Nie ma awansu do Ligi Mistrzów, ale jest kasa jak za awans do Ligi Mistrzów. Niezwykły precedens stworzyła Borussia, która – uwaga, usiądźcie – ubezpieczyła się od braku awansu do Champions League! Tak jest, czy się stoi czy się leży gra z najlepszymi czy też nie, kasa będzie się w Dortmundzie zgadzać.
Jak dowiedzieli się dziennikarze Bloomberg, Alex Duff i Sarah Jones, a co potem potwierdziły niemieckie media, BVB po drugim mistrzostwie Niemiec zawarło tak wyjątkową umowę ubezpieczeniową, którą potem rokrocznie odnawiało. Obowiązana ona była szeregiem zapisów, na przykład gdyby Borussia straciła Kloppa bądź niektórych czołowych zawodników (jedne doniesienia mówią o trzech graczach na rok, inne o konkretnych nazwiskach), to wtedy rekompensata by się nie należała. Ale tego lata BVB zgarnie pulę – Klopp był, exodusu liderów nie uświadczono, a do Ligi Mistrzów awansować i tak się nie udało. Firmom przyjdzie płacić.
Przypadek „ubezpieczenia od porażki” tylko kolejny raz dobitnie pokazuje, jak skomercjalizowany jest dzisiejszy futbol, czy też raczej: korpo-futbol. To biznes, w którym gra toczy się o wielkie pieniądze, a w którym wiele (dla szefów: zbyt wiele) zależne jest od boiska, gdzie z losowych przyczyn nawet najlepszy, najrozsądniejszy i najbardziej szczegółowo dobrany plan może się posypać, a w konsekwencji oznaczać straty.
W najsilniejszych ligach grube pieniądze otrzymuje się od stacji telewizyjnych, ale też i sporo trzeba wydać, by chociaż włączyć się o utrzymanie. Gdy ktoś spada, wtedy często staje nad przepaścią, bo zostaje z pierwszoligowymi wydatkami, a z drugoligowymi zarobkami. Dlatego Premier League wprowadziła dla spadkowiczów „finansowy spadochron”, ale w La Liga czy Serie A spadek może być tylko początkiem kłopotów znacznie poważniejszych niż czysto piłkarskie. Aktualnie doświadcza tego choćby Osasuna.
Do pewnego stopnia ta sama sytuacja dotyczy najsilniejszych. Cała europejska czołówka ustala swój budżet również w oparciu o przychody z Ligi Mistrzów, a te są przecież niebagatelne. Rok temu, gdy Borussia doszła do ćwierćfinału, z samych nagród wyjęła od UEFA 35 milionów euro, nie mówiąc o dochodach z tytułu dnia meczowego czy od reklamodawców. BVB miało wówczas łączne roczne obroty na poziomie 260 milionów, czyli brak gry w Champions League nie postawiłby ich pod ścianą, ale umówmy się – wyrwa w finansach byłaby zauważalna i dotkliwa. Ubezpieczenie sprawi, że w przyszłorocznym budżecie takiej dziury nie będzie, mimo sportowego fiaska.
Cały kontrakt trzymano w skrajnej tajemnicy, o wszystkim mieli wiedzieć tylko Zorc, Watzke i Klopp, nikt więcej. Poufność była jednym z warunków wejścia umowy w życiu, bo ujawnienie jej mogłoby wpłynąć na poczynania zespołu. I tu dotykamy sedna sprawy: jest ona bardzo kłopotliwa etycznie, mało w duchu fair play. W Anglii zupełnie zabroniono takich praktyk, uznając je za tworzenie pola pod korupcję, względnie – pod podkładanie się. W Hiszpanii ponoć notowano podobne przypadki, jednak w zamierzchłych czasach i nie na na taką skalę.
Kto wie jak to potoczy się dalej, bo z jednej strony pewnie pojawią się naciski, by w myśl powyższych wątpliwości zupełnie zakazać ubezpieczeń od porażek, ale z drugiej – takie umowy opłacają się możnym klubom, czyli poważnym graczom, którzy mają wiele do powiedzenia w świecie piłki. Ich głos może wiele.