Reklama

Kochani, dość złudzeń. Czas wracać do Ekstraklasy

redakcja

Autor:redakcja

25 maja 2015, 18:05 • 5 min czytania 0 komentarzy

Nie ma reguły. Czasem jedziesz na wariata, odpalasz, a chwilę później okazuje się, że jesteś gwiazdą reprezentacji i solidnej zagranicznej drużyny. Czasem jedziesz, odpalasz, a chwilę później siadasz na ławce Bytovii Bytów, albo występujesz w trzecioligowych rezerwach Legii. Nasi stranieri. Kochani piłkarze eksportowani poza granicę naszego kraju, którzy mieli dość odwagi, by ruszyć na podbój świata. Jedni się przebili, drudzy… Powinni szykować do powrotu. Zajmijmy się tą drugą grupą, której – naszym zdaniem – menedżerowie powinni szykować bilety do Gdańska, Warszawy, Poznania czy Krakowa.

Kochani, dość złudzeń. Czas wracać do Ekstraklasy

1. Rafał Wolski

Złudzenia trwały dość długo. Najpierw Fiorentina – wiadomo. Silny klub, bardzo silni rywale do miejsca w składzie, wreszcie i silna liga, w której przebić się jest niesłychanie trudno. Musimy dodawać, że dla takiego chucherka jak Wolski pojedynki – by daleko nie szukać – z Glikiem nie były najlepszym pomysłem? Potem było Bari. Niby poprzeczka o wiele, wiele niżej, ale szybko okazało się, że klub potrzebuje Wolskiego mniej więcej tak, jak sprzedawca w monopolowym potrzebuje zapalenia płuc. Zły trener, zły system gry (taki, w którym rolę rozgrywającego pełni stoper napieprzający lagi na skrzydłowych i napastników), źli koledzy i klimat. Nie ukrywamy – wydawało nam się, że tym razem Wolski po prostu wdepnął w bagno, przeszedł do klubu, do którego zwyczajnie nie pasował. Zdarza się, odkuje się w kolejnym.

Wreszcie przyszedł jednak czas na Mechelen i okazało się, że to nie Fiorentina była za mocna, nie Bari było zbyt drewniane i drwalowate, ale po prostu Wolski nie przypomina już błyskotliwego chłopaka z Legii. To znaczy: coś się u gościa bardzo konkretnie zepsuło. W Belgii zagrał 212 minut, a do składu nie wskoczył na stałe nawet po meczu, w którym strzelił dwa gole w pół godziny.

Krótko: Rafał, wracaj. Dość złudzeń, że uda się z Belgii wyskoczyć gdzieś wyżej. Do dużej piłki… Wróć. Do jakiejkolwiek piłki masz zdecydowanie bliżej z Polski niż z Beneluksu.

Reklama

2. Mateusz Klich

A już było prawie dobrze, co? PEC Zwolle, niby nic wielkiego, ale jest pewny plac w przyzwoitej lidze, wpadają bramki, jest trochę asyst. No i luz w grze, w końcu gdzie nabrać odwagi do podejmowania nieoczywistych decyzji i rozgrywania w nieszablonowy sposób, jeśli nie w Holandii?

Dziewięćdziesiąt minut w wygranym meczu o finał Pucharu Holandii, w dodatku wygranym 5:1, przeciw wielkiemu Ajaksowi Amsterdam. To było jakieś trzynaście miesięcy temu. Od tego czasu Klich poszwędał się trochę po zespole rezerw Wolfsburga, potem zagrał trochę ponad dwieście minut w Kaiserslautern, by wreszcie i tam spaść do rezerw.

Nie ma co się tutaj szczególnie rozwodzić, ani przywoływać bilansu w niemieckich klubach. Klich powinien jak najszybciej zwijać mandżur i wracać: albo do Holandii, w której szło mu naprawdę przyzwoicie, albo do Polski. Hamalainen wiecznie grać nie będzie.

3. Waldemar Sobota

Dwadzieścia osiem lat na karku, kasa po pobycie w Belgii i teraz krótkim epizodzie w Sankt Pauli raczej sie zgadza. Czas zacząć spełniać marzenia, a – wybaczcie – nie wierzymy, by jednym z nich była walka o utrzymanie w klubie bardzo barwnym, ale jednak słabym. Udało się utrzymać 2. Bundesligę, ale w ostatnich spotkaniach Sobota grał ogony.

Reklama

Bardzo, bardzo dynamiczny zjazd, z różnych przyczyn. Od Brugge, w barwach którego Sobota grał w tegorocznej Lidze Europy, do Sankt Pauli, które bardzo oszczędnie korzystało z jego umiejętności w batalii o utrzymanie klubu na drugim niemieckim poziomie rozgrywkowym.

Jeśli to nie jest dobry moment, by odwrócić trend i przełamać się w którymś z polskich klubów, to my już nie wiemy, kiedy taki nastąpi. Jasne, można jeszcze wrócić do Belgii i wierzyć, że karta się odwróci, ale naszym zdaniem – Ekstraklasa to zdecydowanie lepszy wybór.

4. Michał Chrapek

Pamiętacie go jeszcze? Ha, gość gra w Catanii! Powiemy szczerze, trochę wyparliśmy z pamięci fakt, że facet, który wcale nie był najmocniejszym ogniwem Wisły, nagle wyleciał gdzieś do Włoch. W sumie dość młody, całkiem perspektywiczny, wszechstronny. Wydawało się, że Serie B to niezły przyczółek, z którego potem można ruszyć na atak nieco ambitniejszych celów. W dodatku Chrapek miał coś, czego niestety nie miał Wolski. Przyzwoite wejście do składu i kilka niezłych szans na przebicie się na stałe do składu ligowego średniaka. W pierwszych czterech meczach – trzy razy w pierwszym garniturze. Potem na dłuższy moment słuch po nim zaginął, ale w grudniu znów zagrał trzy kolejne mecze w pierwszym składzie, w dodatku notując w tym miesiącu gola i dwie asysty.

Na tym jednak koniec. W połowie stycznia po odcierpieniu kary za czerwoną kartkę wybiegł jeszcze w wyjściowej jedenastce na mecz z Lanciano, po czym zaległ na dobre – a to na ławce, a to na trybunach Catanii. Od tego momentu zagrał łącznie 173 minuty. W pierwszym składzie pojawił się tylko raz, w marcu, a obecnie pewnie zastanawia się – co poszło nie tak.

Naszym zdaniem do takich przemyśleń lepiej nadaje się sympatyczne lokum w kraju z grą dla polskiego klubu włącznie. Oczywiście, nie skreślamy Chrapka, który przecież spokojnie może się odbić, albo znaleźć zatrudnienie na przykład w którymś z beniaminków Serie B. Na dziś jednak – sugerowalibyśmy nie podążąć drogą Wolskiego, który w Mechelen stracił kolejne kilka miesięcy, ale od razu ładować się w samolot do kraju. 23 lata to jeszcze nie tak dużo, możliwe, że do wymarzonego zagranicznego, solidnego klubu bliżej będzie z Wisły, Legii czy Lecha, niż z Catanii…

Aha, są jeszcze tacy, którzy złudzeń już nie mają. Na przykład Cywka albo Majewski, którzy chyba niedługo będą musieli – jak to ujął Radek – zredukować do dwójki…

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...