1979 rok. Maradona jeszcze przed rzuceniem świata na kolana, ale już elektryzujący całą Argentynę – to gwiazda ozłoconych na młodzieżowym mundialu Albicelestes, to nastolatek strzelający w dorosłej kadrze, tydzień w tydzień porywający w barwach Argentinos Juniors. Pewien dziennikarz z zaciekawieniem jedzie do Villa Fiorito, dzielnicy Buenos Aires, z której wywodzi się Diego, by przyjrzeć się młodszym braciom gwiazdy. Czy jedenastoletni Hugo “El Turco”, i czternastoletni Raul “Lalo”, mają porównywalną samą skalę talentu? Czy niedługo kadrą będzie trząść familia Maradonów?
Reporter przywozi barwny materiał, dzieciaki pierwszy raz trafiają na prasowe łama. Wyrok jest jednak bezlitosny: to normalni chłopcy. Normalni, czyli nie obdarzeni piłkarską magią starszego brata.
Don Chotiro i Dona Tota, rodzice Diego, mogliby jednak wydać na świat chłopca niezdolnego chodzić, a nawet on po 1986 nie byłby bez szans na profesjonalny kontrakt w Europie. Raul i Hugo byli skazani na spróbowanie sił w poważnej piłce, bez względu na faktyczne umiejętności.
***
“Hugo może być lepszy ode mnie“.
Diego Armando Maradona po transferze młodszego brata do Rayo Vallecano.
***
– To najlepszy brat na świecie – komplementował “El Turco” przyszłą gwiazdę Napoli. Chłopcy mieli wszystko, czego zapragnęli. Podczas gdy starszy brat kilka lat wcześniej chodził na treningi w rozpadających się butach, oni mieli do dyspozycji najnowsze korki, świetny sprzęt, a podwożono ich Mercedesem. Cała rodzina została wyciągnięta za uszy z biedy dzięki talentowi najstarszego syna Don Chotiro. – Kiedy Diego dostał pierwszy kontrakt, zabierał nas do wszystkich sklepów z zabawkami z sąsiędztwa, aby kupić nam prezenty, buty, rowery. Chciał dać nam to, czego sam nie miał, gdy był dzieckiem. W jego towarzystwie wszystko było piękniejsze – mówił Raul.
Diego grający z ojcem i braćmi
Raul debiutował w reprezentacji Argentyny U-18 podczas prestiżowego starcia z Brazylią – nudne 0:0, na którym jego przygoda z “Albicelestes” się zakończyła. Hugo dla odmiany był w swoim roczniku jednym z niemalowanych, autentycznych liderów. Wspólnie z Redondo rozdawali karty w reprezentacji U-16, która zdobyła mistrzostwo kontynentu w 1985 – dwa gole “El Turco” w finale z Canarinhos mają swoją wymowę. Na mistrzostwach świata w Chinach kadra jednak zawiodła, odpadając już w grupie. Młody Maradona, choć został najlepszym strzelcem swojej ekipy, musiał oglądać plecy RFN i… Australii.
Klubowo też młokos był lepszy – Raul w Boca zagrał raptem 147 minut, zawsze wchodząc z ławki, a za jego największy sukces trzeba uznać epizod w derbach z River. Młodziutki, szesnastoletni Hugo już wtedy regularnie grywał dla mocnego Argentinos Juniors, zarówno w lidze jak i Copa Libertadores.
MŚ w Meksyku bracia oglądali w rodzinnym domu. Gdzieś tam, daleko, Diego swoją grą znowu w fundamentalnym stopniu wpływał na ich życie. Tym razem otwierając przed nimi wrota do kariery w Europie.
***
Nazwisko Maradona stało się kluczem do wielu drzwi, a gwiazdor był dostatecznie umocowany w świecie piłki, by samemu móc pociągać za sznurki. Hugo trafił do Napoli, a plotka głosi, że Diego postawił szefom ultimatum: mają ściągnąć jego brata, bo jak nie to on się zwija. Czy faktycznie postawił sprawę na ostrzu noża – nie wiadomo, ale w jednym z wywiadów po latach ówczesny dyrektor sportowy Napoli przyznał, że chłopaka widział tylko raz.
Granada z kolei zawarła z Raulem jedną z najdziwniejszych transferowych umów w historii. Aby transakcja doszła do skutku, pozostali bracia mieli się zgodzić na jeden mecz w barwach Granady. Z dzisiejszej perspektywy kuriozum, ale wówczas nikt nie robił problemów i 15 listopada 1987 Diego z dziewiątką na plecach (dyszka dla Lalo!) wyprowadził ekipę z Andaluzji jako kapitan. Rywalem w gloryfikowanym sparingu Malmo prowadzone przez Roy Hodgsona.
Wszyscy trzej zagrali świetne zawody. Ciągle szukali siebie na boisku, wymieniali między sobą mnóstwo podań. Lalo wyrównał na 1:1, pięknie przedstawiając się piętnastu tysiącom widzów na Los Cármenes, tymczasem Diego bajecznym strzałem z wolnego przesądził o wyniku 3:2. Po meczu najstarszy z braci przyznał: – Granada miała wspaniały pomysł. Zagrać razem z braćmi w poważnym meczu to coś, o czym zawsze marzyłem.
To był złoty czas dla nich wszystkich. Maradona na szczycie szczytów, w glorii mistrza świata, w randze niekwestionowanego numeru jeden. Raul z gwiazdorskim kontraktem w mocnej Segunda Division (podobno wszystkie wpływy z meczu, zarówno reklamowe, telewizyjne jak i ze sprzedaży biletów, poszły na pokrycie jego gaży), Hugo podczas debiutanckiego sezonu w Serie A.
***
Do kibiców Granady szybko dotarło, że Raul ich nie zbawi. Stracił miejsce w składzie, wylądował na ławie, stając się diablo drogim rezerwowym. Drużyna spadła do Segunda B, Lalo łącznie strzelił dwie bramki, a kontrakt rozwiązano. Z perspektywy czasu i te dwa trafienia zakrawają na cud: Raul był modelowym przykładem beztalencia. Tajemniczy biznesmen z Japonii ściągnął go do Fukuoki, i nawet w warunkach absolutnie raczkującej japońskiej piłki Lalo sobie nie poradził. Potem nie zagrzał miejsca w anonimowej drużynie z Toronto, wkrótce pokazano mu drzwi w Wenezueli…
Rok w Segunda, na poważnym przecież poziomie, gdzie strzelił dwa gole, i tak musi określać jako szczyt swojej kariery. Przynajmniej tej piłkarskiej, bo medialnie cały świat o nim usłyszał, gdy w 1990 tuż przed finałem mistrzostw świata włoska policja złapała go bez dokumentów w Ferrari brata. Gdy carabinieri stawili się na zgrupowaniu Argentyny, by wyjaśnić z Diego całą sprawę, ten wdał się z nimi w bójkę, posądzając ich o celowe mącenie wody w obozie Albicelestes, formę zemsty za to, że wyrzucili oni gospodarzy z turnieju.
Hugo tymczasem nie miał szans zostać w Napoli. Drużyny Serie A mogły wystawiać wówczas jednocześnie tylko dwóch stranieri, a takimi w Neapolu był Diego i wybitny snajper z Brazylii, Careca. Młodego wypożyczono więc do Ascoli. “Maradonino“, jak nazywali go tifosi skupił się jednak na sprzedawaniu biletów, anie strzelaniu goli. Ludzie przychodzili go oglądać, fascynowała ich magia nazwiska, ale z boiska wiało nudą – trzynaście meczów, zero trafień i koniec przygody El Turco ze Stadio Cino e Lillo Del Duca. Jedno co może młody Maradona z tego okresu zapamiętać, to że zagrał na poziomie Serie A przeciwko swojemu bratu.
Wciąż chodziło jednak o bardzo młodego piłkarza, nastolatka, który owszem, odbił się, ale od silnej Serie A – nie dziwi więc specjalnie, że znaleźli się kolejni sensowni chętni. Rayo Vallecano, wówczas w Segunda, ściągnęło Hugo z fanfarami. Pompowano balonik na całego: Diego komplementował brata w hiszpańskiej prasie, mówił, że młody może być lepszy od niego. Carles Bilardo przypominał znakomite występy dzieciaka w młodzieżówce Albicelestes, a dyrektor sportowy Rayo zaznaczał, że Maradonina to supertalent czekający na eksplozję. Sam Hugo nie był szaleńcem, nie twierdził, że jest lepszy, ale przekonywał, że jest… ofensywniejszą wersją starszego brata, cokolwiek miał na myśli. Kibiców porwał jeszcze przed pierwszym wyjście na boisku – wyglądał jak kopia Diego. Ten sam wygląd, styl, kolczyk w uchu, luz.
Początek był obiecujący. W tej samej lidze, która wypluła Lalo, Hugo grał regularnie i awansował z Rayo do Primera Division. Strzelił sześć goli, wykonywał wolne, robił swoją robotę, zasłużył na szacunek. W Madrycie byli z niego zadowoleni. Niestety, La Liga okazała się za wysokimi progami dla całej drużyny. Rayo zajęło ostatnie miejsce, było zdecydowanym outsiderem, przepaść punktowa dzieliła ich do utrzymania. Hugo strzelił trzy razy: nakłuł Atletico, Sociedad i Sporting Gijon.
Był jednak dwudziestojednolatkiem, który nie zasłużył na skreślenie. Segunda, gdzie błyszczał, to nieprzypadkowa liga, a i na najwyższym poziomie przecież trafiał, choć grał w beznadziejnej drużynie. Z jednej strony mogło mu ciążyć, że z uwagi na nazwisko wymagano od niego cudów, że tylko przyzwoity mecz był i tak rozczarowaniem. Z drugiej strony, cały czas mógł liczyć na duże zainteresowanie poważnych ekip. Ponoć po Vallecano chciały go ściągnąć Betis i Espanyol, ale Hugo Maradona zdecydował się na przedziwny ruch: wybrał Rapid Wiedeń.
Prawdopodobnie przeważyła suma na kontrakcie, bo w klubie zaciągnięto kredyty, byleby tylko El Turco dołączył do Die Grün-Weißen. Ostatecznie transfer okazał się obustronną katastrofą. Stolica Austrii pogrzebała karierę Hugo na starym kontynencie, a Rapid wydał krocie na bezużytecznego piłkarza, który wybiegł na murawę raptem kilka razy. Legenda Rapidu Peter Shottel wspomina: – Trenowaliśmy często na sztucznej nawierzchni, na śniegu. To były trudne warunki, w których on, piłkarz z Ameryki Południowej, nie potrafił się odnaleźć. Hugo na boisku tylko z wyglądu przypominał Maradonę. Wielu zastanawiało się: jak to możliwe, że brat najlepszego piłkarza wszechczasów gra tak źle? Warunki klimatyczne mają znaczenie, ale dobry zawodnik to zawsze dobry zawodnik, słabemu pogoda będzie służyła jako wymówka i pretekst.
Po przygodzie z Rapidem postanowił wrócić na rodzimy kontynent. Nie było już topowych drużyn: Deportivo Italia w Wenezueli i Progreso w Urugwaju to żadni giganci. Potem wybrał Japonię i tutaj znalazł swoją przystań. Łącznie w J-League i niższych ligach japońskich strzelił niemal sto bramek. Odegrał swoją rolę w popularyzacji piłki w kraju kwitnącej wiśni, z uwagi na nazwisko na brak kontraktów reklamowych i zainteresowanie kibiców nie mógł narzekać, ale też tutaj, w tym specyficznym piłkarskim środowisku, Maradonina był również czysto piłkarską gwiazdą.
***
Raul w późniejszych latach, być może zainspirowany sukcesem brata na dalekim wschodzie, też postanowił wrócić do piłki. Z wielkimi fanfarami ściągnięto go do Peru, zaryzykował Deportivo Municipal. Był 1998, ściągano gościa, który nigdy nic nie osiągnął, który miał 32 lata i odbijał się od słabszych lig, ale jednak dano się nabrać, zachorowano na zbiorową amnezję. Lalo w wywiadach opowiadał “Jestem mądrym zawodnikiem, prawie tak jak Diego“, a ludzie wariowali, skandowali jego nazwisko, cieszyli się, jak gdyby trafił do nich Diego u szczytu kariery.
Potem poszło standardowo: wielka kasa i wielkie zainteresowanie mediów, gol w debiucie. A następnie katastrofalne występy, które obnażały Lalo. Dyrektor sportowy powiedział o nim tak: – dawał drużynie tak niewiele, że z nim na boisku praktycznie graliśmy w dziesiątkę. Jedyne, co wniósł pozytywnego, to że kibice mogli pokrzyczeć “Maradona, Maradona!”.
Lalo w Argentynie wciąż jest jednak popularny, znacznie bardziej, niż mający więcej piłkarskiej ikry Hugo. Raul to celebryta klasy C: poszedł do Big Brothera, umawiał się z wnuczką Placido Domingo, występował w popularnych… reklamach.
Ta reklama ponoć miała zdobyć taką popularność, że Lalo udzielał po niej wywiadów. Promował tu rozgrywki fantasy w stylu Ustaw Ligi
***
Bracia boskiego Diego nie byli jedynymi, którzy próbowali zaczarować magią jego nazwiska. Jak komety przez świat futbolu przemknęli Hernan Diego Maradona i Jorge Raul Maradona, synowie Lalo, a także Sergio David Maradona, Sergio David Maradona i Diego Armando Sinagra (zresztą wychowanek Napoli), wszyscy mniej lub bardziej związani z mistrzem świata z 1986. Koniec końców w rodzinie znalazł się wybitny grajek, ale Diego jest tylko jego teściem – mowa oczywiście o Sergio Aguero, który poślubił najmłodszą córkę El Pibe de Oro. W konsekwencji syn Kuna, Benjamin, zmierzy się z historycznie wielkimi oczekiwaniami – ojciec gwiazdor, wybitny dziadek, a jeszcze jego chrzestnym jest Messi…
Leszek Milewski