Pięciu wspaniałych. Towar najbardziej ekskluzywny, a jednocześnie darmowy. No okej, nie licząc milionowych, jednorazowych premii za podpis i setek tysięcy funtów miesięcznie. Panów z poniższego zestawienia łączą trzy sprawy – potrafią grać w piłkę, poszukują nowych wyzwań i z końcem sezonu najprawdopodobniej zostaną z kartami w łapie. Nie braliśmy pod uwagę starych steków pokroju Didiera Drogby czy Stevena Gerrarda, ani tych wątpliwej jakości, zrobionych z jakiejś mielonki – Andrei Ranocchii czy Giampaolo Pazziniego. Doświadczeni reprezentanci swoich krajów. Tylko najlepsze kąski.
Dani Alves (FC Barcelona)
Odchodzi! Nie, rozważa propozycję nowego kontraktu. A jednak nie, odchodzi. Nie, jeszcze się zastanawia. W ostatnich miesiącach duet Barcelony i Daniego Alvesa wyreżyserował swoją małą wewnętrzną telenowelkę, w której ostatnim odcinku Brazylijczyk roniąc łzę opuści Camp Nou. Jego 31-letnia menedżerka przyznała, że nie przyjął oferty rocznej umowy, z opcją przedłużenia o kolejny, a potem jeszcze jeden.
Władze Blaugrany nazwały to trzyletnim kontraktem, ale trochę inne zdanie miał sam zawodnik. Luisowi Enrique zależało na zatrzymaniu Alvesa. Jego wielkimi zwolennikami nie byli natomiast ci “u góry”. Gdzie trafi? W grę wchodzi dosłownie kilka klubów. Nawet jeśli nie jest to Alves z gazem sprzed kilku sezonów, to i tak ścisła światowa czołówka bocznych obrońców. Do tego ma 31 lat, więc nie jest jeszcze taki stary. Jego potencjalnych chlebodawców, z uwagi na kosmiczne oczekiwania finansowe i kosmiczną kwotę przy podpisaniu umowy, można zliczyć na palcach dłoni.
Sami Khedira (Real Madryt)
– To nie jest decyzja podjęta przeciwko Realowi Madryt. Chcę zacząć nowy rozdział kariery i ciągle się rozwijać. Nie rozmawiałem jeszcze z zainteresowanymi klubami, ale mam nadzieję znaleźć go jak najszybciej – powiedział trzy tygodnie temu, informując opinię publiczną, że w Madrycie nie zostanie na pewno.
Z pewnością miał słuszne wrażenie, że nie jest tam szczególnie potrzebny i przeważnie siedziałby na ławce rezerwowych. Tak jak w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, kiedy jego pozycję w klubie zrujnowało zerwane więzadło. Wyleczył się, pojechał na mundial, przywiózł złoty medal, ale w Realu na stałe przylgnęła do niego rzep zawodnika drugo albo trzecioplanowego. Zainteresowane są wszystkie czołowe kluby Premier League, z Manchesterem United na czele. Jest też furtka powrotu do Bundesligi, ale tam jedynym klubem, który mógłby go ewentualnie skusić, wydaje się być Bayern.
Jewhen Konoplanka (Dnipro)
Tutaj sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Władze Dnipro ciągle walczą o przedłużenie umowy. Wiedząc jak hojnym człowiekiem jest właściciel ukraińskiego giganta, Ihor Kołomojski, pewnie obiecał mu trzy Ferrari, dwa Lamborghini, Bentleya, trzy apartamenty na Lazurowym Wybrzeżu i własną wyspę na Pacyfiku. Konoplanka to klejnot, ale szczerze mamy nadzieję, że tym razem nie poleci na gigantyczną kasę. Naprawdę z przyjemnością pooglądalibyśmy porządnego, ukraińskiego piłkarza na boiskach Premier League, bo tam umieszczają go zorientowane media. W grę wchodzi ponoć jeszcze Sevilla, ale…
… okazji do pozyskania tak dobrego piłkarza za darmo nie przepuści menedżer Liverpoolu, Brendan Rodgers. Wczoraj brytyjskie media rozpisywały się na temat tego, że od przyszłego sezonu Ukrainiec prawie na sto procent stanie się jednym z The Reds.
James Milner (Manchester City)
Rodgers z luksusowego wysypiska planuje wyciągnąć także kolejnego odrzuconego. Mowa o pomocniku Manchesteru City i reprezentacji Anglii – Jamesie Milnerze. Wyspiarscy eksperci są właściwie jednomyślni, że brak propozycji nowego kontraktu właśnie dla niego jest wielkim błędem. Oczywiście, w szatni The Citizens śmierdzi trupem. Przyda się gruntowne wietrzenie, może nawet remont, ale Milner nadaje tej drużynie charakter. Nie przynosi obciachu statystykami i mówi płynnie po angielsku, co wcale nie jest tam tak oczywiste.
O zainteresowaniu Liverpoolu już napisaliśmy, ale do akcji po 29-latka chce wkroczyć słynny łowca dzieciaków – Arsene Wenger. W Arsenalu ponoć kuszą go propozycją trzyletniej umowy. Inną opcją niby jest Inter prowadzony przez Roberto Manciniego, ale… szanujmy się.
Pierre-Andre Gignac (Olympique Marsylia)
Blisko 30-letni Francuz to w porównaniu do swoich poprzedników niby cichy gracz, ale w kategorii tych, którym latem kończy się kontrakt, jest chyba najbardziej rozchwytywany spośród napastników. I nie ma się czemu dziwić. W tym sezonie uzbierał już osiemnaście bramek – o jedno więcej niż Zlatan Ibrahimović. W latach poprzednich też nie miał najmniejszych problemów z przekraczaniem dychy, a w minionym nawet piętnastki. Solidna, bardzo solidna firma.
Mimo wszystko wiek skazuje go jedynie na bycie kąskiem, ale już nie pierwszej świeżości. Wśród zainteresowanych nie ma gigantów, ale są solidne i bogate firmy. Z naciskiem na to drugie, bo najchętniej ponoć przeniósłby się do Dynama Moskwa. West Bromwich Albion zaoferowało 5 milionów euro na sezon. Skoro mimo tego ciągnie go na wschód, to nie wyobrażamy sobie jak głęboko Rosjanie są w stanie sięgnąć do kieszeni.