Reklama

Dzieciaki na murawie Narodowego. Puchar Tymbarku

redakcja

Autor:redakcja

01 maja 2015, 23:33 • 7 min czytania 0 komentarzy

Wybiegnięcie na murawę Stadionu Narodowego dla polskiego piłkarza jest czymś wyjątkowym. Jakimś wyznacznikiem, małym Olimpem. Przejeżdżasz na drugą stronę Wisły, wysiadasz z autobusu i widzisz charakterystyczną biało-czerwoną fasadę. To znaczy, że osiągnąłeś coś wielkiego. Czy jest to finał Pucharu Polski, czy Superpuchar, czy… finał organizowanego przez PZPN i Tymbark turnieju “Z podwórka na stadion”. Największego piłkarskiego turnieju dla dzieciaków w Europie, któremu postanowiliśmy przyjrzeć się z bliska.

– Jesteście Weszło. Wiem, że lubicie wbijać szpile, ale to wychwalajcie. Bo jeszcze ktoś w Tymbarku się zdenerwuje i będzie koniec. Polacy to malkontenci z natury, lubimy ponarzekać, ale czepianie się tego turnieju kompletnie mija się z celem – mówi nam na dzień dobry jeden z trenerów.

Dzieciaki na murawie Narodowego. Puchar Tymbarku

Od początku jesteśmy zmuszeni wsłuchiwać się w melodyjne morze niemal samych pochlebnych opinii. Największa tego typu impreza w Europie, przez którą w tej edycji przewinęło się ponad 270 tys. dzieci. Liczba monstrualna. Słyszeliśmy o znakomitej organizacji, słuszności idei i tym, że podobny turniej wytrąca wyłącznie najczystszą formę emocji. Nieskalaną pieniędzmi i przesadną komercją. Laurki robiono wszystkim, od Zbigniewa Bońka, po spikera. Ciekawe, że to, co mówili trenerzy, rodzice, ale też i same dzieciaki, niemal w stu procentach pokrywa się z informacją prasową od organizatora, która wylądowała na naszej skrzynce mailowej. Niemal, bo są też elementy wymagające dopracowania, ale mówiąc o nich, ludzie zniżają ton. I w kółko powtarzają: “tylko nie piszcie nic złego”.

Pierwsze co rzuciło nam się w oczy, siedząc przed telewizorem, jeszcze przed przyglądaniem się turniejowi z bliska, była promocja. – Mamy świadomość, że jest jeszcze sporo dzieci, które interesują się piłką, a jeszcze nie wzięli udziału w naszym turnieju. Poprzez działania komunikacyjne chcemy pokazać jakich dostarcza on emocji i wrażeń. Nie podstawiliśmy aktorów. W reklamach grają realne osoby – tłumaczy przedstawiciel firmy Tymbark, Daniel Karaś.

Słówko o organizacji. W turnieju mogą brać udział szkoły, uczniowskie kluby sportowe i wojewódzkie Akademie Młodych Orłów, działające pod flagą PZPN. Przynajmniej z założenia, ale o tym później. Rywalizacja zaczyna się od szczebla gminnego. Zwycięzcy przechodzą do finałów powiatowych, potem wojewódzkich. Na końcu cztery najlepsze drużyny z każdego województwa dziewczynek i chłopców z kategorii U-10 i U-12 (rywalizacja w kategorii U-8 kończy się na szczeblu wojewódzkim), przyjeżdżają na turniej finałowy do Warszawy.

Reklama

Ale zaraz, zaraz… Przejazdy, zakwaterowanie, wyżywienie? To wszystko kosztuje. Niemal całość bierze na siebie jednak organizator. – W eliminacjach powiatowych startujemy u siebie. Jedyna kwestia to załatwienie wolnego trenerowi w szkole, w której pracuje. Dojazd na finały wojewódzkie kosztował nas jakieś 250-300 złotych, a przyjazd do Warszawy zafundował nam Łódzki ZPN. Nie wypięli się na nas, nie powiedzieli “radźcie sobie sami” – opowiada Marek Lorenc, trener chłopaków ze Zduńskiej Woli, którzy w sobotę na Stadionie Narodowym zagrają o trzecie miejsce.

Po przyjeździe do Warszawy drużyny zostały zakwaterowane w hotelach. W tym roku były to Atos, Portos i Aramis, gdzie cena dobowego pobytu waha się między 100 a 200 zł. Śniadanie, drugie śniadanie, podwieczorek, obiad, kolacja – wszystko na koszt organizatora. Jeśli któryś z uczestników jest wegetarianinem, albo musi trzymać specjalną dietę – nie ma sprawy.  Uczestnicy nie muszą też tłuc się tramwajami. Na obiekty dowożą ich autokary. Nad każdą drużyną czuwa wolontariusz, pełniący rolę łącznika między uczestnikiem a organizatorem, będący cały czas do dyspozycji. Jedynym minusem, jakiego doszukuje się po głębszym namyśle, był brak zorganizowania noclegu dla przyjezdnych, mieszkających poza Warszawą.

Organizator chwali się, że celem nadrzędnym jest spełnianie marzeń. Brzmi wyjątkowo mdło, ale przykład dziewczynek z województwa lubelskiego, które w tamtym roku wygrały w kategorii do lat 12, pokazuje, że nie jest to czcze gadanie. Startowali od czternastu lat, rok w rok, od pierwszej edycji i w końcu wygrali. Co ciekawe, ich szkoła nie posiada nawet sali gimnastycznej.

Logiczne, że wśród ponad ćwierć miliona dzieci muszą znaleźć się przyszli kadrowicze i jednym z celów organizatora jest właśnie wyławianie piłkarskich perełek. Do tej pory chwalą się “wychowaniem” dwunastu reprezentantów różnych kategorii wiekowych. Wśród nich jest trójka, która w sobotę zagra w finale Pucharu Polski – Bartosz Bereszyński, Tomasz Kędziora i Marcin Kamiński. Jeśli dzieciak jest naprawdę dobry i będzie miał odrobinę szczęścia, to droga do reprezentacji czy klubu, może ulec znacznemu skróceniu. Turniejom wojewódzkim i ogólnopolskim z notesami w rękach przyglądają się skauci oraz selekcjonerzy reprezentacji młodzieżowych. Na finałach w Wielkopolsce niemal co roku pojawia się na przykład szef skautingu Lecha Poznań.

Warto podkreślić, że aż jedną trzecią uczestników tworzą dziewczynki, co znacząco popularyzuje piłkę kobiecą. Głównym źródłem inspiracji jest dla nich Paulina Dudek, która dziś gra w reprezentacji Polski. W 2007 roku wygrała Puchar Tymbarku, a kilka lat później poprowadziła naszą drużynę do złota na mistrzostwach Europy U-17, gdzie zdobyła kilka bramek, a w finale była kapitanem.

Reklama

Za dzieciaka chyba większość z nas chciała zasmakować piłkarskiego święta. Nie z trybun, z boiska. Kolejnym plusem jest naprawdę godna otoczka. W tym roku po boiskach Legii i Agrykoli ubrany w dres paradował prezes Zbigniew Boniek. Nagrody wręczały kolejne nieprzypadkowe postaci, chociażby Adam Nawałka, Tomasz Iwan, Tomasz Kłos, Janusz Basałaj, Roman Kosecki. Dzieciaki miały gigantyczną frajdę. Mogły zrobić sobie szybką fotkę, przybić piątkę, wziąć autograf. W turnieju finałowym właściwie nie ma przegranych. Wszyscy dostają puchary, pamiątkowe paczki, drużynowe zdjęcie z futbolową osobistością. Naprawdę, pełen wypas.

Wychodząc z założenia, że ideały nie istnieją i nie bylibyśmy do końca sobą, gdybyśmy nie doszukali się dziury w całym. Oprócz tego, że na bocznym stadionie Legii kibice musieli oglądać swoje dzieci na stojąco, zza siatek, a na Agrykoli nie było koszy na śmieci, pojawił się jeszcze jeden, poważniejszy problem. Okazuje się, że tkwi on w regulaminie, a raczej jego naginaniu. Jak pisaliśmy wcześniej, udział w turnieju mogą wziąć szkoły, uczniowskie kluby sportowe i Akademie Młodych Orłów. Gdyby swoje drużyny chciała wystawić – dajmy na to – Legia Warszawa, to nie ma do tego prawa. Teoretycznie. Dla pewności rzućmy okiem na fragment regulaminu.

1. W Turnieju mogą wziąć udział drużyny, które reprezentują następujące podmioty:
a. Szkoły Podstawowe
b. Uczniowskie Kluby Sportowe
c. Akademie Młodych Orłów z szesnastu miast wojewódzkich

Tymczasem w praktyce część drużyn to kluby. Jak chociażby Juventa Starachowice, która dotarła aż do turnieju finałowego. – W Tymbarku i PZPN nie do końca tego pilnują. Cztery lata temu wstawiliśmy do naszej nazwy przedrostek “u” – uczniowski – żeby móc startować. Regulamin wyraźnie mówi o UKS-ach, tymczasem gra na przykład WKS Zawisza Bydgoszcz albo MSS Puławiak Puławy. To są nazwy klubów, które wykluczają udział w turnieju. Powinni to dopracować, bo kiedyś się przejadą. Ktoś zrobi protest podczas rozgrywek finałów ogólnopolskich i zrobi się niezły kwas – mówi anonimowo jeden z trenerów.

Idąc tym tropem, swoje drużyny równie dobrze mogłyby wystawić najlepsze polskie kluby, a to z kolei mogłoby wypaczyć charakter całej zabawy.

Wprawne zmiksowanie oddechu wielkiej piłki z dziecięcą fantazją. Wielkie święto małych ludzi. Z jednej strony najważniejsze osoby polskiego futbolu, z drugiej setki, tysiące uczniów podstawówek, z których zdecydowana większość marzy o byciu jak Robert Lewandowski. – Niech pan zobaczy. Zajęli szesnaste miejsce i dostali taki wielki puchar. Dziecko podchodzi do matki i mówi: mamo, ja to wygrałem. Piękna sprawa – mówi jeden z trenerów.

Poza chochlikiem w regulaminie, nie ma się jednak do czego przyczepić. Choćby usilnie się tego pragnęło. Najlepszym dowodem są uśmiechy na twarzach dzieci oraz spokojna głowa rodziców i trenerów. Świetna idea, bardzo dobre wykonanie. Zaangażowany sponsor, który siedzi w tym biznesie już od dziewięciu lat. I sól, czyli tysiące, a może nawet setki tysięcy dzieciaków, walczących wyłącznie o dumę rodziców i uznanie trenera. Najbliższa okazja jutro, przed finałem Pucharu Polski, na Stadionie Narodowym. Najlepsi wrócą, by w nagrodę kibicować reprezentacji w eliminacyjnym meczu z Gruzją.

PIOTR BORKOWSKI


Najnowsze

Anglia

„Wystarczy psów dla wszystkich żółtków”. Gdy Szkocja wstydziła się za trenera

Szymon Janczyk
1
„Wystarczy psów dla wszystkich żółtków”. Gdy Szkocja wstydziła się za trenera
Polecane

Trenował Norwegów, pomoże naszym? „Polskie skoki weszły w trudny okres” [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Trenował Norwegów, pomoże naszym? „Polskie skoki weszły w trudny okres” [WYWIAD]
Piłka nożna

Trela: Gwiazdy spoza radarów. Najlepsi piłkarze, którzy nie grali w kadrach młodzieżowych

Michał Trela
1
Trela: Gwiazdy spoza radarów. Najlepsi piłkarze, którzy nie grali w kadrach młodzieżowych

Komentarze

0 komentarzy

Loading...