Breaking, pilne, żółty pasek w TVN-ie. Korona Kielce nad przepaścią! Klub stoi na krawędzi bankructwa, a Rada Miasta odmawia dalszego ładowania pieniędzy w bezdenną ekstraklasową studnię! Co dalej z klubem, co dalej z Koroną?
Co sześć miesięcy to samo. Co sześć miesięcy ta sama śpiewka radnych, co sześć miesięcy te same kontrargumenty prezydenta, co sześć miesięcy ten sam bałagan, którego ogarnięcie nie będzie możliwe tak długo, jak długo być albo nie być Korony Kielce będzie zależeć od miejskich kroplówek.
Nakreślmy linię podziału w Kielcach, bo poznanie racji obu stron jest zresztą konieczne do zrozumienia tego, co się tam aktualnie wyrabia.
Po jednej stronie mamy prezydenta Wojciecha Lubawskiego, wyznaczonego przez niego prezesa klubu, Marka Paprockiego oraz szeroko pojęty klub Koronę. Ich argumenty są proste: odkąd pozbyto się prezesa Chojnowskiego (który zresztą może się stać prezesem Ch., zarzuca się mu przywłaszczenie), klub wychodzi na prostą. Systematycznie zwalniani są zawodnicy drodzy, w ich miejsce ściąga się tańszych, o podobnej jakości. Pierwsze efekty widać już teraz – za stosunkowo niewielkie pieniądze udało się zmajstrować skład na miarę utrzymania w Ekstraklasie i – choć nadal próżno szukać tam jakichś wychowanków Korony – widać już, że nikogo w Kielcach się za nazwisko nie zatrudnia. Nawet Kapo jest ponoć tańszy niż niektóre rodzime gwiazdy.
W teorii klub zmierza pewnym krokiem po drużynę utrzymującą się wyłącznie z zysków z praw telewizyjnych oraz dotacji drobnych sponsorów. Wtedy będzie gotowy do przejęcia przez inwestora, który uporządkuje wszystko po swojemu. Trzeba „już tylko troszeczkę”, zresztą tak jak pół roku temu. Obecna wersja: w przyszłym tygodniu pojawi się nowy trener, zawodnicy i naturalnie prywatny właściciel, który przejmie miejską zabawkę.
Druga strona to zaś ludzie zirytowani wiecznym czekaniem. Korona jest wystawiona na sprzedaż już enty sezon, a inwestora jak nie było – tak nie ma. Politycy-laicy krzyczą, że „tak być nie może” i zespół da się budować taniej. Politycy minimalnie znający się na piłce punktują, że zamiast różnorakich Porcellisów można było postawić na młodzież z regionu (jeszcze tańszą). Politycy-spiskowcy sugerują, że w Koronie pracuje zbyt wiele osób powiązanych z prezydentem, którzy… po prostu nie chcą nowego inwestora, bo wiedzą, że to zakończyłoby ich przygodę z futbolem.
Szamotanina trwa, a wszystko odbywa się według starego schematu: Korona prosi, ale obiecuje że ostatni raz. Politycy narzekają, ale ostatecznie dają. Inwestorzy chcą, ale ostatecznie nie mogą. A w międzyczasie rozpaczliwie wymienia się 3/4 kadry.
Dziś jesteśmy na etapie: Korona prosi, politycy narzekają, inwestorzy stoją u bram.
Zakładamy, że za dwa tygodnie Korona dostanie kasę, w klubie ruszą z improwizowanym składaniem taniego składu, a inwestorzy się zmyją. Do stycznia będzie spokój, a potem deja vu. Kluby z publicznej kasy. Niekończąca się opowieść. Serial, w którym każdy odcinek wygląda tak samo. Aż do bankructwa…
Fot.FotoPyK