Mateusz Piątkowski ponownie musi zapoznać się z harmonogramem zajęć rezerw Jagiellonii. Na dziesięć kolejek przed końcem sezonu klub walczący o czołowe lokaty, nawet o europejskie puchary, dobrowolnie rezygnuje z ex-aequo najlepszego strzelca ligi. Brzmi jakby ktoś rozstał się z rozumem, ale w Białymstoku od dawna nic nie jest takie proste.
Oficjalnie, wszyscy nabierają wody w usta. Można zażartować, że przynajmniej w tej kwestii się zgadzają, bo ani trener, ani piłkarz, ani prezes nie czują potrzeby szerszego tłumaczenia, co się wydarzyło.
– Decyzję podjął zarząd. Klub, a nie wyłącznie trener. Nie chcemy, żeby teraz rozpętała się wielka prasowa wojna, więc nie udzielamy żadnych innych informacji. Szczegóły są nikomu niepotrzebne – ucina prezes Cezary Kulesza. – Czy na finiszu przydałby nam się najlepszy strzelec ligi? Pytajcie Mateusza.
Kiedy w lutym Jaga odstawiła Piątkowskiego po raz pierwszy, jasnym było, że za moment zrobi się afera. Probierz znajdzie się w mocno niekomfortowej sytuacji, pojawią się pytania. „Nie widzi w składzie najlepszego strzelca? Działa na niekorzyść drużyny?” Przegra jeden, drugi mecz, Tuszyński nie odpali i zacznie się ciśnienie. I faktycznie, mimo że Tuszyński nie zawodził, Piątkowski do składu szybko wrócił.
Teraz będzie dużo trudniej – zarówno o powrót, jak i o uczciwą ocenę sytuacji, bo sprawa nie jest wcale zero-jedynkowa.
Według naszych informacji, Piątkowski jakiś czas temu określił się, że jest jednak gotów przedłużyć kontrakt z Jagiellonią. Usiadł do negocjacji. A rozbieżności w oczekiwaniach, które początkowo były kolosalne, zaczęły się sukcesywnie zmniejszać. W końcu warunki zostały ustalone, ale wówczas zawodnik wykonał nagły zwrot. Postanowił nie podpisywać umowy tu i teraz – może po zakończeniu sezonu, a może nigdy, jeśli pojawi się lepsza propozycja. Jak Jagiellonia kocha to poczeka.
Już w lutowej rozmowie z Weszło mówił zresztą: – Jestem bardzo spokojny. Nie wiem, czy zostanę w Polsce, czy wyjadę za granicę – może jestem trochę ryzykantem, niektórzy woleliby już wszystko wiedzieć, ale ja poczekam, może nawet do końca, i zobaczę, co się zdarzy.
No, póki co zdarzyło się tyle, że wylądował w rezerwach. Michał Probierz musi mieć mieszane uczucia – z jednej strony traci klasowego napastnika. Nikt w końcówce sezonu nie pogardzi najskuteczniejszym strzelcem Ekstraklasy, nawet jeśli ten ostatnio zwolnił tempo. Z drugiej strony – jakieś zasady również muszą istnieć. Klub uznał, że trzeba zareagować twardo, skoro zawodnik łamie cierpliwie wypracowywane ustalenia. Mamy wrażenie, że i ze strony Jagi, i piłkarza w ostatnich miesiącach zabrakło dobrej woli, by rozegrać sprawę uczciwie i klarownie. Umówić się na coś i dotrzymać słowa. Tu tymczasem każdy chciał ugrać coś dla siebie, zadbać o swój interes i wszystko się w końcu rozjechało.
Nie siedzimy w głowie Piątkowskiego. Nie wiemy, czy od początku wodził klub za nos i tylko kupił sobie tym dwa miesiące w pierwszej drużynie (równie dobrze, mógł zostać w rezerwach od lutego, prawda?), czy po prostu nagle uznał, że to jeszcze nie pora na decyzje i w dalszym ciągu chce być panem sytuacji.
On sam nie udziela komentarzy, pozostawiając pole do domysłów.
Jagiellonia ma oczywiście wiele do stracenia. Zajmuje trzecie miejsce w lidze, a każde niższe to nie tylko utrata szans na puchary, ale i ponad 150 tysięcy złotych premii za określoną lokatę na koniec sezonu. Spadnie z trzeciego na szóste – jest pół miliona w plecy. Prosty rachunek. Piątkowski, rozgrywając trzy kiepskie mecze z rzędu, w których nie strzelił gola, tylko dostarczył jej jednak argumentów, że da się żyć bez niego, więc Jagiellonia ryzykuje.