„Zawodnicy pokazali jak bardzo chcą dla mnie pracować” – ogłosił Dariusz Kubicki, jak tylko udało mu się zdobyć pierwsze punkty dla Podbeskidzia. Dziś lepiej, by w tym kontekście całkiem zamilknął i prezesa Boreckiego nie drażnił. Jeśli ktoś coś tym razem w Bielsku pokazał, to głównie Zieńczuk – że ciągle potrafi dorzucić dobrą piłkę.
Jeśli jeszcze parę razy obejrzymy w tym sezonie takie męczarnie, jak w pierwszej połowie starcia Podbeskidzia i Ruchu, naprawdę będziemy postulować o korektę reformy. Roboczo: podział po 30 kolejkach na grupę mistrzowską i tych, którzy od razu mogą się rozjechać do domu. Albo lepiej – na jakieś kółko wyrównawcze, byle się czegoś nauczyli i nie pokazywali w okolicach stadionów.
Jeśli zwykle naszym ligowcom problem sprawia wymiana trzech podań, tak tym razem ci z Chorzowa i Bielska postanowili się zatrzymać na dwóch. Podbeskidzie miało jedną okazję, którą normalny napastnik pewnie by wykorzystał, ale niestety – nie Śpiączka, on nawet dobrze nie przyjął. Po stronie Ruchu najgroźniejszą sytuacją okazał się strzał, który był de facto dośrodkowaniem. Chwilami chorzowianie rozgrywali piłkę tak niemrawo, że gotowi byliśmy pomyśleć, że przewaga dwóch punktów nad strefą spadkową uspokoiła ich do tego stopnia, że grają z Podbeskidzią na remis.
Podkreślamy jeszcze raz – to wszystko do 45. minuty.
Tuż po przerwie nagła odmiana. Od razu drogę do bramki odnalazł Rafał Grodzicki, dla którego to dopiero szósty gol w Ekstraklasie i w ciemno ryzykujemy – najładniejszy. Agresywne wejście na bliższy słupek i bomba z główki, przy zerowej reakcji rywali, bez krycia.
Doprawdy nie potrafimy czasem zrozumieć, co takiego dzieje się w głowach piłkarzy, że sekundę po golu zaczynają biegać, strzelać, odbierać, wrzucać, skoro wcześniej – w tym samym składzie, na tym samym boisku i z tym samym rywalem – przez 50 minut łażą po boisku jak ostatni gamonie. Ruch już po chwili prowadził 2:0. Trzeba przyznać, nie tracił energii na niepotrzebne strzały – dwie próby, dwa gole. Komentujący ten mecz Kamil Kosowski mawia, że czasem aż chciałby jeszcze raz wyjść na boisko i pokazać niektórym np. jak się dośrodkowuje, ale Markowi Zieńczukowi zdecydowanie nie musi. „Zieniu ostatnio często zaczynał mecze na ławce, ale nogę ciągle ma ułożoną – zapisujemy mu współudział przy obu golach.
Kubicki po remisie z Zawiszą i wygranej z Bełchatowem notuje pierwszą porażkę. Zasłużoną – Podbeskidzie było absolutnie żałosne. Piłkarze bynajmniej nie wyglądali, jakby chcieli dla kogokolwiek pracować.