Kiedy Niemcy grają ze Stanami Zjednoczonymi, to wyrażenie “spotkanie towarzyskie” nabiera właściwego znaczenia. Z jednej strony gość, który poprowadził swoją drużynę do mistrzostwa świata – Joachim Loew. Z drugiej Juergen Klinsmann, który również ma pewne doświadczenie w jej prowadzeniu. Spotkanie to interesowało także nas – Polaków – w kontekście naszej grupy eliminacyjnej, chociaż w kolejnym meczu Niemcy grają z Gibraltarem, więc trzy punkty mogą dopisać z automatu. A wynik w meczu z USA padł, mimo wszystko, dość zaskakujący.
Bohaterem został Bobby Wood, złoty rezerwowy, który zapewnił wygraną Stanom Zjednoczonym trzy minuty przed końcem. Sukces? Odkorkowanie szampanów i feta party do samego rana? Bez przesady. Piłkarze spod flagi z pięćdziesięcioma gwiazdkami skupiają się na pucharze CONCACAF. Niemcy też – co oczywiste – nie wystawili najsilniejszego składu. Znalazło się nawet miejsce dla debiutanta – Patricka Hermanna z Borussii Moenchengladbach – który pozostawił po sobie kapitalne wrażenie.
Przede wszystkim chodzi o asystę przy pierwszej w meczu i jedynej bramce dla Niemców. Herrmann świetnie, przebojowo wdarł się między amerykańskich obrońców i przytomnie podał do dobrze ustawionego Mario Goetze – jedynej niemieckiej dziewiątki w tym meczu. Niemcy generalnie dominowali w pierwszej połowie, ale udało się zdobyć tylko jedną, jedyną bramkę. Amerykańscy piłkarze zdobyli dwie. I wygrali, raczej zasłużenie. Andre Schuerrle i Mesut Oezil robili wrażenie, ale tylko optyczne. Z ich akcji nie wynikło nic szczególnego. USA wyrównało jeszcze przed przerwą, porządnie strasząc mistrzów, po tym, jak w ich obronie powstała wyrwa, którą przedarł się Diskerud i pokonał Zielera.
W przerwie Klinsmann postawił va-banque, wymieniając trzech piłkarzy. Z boiska zeszli Williams, Agudelo i Johnson, a ich zmiennicy niemal od razu zrobili różnicę. Amerykanie żwawiej ruszyli do ataku. Bez kompleksów, bez szacunku i opłaciło się. Na piętnaście minut przed końcem na boisku pojawił się młody napastnik Erzgebirge Aue z Honolulu – Bobby Wood. No i pozamiatał.
Nie dość, że strzelił zwycięskiego gola, to właściwie sam go sobie wypracował, wkręcając obrońców w ziemię i lutując z dystansu. Zrobił to nie jak z mistrzami świata, a – z całym szacunkiem – reprezentantami Gwatemali. Niemcy przegrali. Wcześniej, w tym roku, zremisowali z Australią. W roku poprzednim polegli z Polską i podzielili się punktami z Irlandią. W kraju węszą. Coś nie gra, coś się psuje. Wiadomo – nie był to podstawowy skład. Wolne dostało kilku kluczowych zawodników, ale mimo wszystko. Niemcy to Niemcy, mistrzowie. Negatywny wynik idzie w świat.