Reklama

Śląsk i Wisła stawiają pytanie: z czym się pchać do Europy?

redakcja

Autor:redakcja

29 kwietnia 2015, 22:22 • 3 min czytania 0 komentarzy

Półtorej godziny gry nie wystarczyło piłkarzom Wisły, by choć raz trafić w światło bramki. Nie to, że do siatki, ale chociaż w stojącego na środku bramkarza. W meczu o czwarte miejsce po sezonie zasadniczym górą po pięknym strzale Roberta Picha jest Śląsk, choć pozytywów było niewiele. Wisła była dziś mocno zdezorientowana, bo wyszła na boisko bez napastnika. Paweł Brożek – angina i odpadł, Mariusz Stępiński – ławka, Maciej Jankowski – miejsce w pomocy. Kto więc wyszedł na szpicy? Rafał Boguski. Wybaczcie, ale mierzyć w podium i atakować Boguskim to prawdziwa zbrodnia.

Śląsk i Wisła stawiają pytanie: z czym się pchać do Europy?

Atakować próbował więc najbardziej niezawodny w tym miesiącu człowiek z Krakowa. Wilde-Donald Guerrier. Już na samym początku meczu w niezłej sytuacji nie trafił w piłkę, a chwilę potem z zupełnie niezrozumiałych przyczyn kopnął pod nogi rywala. Zagrań, które potwierdzały, jak technicznie surowy to zawodnik, było więcej. My pamiętamy choćby taką: Guerrier zalicza odbiór pod własną bramką, biegnie kilkadziesiąt metrów i w naprawdę prostej sytuacji podaje strasznie niedokładnie. Wiecie, to jakby wziąć stempel, kartkę papieru i… postawić stempel obok kartki.

Dziki Donald był dziś naprawdę dziki, choć chęci i ambicji odmówić mu nie można. Radził sobie z Zielińskim bez większych problemów, co chwila wyskakiwał zza pleców obrońców Śląska ku ich wielkiemu zdziwieniu. I kiedy wydawało się, że tym właśnie sprytem Guerrier sporo ugra, w dogodnej sytuacji walił obok bramki. Najlepszą sytuację miał jeszcze przed przerwą, pudłując z szóstego metra.

Stilić nawet nie wiedział, kogo z przodu poszukiwać. Jankowski nie był pewien, jak się poruszać. Skrzydłowi też się pogubili, czy atakować samemu, czy szukać nieznanego gościa z przodu. Dlatego, przynajmniej przed przerwą, w ofensywie robili jak najmniej, oddając pole gry. Dopiero z rzutu wolnego potężnie załadował Dariusz Dudka, ale obił tylko poprzeczkę. Strzał i efekt identyczny, jak u Mateusza Machaj w sobotę z Lechem.

Tylko, że w Śląsku zamiast strzału Machaja była teraz bomba Roberta Picha. Buchalik frunął za piłką, ale musiałby jeszcze długo frunąć, by w ogóle jej sięgnąć. Cieszy nas piękna bramka Słowaka, bo osłodziła to nędzne widowisko. Tym bardziej, że i wrocławianie niewiele pokazali z przodu. Flavio jest przemęczony i zaczyna na ławce, a i na przemęczonego zaczyna chyba wyglądać Marco. Potwierdza się, że bracia Paixao wciąż nie są w stanie pociągnąć tego Śląska, mimo niedawnego 3:0 nad Lechią.

Reklama

Jak na mecz o czwarte miejsce, wyszła lipa. Jak na drużyny kręcące się wokół podium, aż strach pchać się do Europy. My ten mecz kończymy z niemożliwym do wymazania obrazkiem, kiedy Burliga otrzymuje piłkę niedaleko pola karnego, ma przed sobą rywala, chce dryblować, odwraca się więc do niego plecami i czeka aż tamten sfauluje. No to sfaulował…

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...