Kilka lat temu w Milanie potraktowano go datowaniem radiowęglowym i stwierdzono, że jest za stary. Że nie będzie z niego pożytku, że w najlepszym przypadku zacznie potykać się o własne nogi, a w najgorszym zejdzie na zawał. Massimiliano Allegri wolał stawiać na innych weteranów – Marka van Bommela i Massimo Ambrosiniego. A Andrei Pirlo na twarz rzucili roczny kontrakt. Uniósł się honorem, odszedł i wtedy, mając 32 lata, otworzył nowy rozdział. Przejście do Juventusu okazało się przejściem ze średniowiecza w renesans. Dziś stuknęło mu już 36.
– Ej, ty, młody. Podejdź tu na momencik. Jak się nazywasz?
– Andrea Pirlo, proszę pana.
– Ile masz lat?
– Za kilka dni skończę sześć, proszę pana.
– Naprawdę? A od kiedy grasz w piłkę?
– Od zawsze, proszę pana.
Mniej więcej tak przebiegała jego pierwsza rozmowa z łowcą talentów w Brescii, który wyhaczył go na jednym z boisk dokładnie trzydzieści lat temu. Wiele lat później ten sam człowiek ogląda z trybun mecz Włochów z Anglikami na Euro 2012. I pamiętny karny Pirlo strzelony “Panenką”. Do tamtej pory ludzie trochę o nim zapomnieli. Końcówkę w Milanie miał przecież wyjątkowo słabą. Dopiero Antonio Conte mu zaufał i posadził tam, gdzie czuje się najlepiej, czyli za sterami skomplikowanego pojazdu, jakim był Juventus. Wręczył mu czapkę kapitańską, a tam Pirlo – chociaż cichy i pokornego serca – spisał się jak generał, rozdzielając piłki i perfekcyjnie operując w środku pola.
Mistrzostwo Włoch, dwanaście asyst, trzy bramki. Dorobek po pierwszym sezonie w Juventusie. Zemsta była wyjątkowo słodka. Tym bardziej, że w Milanie chciał zostać. Czekał tylko na odpowiednią propozycję, ale został potraktowany jak śmieć. – Pieniądze nie grały roli. Allegri mnie nie chciał, nie potrzebował zawodnika o mojej charakterystyce, więc powiedziałem “nie, dziękuję” i odszedłem do Juventusu, który dał mi nowy impuls.
– Parę razy w życiu faktycznie się upiłem. Na tyle solidnie, by prawie zacząć myśleć o ekshumacji szalika Interu albo pióra z grawerem Milanu, by stanąć przed lustrem i widzieć w sobie wysokiego blondyna o niebieskich oczach. Zazwyczaj najlepszym momentem na przekraczanie granic jest ten poprzedzony odniesiony sukcesami. Porażki nie zasługują na toasty, ani na to, by opijać je w towarzystwie przyjaciół. Osobiście bardziej przytomny jestem, kiedy coś pójdzie nie tak. Kiedy przegrywasz masz czas na myślenie i refleksje. Kiedy wygrasz, pierwszeństwo ma pijacka czkawka – pisał w swojej książce.
Rzeczywiście, jedną sytuację nagrano. Festa po mistrzostwie Juventusu. A mogłoby się wydawać, że pijany Pirlo to oksymoron. Dziś też pewnie będzie grubo.
Kiedyś Allegri pośrednio go odpalił, teraz doprowadził do finału Ligi Mistrzów. Ten mecz będzie prawdopodobnie ostatnim Pirlo w barwach Juventusu. Zapowiedział, że po jego zakończeniu, cokolwiek by się nie działo, odejdzie do finansowego raju. W grę wchodzi MLS, ale najbardziej prawdopodobnym kierunkiem jest Katar. Także śpieszmy się go oglądać, bo już niedługo nie będzie to takie proste.