Znacie tę historię doskonale. PFK Sewastopol. Tawrija Symferopol. Na Krymie “w zamierzchłych czasach” przed zielonymi ludzikami i tym podobnymi zmianami politycznymi występowało kilka normalnych, ukraińskich klubów sportowych. Nie były to żadne mocarstwa pokroju Szachtara czy Dynama Kijów, ale w ten czy inny sposób zapisały się w krótkiej historii Prjemier Lihi – by nie szukać daleko, Tawrija była pierwszym mistrzem niepodległej Ukrainy.
W normalnych okolicznościach pewnie oba kopałyby się gdzieś między pierwszą i drugą ukraińską ligą, nie wybijając się ponad przeciętność, ale stanowiąc stały element krymskiego krajobrazu. Na Ukrainie jednak termin “normalne okoliczności” został już dawno zapomniany. Gdy tylko Krym stał się “terytorium spornym” – zarówno PFK, jak i Tawrija oraz szereg mniejszych klubów z tamtego rejonu zaczęły ustawiać się bokiem. Pisaliśmy o tym w marcu ubiegłego roku – konkretnie W TYM MIEJSCU. W wypowiedziach działaczy dało się wyczuć: pójdziemy tam, gdzie nam każą.
– Jeśli Krym stanie się częścią Rosji, muszą temu towarzyszyć pewne decyzje sportowe. Nie chcemy grać w drugiej lidze rosyjskiej. Tawrija to pierwszy mistrz niezależnej Ukrainy, klub z wielkimi tradycjami. Mamy nadzieję tylko na jedną decyzję – przeniesienie do najwyższej rosyjskiej klasy rozgrywkowej – komentował wówczas prezes Tawriji, Aleksander Boican. Oczywiście ciągle zapewniając, że dopóki Symferopol będzie częścią Ukrainy – Tawrija będzie częścią ligi ukraińskiej.
Co stało się dalej? Tak jak i cały Krym, tak i jego kluby zostały zaanektowane. Dosłownie. Ukraińskich piłkarzy i działaczy zastąpili ci rosyjscy. “Odświeżeniu” uległy wszystkie klubowe emblematy, barwy i naturalnie trybuny. Rosjanie z wielką pompą zorganizowali otwarcie sezonu na Krymie – 20 sierpnia 2014 roku Tawrija Symferopol Krym i FC Sewastopol zmierzyły się w ramach drugiej ligi rosyjskiej, czyli trzeciego szczebla rozgrywkowego. Derby Krymu…
Na trybunach oczywiście wielka fiesta, występy orkiestry, mnóstwo rosyjskich flag. Od-zawsze-rosyjski Krym świętuje powrót do ukochanej ligi rosyjskiej.
Ukraińcom pozostało zgrzytanie zębami – w końcu walka trwała już w Doniecku, jakiekolwiek działania w celu odebrania Rosji Krymu nie były (i wciąż nie są) możliwe. Była jednak furtka, która umożliwiła przerwanie systematycznego upokarzania Ukrainy przez grę jej klubów w rosyjskiej lidze. Skarga do UEFA. Ta zaś – po dość ślamazarnym śledztwie – zakazała wszelkim zespołom z Krymu gry dla Rosji, przynajmniej do momentu unormowania sytuacji. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Na takie rozwiązanie nie zgodzili się jednak na Krymie. Wrócić do ligi ukraińskiej? Jak? Jeżdżąc z Krymu na mecze wyjazdowe do Kijowa? W momencie, gdy w klubie grają i pracują niemal wyłącznie Rosjanie? A z drugiej strony – na żadne oficjalne mecze w lidze rosyjskiej pod groźbą surowych kar nie pozwala UEFA. Co dalej? Jak żyć?
UEFA odpowiedziała w sposób… dość specyficzny. Otóż – jak podał New York Times – UEFA pragnie utworzyć autonomiczną, niezależną, podlegającą bezpośrednio europejskiej federacji… Ligę Krymu. Miałoby w niej występować osiem drużyn, sezon mógłby się rozpocząć już w końcówce sierpnia. Informacje prosto z klubów z Krymu potwierdziły amerykańskim mediom źródła w samej organizacji. – W końcu nie chcemy zabić futbolu na Krymie – zapewnia w rozmowie z NYT Franciszek Laurinec, oddelegowany do problemów z Krymem przez UEFA.
Ani rosyjski, ani ukraiński, pod tymczasową kuratelą europejskiej organizacji. Czyżby futbol wyprzedził polityków? Na razie trzeba pochwalić UEFA za coś, czego nie ma FIFA. Elementarną przyzwoitość, która wymusza jakiekolwiek ruchy, zamiast przymykania oczu. Co prawda UEFA nie opowiada się po żadnej ze stron, ale reaguje na problem.
Czy FIFA będzie w stanie pójść tą drogą w kwestii nadchodzących Mistrzostw Świata w Rosji oraz w Katarze? Obawiamy się, że nie. A na pewno nie pod rządami Seppa Blattera…
Jest jeszcze druga strona medalu. Na ile uda się osiągnąć niezależność na terenach okupowanych przez Rosję. Bo że mecze Tawriji i innych klubów z pewnością przyciągną rosyjskich kibiców z flagami tego kraju – tego możemy być pewni.