Reklama

Piękny sen? Kopciuszek? No nie… Najwyższy czas się przyzwyczaić.

redakcja

Autor:redakcja

12 czerwca 2015, 23:48 • 2 min czytania 0 komentarzy

Najwyraźniej trzeba się rozluźnić i przyzwyczaić. To już tak zostanie. Wszyscy nazywają kapitalną postawę Islandczyków pięknym snem, a my kontrujemy. Gdyby sen trwał tak długo, to pacjent wpadłby w śpiączkę. Dziś piłkarze z wyspy gejzerów wywalczyli kolejne trzy punkty, tym razem z Czechami, rewanżując się za przegraną na wyjeździe. Tym samym zdążyli spuścić oklep wszystkim grupowym rywalom i awans na mistrzostwa Europy mają w zasadzie na wyciągnięcie ręki. 

Piękny sen? Kopciuszek? No nie… Najwyższy czas się przyzwyczaić.

To Islandczycy dominowali, wykorzystując imponujące warunki fizyczne. Na początku drugiej połowy plan zaczął się sypać, bo przepięknego gola zdobył Borek Dockal, imponująco lutując z dystansu. Później panowie z północy pokazali jednak wyjątkowo twardy charakter. Najpierw Gunnarson, potem Sigthorsson i wszystko wróciło do normy, która normą jest tak naprawdę od niedawna. Po tym jak ten drugi minął Petra Cecha w sytuacji sam na sam, długo leżał na murawie i tonął w objęciach kolegów. Tak jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Jeszcze trzy lata temu Islandczycy potrafili przegrać z Cyprem. Teraz liderują grupie eliminacyjnej do mistrzostw Europy. Na początku tekstu napisaliśmy, że trzeba się przyzwyczaić, ale – przyznacie sami – nie jest to takie proste. Jak widać, nawet dla samych piłkarzy, którzy muszą przyzwyczaić do przyjemnej, ale nowej roli. Roli bohaterów.

Islandia kompletnie przywłaszczyła sobie show w grupie A. O Czechach mówi się niewiele, a o obecności Holandii ludzie właściwie zapomnieli. Trzecie miejsce, pięć punktów straty do lidera. Jednym słowem dramat. Dziś co prawda dopisali trzy punkty, ale z Łotwą. Przeciwnikiem, którego przez ostatnie pół godziny napastnikiem był – z całym szacunkiem – Eduards Visniakovs. Oranje długo biło głową w mur. Wesley Sneijder, Klaas-Jan Huntelaar czy Robin van Persie nie potrafili sforsować anonimowej, łotewskiej obrony, która pękła dopiero w 67. minucie. Wtedy bramkę zdobył wprowadzony z ławki Georginio Wijnaldum. Potem cegiełkę dorzucił jeszcze Luciano Narsingh. Jeśli holenderscy kibice oczekiwali jakiejkolwiek demonstracji siły, to grubo się zawiedli.

Tajfunu nie rozpętała też Turcja, która wygrała z beznadziejnym Kazachstanem ledwie jeden do zera, po bramce Ardy Turana w końcowej fazie meczu. Bramka bardzo ładna, sytuacyjny, sprytny strzał i radość jak po golu na wagę mistrzostwa świata. Turcy niby utrzymują się na powierzchni, ale ponad taflą wody machają już tylko ręką i zaczyna brakować im powietrza. Do końca jeszcze cztery kolejki.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...