Słońce, które powoli wdziera się na ekstraklasowe boiska, służy głównie tym, na których jesienią regularnie wieszaliśmy psy. Oprócz rewelacyjnego Zawiszy, w roli rycerzy wiosny całkiem nieźle czuje się Korona, która ligowy weekend zainauguruje meczem z Ruchem u siebie. W Chorzowie też przestali się wreszcie wygłupiać i zaczęli jako tako grać w piłkę. Wieczorem radary ustawiamy na Bielsko, gdzie z kolei zaczyna się trzystopniowa batalia o utrzymanie miejsca w strefie mistrzowskiej. Podbeskidzie ma przed sobą Wisłę, Lecha i Piasta na obcym terenie.
Korona – jesienią, obok Zawiszy, drużyna obiektywnie najsłabsza. Do 13-14. kolejki sezonu idąca niemal łeb w łeb z Bydgoszczą. Co drugi z nowych kieleckich nabytków nie przypominał zawodowego piłkarza (patrz np. Leandro), a dziś ekipie Tarasiewicza należy się co najmniej duża skrzynka piwa. W ostatniej kolejce momentami sprawiała znacznie lepsze wrażenie od Lecha. Od początku narzuciła swoje warunki, a nawet jako pierwsza zdobyła prawidłową bramkę, której sędzia nie uznał.
Dziś szczególnie przyjrzymy się dwójce piłkarzy. Jackowi Kiełbowi, który – pisaliśmy o tym w minionym tygodniu – wreszcie zaczyna przypominać Kiełba, który niegdyś potrafił grać w piłkę. A po drugie – Grzegorzowi Kuświkowi, bo ktoś przecież o koronę króla strzelców musi powalczyć, kiedy Piątkowski czy Paixao w odwrocie. Zwracamy uwagę, że Kuświk w 15 spotkaniach Ruchu pod wodzą Fornalika zdobył już 10 bramek. Ani u Zielińskiego, ani u Kociana nie trafiał z podobną regularnością.
Ostrzymy sobie zęby (no dobra, to lekka przesada…) na całkiem przyzwoite spotkanie tym bardziej, że chorzowianie wreszcie przestali wycierać sobą dół ligowej tabeli i wiosnę mają naprawdę sensowną. Punktują w kratkę, ale zwróćmy uwagę, że przegrywali dotąd tylko z Zawiszą i Lechem.
Słabsi rywale mieli spore problemy.
Do Bielska przyjeżdża dziś Wisła, której jakość wzrasta – szacunkowo – o jakieś 30 procent, wraz z powrotem do kadry meczowej Semira Stilicia. – Kiedy trzeba się bić, będziemy się bić, ale kiedy będziemy mieć piłkę, mamy w nią grać – zapowiada Kazimierz Moskal.
Oby dziś więcej było tej piłki. Choć trener powinien mieć na uwadze, że przyjeżdża do Bielska musztrowanego przez Ojrzyńskiego, a ze Stiliciem, Guerrierem czy Boguskim to aż strach iść do walki na noże.
Życie trenera, jak zwykle, przewrotne. Dwa tygodnie temu pisało się, że Moskal zaczął lepiej niż można się było spodziewać – czterema punktami z Cracovią i Legią, ale po dwóch kolejnych tygodniach okazuje się, że jednak zaczął bardzo przeciętnie. I ciągle nie wiadomo, czego się po tej Wiśle spodziewać.
Ojrzyński – chociaż oglądając ostatnio Podbeskidzie miewamy mieszane uczucia – jest już o trzy kroki od świetnego wyniku. Bo i jak inaczej traktować grupę mistrzowską Ekstraklasy dla Bielska. Rzecz w tym, że ma przed sobą niezbyt wesoły terminarz. U siebie Wisłę i Lecha, na wyjeździe mecz derbowy z Piastem.
Zapas wynosi trzy punkty. To mało, co tylko pozwala nam przypuszczać, że wieczorem w Bielsku może być więcej ambitnej bijatyki, niż piłki.