u. Ba, nie wyciągnęli również z wniosków z kolejnych rozstań z Kamilem Kieresiem. Nieważne, że ten już rok temu przywrócił w Bełchatowie Ekstraklasę. Postawili na zupełnie inną, mocno ostatnio zakurzoną kartę.
Ulatowski to równie duża zagadka, co Zub. I – będziemy brutalni – równie zniszczone w kraju nazwisko. Zub, pracując w Polsce na poważnym poziomie, dwukrotnie spadał z ligi (teraz już trzykrotnie), ale przynajmniej odnosił sukcesy na Litwie. Jeśli zaś wyciągnąć wyniki Ulatowskiego z trzech ostatnich klubów, wygląda to tak:
Cracovia – 10 meczów, 4 punkty. Średnio: 0,4 pkt. na mecz
Lechia Gdańsk – 4 mecze, 3 punkty. Średnio: 0,75 pkt. na mecz
Miedź Legnica – 7 meczów, 3 punkty. Średnio 0,43 pkt. na mecz
– W kościele nie muszę wyciszać telefonu. Wiem, że nikt nie zadzwoni – mówił ostatnio Ulatowski w Przeglądzie Sportowym z okazji… 600 dni na bezrobociu. Telefon w końcu zadzwonił. Z Bełchatowa, gdzie trenera dobrze znają. To tam, zanim rozpoczęła się ta fatalna passa, zajął wysokie piąte miejsce w sezonie 2009/10 (średnia punktów: 1,6). Wcześniej, prowadząc Zagłębie, te liczby miał jeszcze lepsze (1,95).
Jeśli jednak kierować się zasadą „jesteś tak dobry, jak wyniki w ostatnim klubie”, Ulatowski nie ma się czym chwalić. I to ani w ostatnim miejscu pracy (Miedź), ani w przedostatnim (Lechia), ani w jeszcze wcześniejszym (Cracovia). Jeśli teraz znów powinie mu się noga, może to być jego zawodowy koniec. GKS, rezygnując z Kieresia i biorąc trenerską zagadkę, ryzykuje wiele, sam Ulatowski – stracić nie może już chyba nic. Prawdopodobnie to jego ostatnia szansa.
Fot. FotoPyk