Reklama

W Kielcach też śmierdzi spadkiem. Tym razem w roli głównej Leandro.

redakcja

Autor:redakcja

19 maja 2015, 19:13 • 2 min czytania 0 komentarzy

Byłaby to jakaś niesprawiedliwość dziejowa. Byłoby to do pewnego stopnia nie fair, gdyby Korona Kielce, która w naszej niewydrukowanej tabeli uplasowała się w górnej ósemce, ostatecznie pożegnała się z ligą. Byłoby to nieuczciwe, ale to wcale nie jest już science fiction. Przynajmniej patrząc na ostatnie kolejki, z zespołem Tarasiewicza dzieje się coś niedobrego. Z drużyny, na którą patrzyło się z przyjemnością – której grę ciągnęli Kapo z Carlosem – znów oglądamy obrazki jak z początku sezonu. I wręcz jest coraz gorzej. Bo na co może liczyć zespół, który u siebie dostaje trzy sztuki od Łęcznej i nie zdobywa ani punktu?

W Kielcach też śmierdzi spadkiem. Tym razem w roli głównej Leandro.

Korona się sypie. Dwie kolejki temu zmiażdżył ją Ruch, w weekend Zawisza do spółki z Klemenzem, a teraz Górnik ramię w ramię z Leandro. Tym razem to Brazylijczyk wcielił się w rolę tzw. „Ouattary”. Dopóki zdrowy był Dejmek, nikt nie musiał się w nią wcielać, ale po tym, jak Czech rozwalił kolano, a Golański naderwał mięsień – wysypała się cała defensywa. I trzeba łatać. A to Fertovsem na prawej, a to Klemenzem lub Sylwestrzakiem na środku… O stabilizacji nikt już w Kielcach nie pamięta, czego efektem takie sytuacje, jak…

a) 0:1 – prosta wrzutka od Nikitovicia. Leandro przytula Hasaniego i tylko robi wielkie oczy, widząc piłkę w bramce po strzale Albańczyka.

b) 0:2 – Sasin wjeżdża prawą stroną, Fertovs robi tzw. „Vrdoljaka” (fachowe określenie rezygnacji z pressingu), a Nikitović – kompletnie opuszczony przez Leandro wbija z bliska

c) 1:3 – klasyczna kontra. Nie ma nikogo. Wykańcza na raty Cernych.

Reklama

Plus kilka innych akcji, które wybronił Cerniauskas, bo sami obrońcy nie zatrzymaliby nawet autobusu podjeżdżającego na przystanek. Tym bardziej przy tak dysponowanym Górniku, który wyglądał lepiej motorycznie, piłkarsko, wolicjonalnie… Dziś – co widać nawet po notach – wszyscy zagrali naprawdę porządnie. Hasani zapisał gola i kluczowe podanie, Nikitović trafienie i asystę, Cernych w końcu wrócił na właściwe tory, a i Bonin – jak to Bonin – zakładał jedną siatkę za drugą. Do tego świetnie dysponowany Prusak, pewna obrona – to wszystko wystarczyło, by zmiażdżyć Koronę, która odgryzła się jedynie efektownym trafieniem Kiełba z centry Leandro.

Znów dostaliśmy też potwierdzenie, że jakiekolwiek typowanie spadkowiczów nie ma w tej lidze sensu. Do niedawna faworytem był Zawisza, potem zluzowała go Cracovia z Łęczną, w końcu peleton zaczął gubić Bełchatów, a teraz do tej grupki coraz śmielej dołącza Korona. Smród pierwszej ligi rozchodzi się po całym dole tabeli.

3X0f27E

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...