Reklama

Koźmiński atakuje – nazywanie Berga trenerem to gruba przesada

redakcja

Autor:redakcja

29 maja 2015, 10:57 • 3 min czytania 0 komentarzy

Całego tygodnia potrzebował Zbigniew Koźmiński, by odnieść się do wydarzeń z meczu Legii z Jagiellonią. Myślał więc siedem dni i w końcu wymyślił – ma łamach katowickiego Sportu oświadczył, że nazywanie Henninga Berga „trenerem” to gruba przesada. A zaraz potem dodał, że uczciwość i sprawiedliwe oceny są Norwegowi zupełnie obce. Dlaczego? Berg na pomeczowej konferencji miał czelność powiedzieć, że decyzja o odgwizdaniu rzutu karnego dla Legii była prawidłowa.

Koźmiński atakuje – nazywanie Berga trenerem to gruba przesada

Koźmiński następnie załamuje ręce:

Jak teraz Michał Probierz ma tłumaczyć swoim młodym podopiecznym zasady zawodu, w który wchodzą? Zostawili przecież na boisku serce i zdrowie; byli wspaniale do potyczki przy Łazienkowskiej przygotowani; walczyli z wiarą, że grają o mistrzostwo kraju. I nagle jeden na czarno ubrany typ zabrał im nadzieje i złudzenia, przekazując za pomocą gwizdka: „Nie dla was zaszczyty zarezerwowane dla wielkich”. Zrobił to zresztą nie po raz pierwszy – żeby przypomnieć półfinałowy rewanż w Pucharze Polski. Podobną decyzją skrzywdził wtedy ambitnych chłopców ze Stargardu Szczecińskiego.

Nie ukrywamy, że nie zawsze podobają nam się wypowiedzi Henninga Berga i często Norweg sam się wystawia. Nie jest też żadną tajemnicą, że nie darzymy wielkim szacunkiem pracy sędziego Gila. Jakkolwiek patrzeć, Koźmiński upatrzył sobie dwa łatwe cele i – co w tej sytuacji najdziwniejsze – dwukrotnie chybił. A to naprawdę nie lada sztuka.

Przede wszystkim obydwie sytuacje w końcówce meczu Legii z Jagiellonią były stykowe i – nie lubimy tego stwierdzenia – sędzia jest w stanie wybronić się z podjętych decyzji. Co ważne, gdyby zagwizdał odwrotnie, czyli dał karnego Jadze, a gospodarzom nie, moglibyśmy napisać to samo. Według nas największym błędem arbitra była niekonsekwencja. Skoro gwizdał po aptekarsku i dopatrzył się w zagraniu ręką przez Popchadze celowości, to powinien też zakwalifikować delikatne trafienie Bereszyńskiego w nogi przeciwnika jako faul. Innymi słowy, dwa karne albo – co byłoby optymalnym rozwiązaniem – żaden.

Reklama

Po meczu obaj trenerzy zdradzali objawy syndromu oblężonej twierdzy. Probierz czuł się atakowany przez arbitrów i – siłą rzeczy – futbolowe władze, a Berg przez opinię publiczną. Obaj bronili więc interesów swoich drużyn i obaj oceniali subiektywnie. Probierz powiedział, że karny powinien być podyktowany tylko dla Jagiellonii, a Berg odwrotnie, że tylko dla Legii. Czyli obydwaj trenerzy zrobili dokładnie to samo i w takim samym stopniu pomylili się, co mówili prawdę.

Stąd nie rozumiemy, dlaczego Berg to nie-trener, któremu brakuje uczciwości, a Probierz to pokrzywdzony nauczyciel, który z poświęceniem tłumaczy młodym adeptom zasady zawodu. Pomeczowa konferencja idealnie pokazała, jak mało różni obydwu szkoleniowców. I że pod wpływem emocji i naporu z zewnątrz zachowują się tak samo i bez względu na wszystko bronią swojej drużyny.

Inna kwestia to strzelanie do sędziego Gila akurat po meczu Legii z Jagą, jak i po rewanżu półfinału Pucharu Polski w Poznaniu. Tym bardziej, że Koźmiński zarzuca arbitrowi nie tylko nieudolność, ale pisze też, że powinni się nim zainteresować specjaliści z Wrocławia. Problem w tym, że – jak już wspominaliśmy – akurat z decyzji z meczu ligowego Gil da radę się wybronić. Natomiast w starciu Lecha z Błękitnymi faktycznie był beznadziejny, ale akurat przy czerwonej kartce się nie pomylił, a wcześniej chociażby nie uznał prawidłowego gola dla Lecha. Czyli było odwrotnie niż napisał Koźmiński – Gil nie skrzywdził ambitnych chłopców ze Stargardu, ale tych bardziej sytych z Poznania.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...