Reklama

El Crack Total. Dziś wszystkie światła skierowane będą na niego.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

06 czerwca 2015, 15:17 • 9 min czytania 0 komentarzy

Początek stycznia tego roku. Nad Barceloną przechodzi burza z piorunami, anomalia, rzadkość o tej porze. Gromy nie padają jednak z nieba, ono milczy. W przeciwieństwie do katalońskiej prasy, spod klawiatur tamtejszych dziennikarzy wychodzą coraz bardziej słyszalne grzmoty. Ciężko mieć do nich pretensje, robią swoje. Lejtmotywem kampanii jest konflikt na linii trener pierwszego zespołu – jego największa gwiazda. Prawdziwą bombę odpalono w programie „Esport Club de TV3”. Messi po meczu z Elche poprosił Bartomeu o zwolnienie Luisa Enrique. Media, najszybszy sąd na świecie, zdążyły już podpisać się pod wyrokiem. To będzie druga głowa ścięta w tym miesiącu, chwilę wcześniej z klubem pożegnał się przecież Andoni Zubizaretta. Kibice, ci najstarsi, którzy przez kilka dekad na Camp Nou widzieli już niejedną wojną, powoli spisują sezon na straty.

El Crack Total. Dziś wszystkie światła skierowane będą na niego.

Nie róbmy z Messiego niewiniątka. Jest kapryśny. Lubi wtrącać się w klubowe sprawy, o które w każdym innym miejscu na Ziemi – może poza Madrytem – piłkarze nie są nawet pytani. Ba! Messi lubi decydować! Nawet jeśli to nie on sam, a ludzie z jego otoczenia inicjują większość spraw, to Argentyńczyk firmuje je swoją twarzą. Swoim ufa bezgranicznie. A oni potrafią wykorzystywać karty trzymane w ręku. Nawet głupie konto na Instagramie, dzięki któremu można zacząć obserwować oficjalny profil Chelsea, bywa środkiem nacisku.

***

Jednak tym razem to nie kaprys. Bardziej wołanie o pomoc. Messi ma za sobą słaby sezon i chyba nie jest przygotowany na kolejny. Tak, sezon, w którym poprowadził reprezentację Argentyny do finału mistrzostw świata i został najlepszym piłkarzem turnieju, był w ostatecznym rozrachunku słaby. To nie kontrowersja, sam piłkarz tak go ocenia. Cofnijmy się do jego początku. Rezygnacja ze stanowiska trenerskiego Tito Vilanovy, a potrafili przecież znaleźć wspólny język. Poważne kłopoty z hiszpańskim fiskusem, łatka podejrzanego w śledztwie o przekręty podatkowe. Nawracające, coraz bardziej uciążliwe problemy z wymiotowaniem w trakcie meczów. Do tego śmierć wspomnianego wcześniej Tito. Dużo działo się wokół jego osoby, nie jest to próba usprawiedliwienia Messiego. Fakty.

Reklama

Boisko. Tu rozgrywały się sceny, do których nie przywykł. Był bezradny. Jest tylko człowiekiem, znał to uczucie już wcześniej. Kto wie, może nawet lepiej niż my wszyscy. Dziś, w erze, w której Messi domaga się gry w każdym spotkaniu bez względu na okoliczności, a kolejni trenerzy potulnie te prośby spełniają, zapomnieliśmy już, że kiedyś jego największym marzeniem było rozegranie jednego sezonu bez kontuzji. Jednak dziś był to już inny rodzaj bezradności. Także dlatego, że cały świat patrzył. Nie, nie robił tego biernie. Patrzył i domagał się rzeczy spektakularnych. Jak od robota, zaprogramowanego na sukces.

Nie potrafił spełnić zachcianek, lecz co gorsza – również swoich ambicji. W lidze pierwszy raz od pięciu sezonów nie przekroczył granicy trzydziestu bramek, przy czym różnica była szczególnie widoczna w porównaniu do dwóch wcześniejszych sezonów, w których zdobywał kolejno pięćdziesiąt i czterdzieści sześć bramek. Zgoda, jest tylko jeden piłkarz na tej planecie, w przypadku którego – tak jak u Messiego – sezon zakończony dwudziestoma ośmioma trafieniami, może być rozpatrywany w kategoriach porażki. Większość zapewne podpisałaby pakt z diabłem, by choćby zbliżyć się do takich liczb. Messi nie może jednak się na to zżymać – sam napisał i przystemplował nowe definicje, którym teraz podlega.

Nie podniósł niczego. Po kluczowych spotkaniach sezonu pytaliśmy: czy Messi w ogóle był na boisku? Śmialiśmy się, że opanowuje kolejną magiczną sztuczkę. Sztukę znikania. Słabe mecze przeciwko bandzie Cholo Simeone, nowej sile w hiszpańskim futbolu, a także Realowi w finale Pucharu Króla, w naturalny sposób przykryły wcześniejsze dokonania tego sezonu m.in. kluczową rolę w przejściu Manchesteru City w 1/8 finału Ligi Mistrzów czy też świetny występ w El Clasico na Santiago Bernabeu, w czasie którego ustrzelił hat-tricka i zaliczył asystę, prowadzać Barcę do zwycięstwa 4-3.

Mundial miał zepchnąć to wszystko na dalszy plan. Na brazylijskich boiskach Messi miał wytrącić z rąk ostatni argument tym, którzy upierają się, że przegrywa zestawienie z Diego Maradoną w wyborze najlepszego piłkarza wszechczasów. Choć zaliczył świetny turniej, za uszy windując Argentynę aż do wielkiego finału, nie udało się. Nie przekonał tych, którzy cierpią na gorączkę złota.

***

Reklama

Przyjście Lucho miało być nowym rozdaniem również dla niego. Futbol nie toleruje stagnacji i jest w tym bezwzględny również dla największych gwiazd. Wyczerpywała się już formuła wymyślona dla Argentyńczyka prze Guardiolę. To właśnie Pep odkurzył dla Messiego rolę fałszywej dziewiątki, piłkarza krążącego między strefami, którego królestwem jest wolna przestrzeń między linią środkową a polem karnym rywali. Skrajnie naiwnym założeniem jest przekonanie, że geniusz Messiego obroni się nawet bez planu taktycznego, bez pomysłu na jego zagospodarowanie. A idea Guardioli, której później hołdowali kolejni trenerzy Messiego zarówno w klubie, jak i reprezentacji, zdążyła już zostać w czasie klika sezonów rozszyfrowana.

Ciężko zarzucić Lucho, że nie rozumiał swojej roli. Co więcej nie brakuje głosów z okolic szatni Barcelony, że od początku swojego pobytu w klubie wiedział, jak na nowo ułożyć chce atak Barcelony. Jednak z wdrożeniem swojego pomysłu w życie czeka aż do momentu, gdy skończy się zawieszenie Luisa Suareza. Bez Urugwajczyka przetestował go zaledwie raz, w meczu Ligi Mistrzów z PSG, w którym na środku ataku wystąpił Neymar, a Messi wrócił na prawe skrzydło. Obaj strzelili po bramce, co zamazuje nieco obraz, bo test nie wypadł okazale. Niepewność pogłębiało nie najlepsze wejście do drużyny Suarez. Choć wszystko to działo się ledwie kilka miesięcy temu, dziś ciężko już sobie przypomnieć bóle, które towarzyszyły powstaniu tercetu MSN, najskuteczniejszego ataku świata.

Barcelona zakończyła rok z jednym punktem straty do Realu Madryt, który jednak ze względu na Klubowe Mistrzostwa Świata opuścił ligową kolejkę. Licznik Messiego zatrzymał się na piętnastu ligowych trafieniach, ten Cristino Ronaldo wskazywał w tym momencie ich aż dwadzieścia pięć. To jednak tylko liczby, a ważny był również aspekt psychologiczny. Real był Dream Teamem, śrubującym rekord kolejnych zwycięstw, a Ronaldo jego najważniejszym atutem – strzelał niemalże każdemu klubowi, z którym się mierzył.

Złota Piłka, co prawda spodziewany, ale jednak cios. Ani Messi, ani nikt z jego obozu, nigdy otwarcie tego nie przyzna, wszak wizerunek Argentyńczyka kreowany jest na kontrze do Ronaldo, który przedkładać ma indywidualne osiągnięcia ponad dobro drużyny, ale musiało zaboleć. Przegrał drugi raz z rzędu, tym razem zdecydowanie.

Czarne chmury wędrowały w kierunku Camp Nou od dłuższego. Początek stycznia był kulminacją całej złości. Tak naprawdę to właśnie wtedy, na korytarzach klubowego budynku i w zaciszu gabinetów, rozegrano najważniejsze spotkania tego sezonu.

***

Jaki jest Messi? Czym należy się kierować, by spróbować go zrozumieć? Co my tak właściwie o nim wiemy poza tym, że na boisku potrafi dokonywać cudów? On sam na pewno nie ułatwia nam zadania. Nie jest Xavim, który o piłce mówi niemal równie pięknie, jak w nią grą. W wywiadach stricte futbolowych wypada raczej blado, nie potrafi dokonać autodefinicji, z trudem ubiera w słowa to, co wyczynia na boisku. Brakuje zarówno pogłębionej refleksji, jak i zajęcia określonego stanowiska w sprawie sporów dotyczących jego osoby.

Nie jest również Gerardem Pique, który dość ochoczo zaprasza media do swojego świata, popisując się przy tym dystansem do siebie i swego rodzaju błyskotliwością. Messi o życiu prywatnym mówi niechętnie, z reguły odmawia wywiadów na ten temat, wyjątki robiąc jedynie sporadycznie. To już nie ten chłopak, który w 2006 roku, gdy dziennikarz podstawił mu dyktafon, krzyczał z radości, bo właśnie zdał prawo jazdy.

Często wspomina o spokoju. Ciężko się dziwić, bez niego niełatwo byłoby zwariować w obliczu skali popularności, która go dotyczy. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że to w jego przypadku słowo-klucz. Zapewne nie jedyny, ale jeden z kilku, który umożliwia otworzenie drzwi do jego świata. Ciągle szuka spokoju. Odnajduje przede wszystkim dzięki dziecku i partnerce, która – jak przyznaje – nie lubi futbolu. Odskocznia. Do tego rytualizuje codzienne czynności. Na przykład swoją drogę do ośrodka treningowego Barcelony. Zawsze jeździ tą samą trasą, ułatwiając przy okazji życie fanom, którzy liczą, że zobaczą go przynajmniej przez szybę samochodu. Jadąc za nim jedną z jednokierunkowych ulic Barcelony, zapewne zmusiłby was do użycia klaksonu. Jedzie powoli, to go uspokaja. Picie yerby – kolejny rytuał, który mu towarzyszy. W Barcelonie jest spora grupka wielbicieli tego napoju rodem z Ameryki Południowej. Panowie spotykają się godzinę przed treningiem, spożywanie yerby ma charakter towarzyski. Podobnie jak gra Play Station, nietrudno zgadnąć, w jaką grę. Ulubiony partner? Ronaldinho, którego Messi nazywał starszym bratem.

No właśnie, przyjaciele. Wąskie, sprawdzone grono, do którego nieczęsto dopuszczani są nowi ludzie. Nieprzypadkowo w Barcelonie tyle czasu spędził Jose Manuel Pinto, rezerwowy bramkarz, którego przydatność do zespołu z czasem stała się dość wątpliwa. Ale Messi nalegał na dodatkowy rok umowy… Obecnie znów zabrał głos, tym razem w sprawie Daniego Alvesa. Komunikat jest prosty: nie wyobrażam sobie drużyny bez Daniego. Działacze muszą wziąć go pod uwagę, choć sprawa Fabregasa, z którym Leo spędza zazwyczaj wakacje, pokazuje, że nie ma pełnego podporządkowania pod dyrektywy króla. Nie zmienia to jednak faktu, że władze są gotowe na wiele, by Messi mógł być spokojny. Ludziom, którzy próbują z tego uczynić zarzut, odpowiedział swego czasu Xavi: gdy Messi jest szczęśliwy, szczęśliwa jest Barcelona.

***

Ciężko dokładnie powiedzieć, co zadecydowało o tej metamorfozie. Wielu twierdzi, że to po prostu zmiana cyklu, rzecz poniekąd naturalna w futbolu. Inni, że kluczowa była szczera rozmowa Lucho z Leo, podczas której obaj panowie chwycili za szpadle i tylko w sobie wiadomym miejscu zakopali topór wojenny. A może mediacja trójki kapitanów – Xaviego, Iniesty i Busquetsa – była jeszcze ważniejsza, bo w ogóle umożliwiła dialog? Przyczyn szukać możemy dalej np. w eksplozji formy Luisa Suareza, który ostatecznie okazał się tak długo poszukiwaną „idealną dziewiątką” dla Messiego. Wpływ poszczególnych czynników jest oczywiście nie do zmierzenia, zostańmy więc przy ich wypadkowej.

A przejdźmy do skutków. To prawdopodobnie najlepszy Messi w historii. Nie pod względem liczb, rekordowy rok 2012, w którym Argentyńczyk strzelił niemal sto bramek, więcej niż większość drużyn wspólnymi siłami, będzie ciężki do powtórzenia. Ale odzyskał bożą iskrę, dzięki której na półce mógł postawić cztery Złote Piłki. Kiedy Guardiola zmieniał mu pozycję, dużo mówiło się o tym, że gra na skrzydle go ogranicza. Dziś, gdy powrócił w to miejsce, stwierdzenie to wydaje się kompletnie abstrakcyjne. Messi najzwyczajniej w świecie dojrzał jako piłkarz.

Potrafi grać finały. Jako piłkarz Barcelony wygrał aż czternaście z osiemnastu, w których brał udział. W dwudziestu dwóch spotkaniach (finał Superpucharu Hiszpanii to dwumecz) tej rangi zdobył dwadzieścia bramek i zanotował cztery asysty. Tak, Messi kocha finały. Mówi, że nie ma w piłce nic ważniejszego od bycia częścią mistrzowskiej drużyny i podnoszenia do góry trofeów. Miłość do tych rozstrzygających dziewięćdziesięciu minut nie jest jednak tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. Przecież to właśnie on, jako gość, który przez cały sezon, przez tysiące minut udowodnia, że blisko mu do miana kosmity, kładzie wtedy na szali najwięcej. Przegrana, słabszy mecz siłą rzeczy umniejszają jego wcześniejsze osiągnięcia. Zdarzyć się może również, że trafi w cień przypadkowego bohatera jednego meczu.

Damy sobie rękę uciąć, że nie rozważa tego w tych kategoriach. I również dzięki temu – a może nawet przede wszystkim dlatego – dziś tysiące zapowiedzi, setki analiz i dziesiątki scenariuszy sprowadzić można do jednego krótkiego pytania: czy Juve uda się zatrzymać Messiego?

MATEUSZ ROKUSZEWSKI


Najnowsze

Ekstraklasa

Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]
Polecane

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
1
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Komentarze

0 komentarzy

Loading...